Jo-Wilfried Tsonga potrzebował zaledwie 58 minut, żeby wygrać w I rundzie wielkoszlemowego Wimbledonu z Bernardem Tomiciem 6:2, 6:1, 6:4. Już w trakcie spotkania pojawiały się pierwsze głosy ekspertów, że Australijczyk celowo nie wykazuje zaangażowania w trakcie meczu. John Lloyd, były tenisista, a obecnie komentator w BBC stwierdził, że więcej zaangażowania wykazują amatorzy grający w jego lokalnym parku.
Tomic po meczu przyznał, że zagrał fatalnie. Jednak gdy został zapytany o to, czy grał najlepszy tenis, jaki mógł, przewrócił jedynie oczami i odpowiedział "następne pytanie". - Zagrałem najlepiej jak mogłem. Ale to był fatalny mecz. I on zaserwował 24 asy [21 - przyp. red.]. Wiedziałem, że jeśli nie będę czuł się dobrze, przegram ten mecz szybko. Graliśmy bardzo szybko - dodał jednak po chwili.
Już w trakcie meczu sędzia i kibice zebrani na trybunach czuli, że Australijczyk nie prezentuje pełni swoich możliwości. Po zakończeniu spotkania, sprawą zajęli się organizatorzy. W czwartek podjęli decyzję, że tenisista straci premię finansową w wysokości 45 tys. funtów. Tłumaczyli ją tym, że od każdego oczekuje się profesjonalnej postawy na korcie, której nie pokazał Tomic.