To było jak cios w twarz, z Wimbledonu wylądować na 15K w Turcji. Paula Kania o powrocie do tenisa

Kiedy Paula Kania zaczęła grać na turniejach wielkoszlemowych, wiedziała, że znalazła się tam gdzie zawsze chciała. Wielki świat, piękne korty, gwiazdy tenisa dookoła. Kontuzja ramienia i ponad roczna przerwa sprawiły, że musiała się cofnąć do przedsionków tenisowego piekła. Dziś krok za krokiem realizuje plan powrotu na miejsce, które gwałtownie musiała porzucić.

Michał Gąsiorowski: Czy jest jakiś turniej, który zupełnie cię zauroczył?

Paula Kania: Moim pierwszym wielkoszlemowym był US Open. Kiedy wylądowałam w Nowym Jorku opadła mi szczęka. A kiedy na śniadaniu przy stoliku obok usiadł Roger Federer opadła mi jeszcze bardziej. Ale najbardziej chciałam zawsze zagrać na Wimbledonie. Patrzyłam dawniej na mecze Martiny Hingis i pamiętam jak jej mama siedziała tuż przy korcie w pięknym kapelusiku. Marzyło mi się, że jeśli też zagram kiedyś na korcie centralnym, to moja mama siądzie tak samo jak pani Melania Molitor. Kiedy pierwszy raz przeszłam eliminacji okazało się, że zmierzę się z Chinką Na Li właśnie na korcie centralnym. Zadzwoniłam natychmiast do mamy i do siostry i powiedziałam - Kupiłam bilety i przyjeżdżajcie dzisiaj do Londynu. I tak się stało. Oglądały mój mecz w boksie dla zaproszonych gości, a dla mnie to było niesamowite przeżycie. Po pierwsze mogłam pokazać się całemu światu, że to ja Paula Kania, a po drugie że tam obok siedzi moja mama, z siostrą i trenerem. Tego się nie zapomina. To jest spełnienie marzeń.

A mama miała kapelusik, jak mama Martiny?

- Hahahaha, nie miała, ale jakoś to chyba przejdzie bez kapelusika. Były za to truskawki. Siostra zaraz po wejściu na korty zażyczyła sobie tych truskawek. Wierzcie mi, że one inne, trzeba je tam zjeść, żeby zrozumieć o co chodzi. No więc kupiłam jej te truskawki, a ona pierwsze co zrobiła to wpadła na kogoś i wszystko wylądowało na ziemi. Było jej tak głupio, że pozbierała je, umyła i udawała, że jest OK. To jest zdecydowanie mój ulubiony turniej i najlepiej go wspominam.

Te truskawki są po prostu doprawione tradycją i stąd ten smak.

- Tam w ogóle jest dużo dziwnych zasad i zwyczajów. Wszyscy wiedzą, że w meczach trzeba występować w białych ubraniach. Ale kiedy byłam tam pierwszy raz, to nikt mi nie powiedział, że to samo dotyczy treningów. Przychodzę spokojnie w różowych spodenkach, a tu się okazuje że nic z tego. Zaczęłam więc biegać od jednej dziewczyny do drugiej, żeby pożyczyły mi coś białego. Udało się. Ale później w seniorskim turnieju już wszystko wiedziałam. Przyjechałam jak po swoje (śmiech).

A teraz, jak rozumiem, chcesz tam wrócić.

- To jest mój cel. Wiem o co w tym wchodzi, wiem jak to jest znaleźć się w tym świecie, ale jestem zupełnie gdzie indziej. Chcę zrobić co w mojej mocy, żeby znaleźć się na poziomie na którym byłam. To trudna droga. Myślę, że czasami łatwiej zaczynać wszystko od początku, bo wtedy człowiek nie wie co jest na końcu i pewne rzeczy przyjmuje jako oczywistość.

Co masz na myśli?

- Wydawało mi się, że po 14 miesiącach przerwy spowodowanej kontuzją ramienia wrócę w to samo miejsce, w którym skończyłam. Okazało się, że nie i dostałem mocny cios w twarz. Musiałam na nowo uczyć się pokory, a ja jestem bardzo niecierpliwa i przychodzi mi to z trudem. Nie łapię się na razie na duże turnieje, muszę od początku budować ranking i to jest dla mnie duże wyzwanie. Ale nie poddaję się.

To musi być trudne. W końcu zaszłaś już dość daleko, a teraz musisz zrobić spory krok w tył. Jak wygląda takie zderzenie światów?

- Moim ostatnim turniejem, w jakim wzięłam udział, był Wimbledon. A tu muszę na przykład pojechać na turniej w Turcji z pulą nagród 15 tys. USD. Okazuje się, że jeśli nie mieszkam w oficjalnym, bardzo drogim hotelu, to muszę płacić nawet za wejście na kort. Później dostaję piłki, które są tak wyprute i wyplute, że nie ma na nich nawet napisów. Aha, żeby była jasność, dostaję tylko 3 piłki na mecz. Wchodzę na kort i przeżywam szok, bo okazuje się, że w eliminacjach nie ma sędziego i sędziujemy same. To nie ma nic wspólnego z profesjonalnym tenisem. Ale zaciskam zęby i mówię sobie - to jest tylko etap, muszę go przejść, żeby wrócić tam, gdzie moje miejsce. Ale na początku było to trudne. Stałam na tym korcie i myślałam sobie - Co ja tu do cholery robię?! Taka jednak jest brutalna rzeczywistość, a tenis na wyższym poziomie szybko rozpuszcza. Pomyślałam też, że grałam w tym samym turnieju dokładnie 10 lat wcześniej. Wtedy to było dla mnie coś normalnego, oczywistego. Ale po 10 latach... Na szczęście ten etap jest już za mną i nie chcę tam wracać.

Odnosząc to do piłki nożnej, to jak przeskok z Santiago Bernabeu albo Camp Nou do A klasy.

- Mój narzeczony, który jest fizjoterapeutą i zajmował się wieloma piłkarzami uświadomił mi, że i tak mam lepiej. Mogę decydować o swoim losie, gdzie pojechać, jaki turniej wybrać. A piłkarze są skazani na decyzje trenerów i czasami choć nie są gorsi, siedzą na ławce rezerwowych albo grają w rezerwach. To ja już wolę grać w tenis.

Igrzyska chodzą ci jeszcze po głowie?

- Oj chodzą. Raz na nich zagrałam i to było chyba największe wydarzenie w moim życiu. Niestety nie sam turniej, bo wyszedł mi słabo. Ale sama impreza była warta wszystkich wyrzeczeń w życiu. Ta atmosfera, sportowcy, których się spotyka. Marzę o tym, żeby pojechać do Tokio. To nie jest może mój cel numer jeden, ale gdyby się udało byłabym przeszczęśliwa.

Masz za co żyć?

Wiedziałam, że taki moment w moim życiu może nadejść i dość mądrze zarządzałam swoim budżetem wcześniej. Dzięki temu nie zostałam na lodzie. Z tych zaksórniaków jakoś na razie daję sobie radę.

Nie myślisz o tym, żeby skupić się tylko na deblu?

Chyba jestem jeszcze na to za młoda. Dopóki mam na to szansę, będę walczyć o jak najwyższy ranking w singlu. Debel jest łatwiejszy, żeby wrócić do tego wielkiego świata. I trochę mniej wymagający dla mojej ręki pod względem obciążeń. Chociażby przez fakt, że serwuję raz na cztery gemy. Dzięki deblowi, w którym jest wyżej notowana, cały czas funkcjonuję na większych turniejach, gdzie łatwiej jest zarobić. Pomaga mi bardzo zamrożony do końca sierpnia ranking, więc byłoby głupotą gdybym z niego nie skorzystała. Ale moim celem jest singiel. Chcę tam wrócić i to mnie napędza, choć jestem niecierpliwa i chciałabym, żeby wszystko działo się szybciej. To dla mnie największe wyzwanie - uczenie się cierpliwości.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.