Kamil Majchrzak (176 ATP) zadebiutuje w Melbourne w turnieju wielkoszlemowym. 21-latek zdołał awansować do turnieju głównego Australian Open poprzez eliminacje. W pierwszym meczu kwalifikacyjnym Majchrzak pokonał Kanadyjczyka Braydena Schnura (197 ATP) 6:4, 6:3. W drugim okazał się lepszy od Amerykanina Noaha Rubina (141 ATP) 7:5, 6:1. W ostatniej rundzie ograł Niemca Matsa Morainga (150. ATP) 6:3, 6:2. Awans do głównej drabinki Australian Open to największy sukces w karierze młodego tenisisty.
W 1. rundzie turnieju głównego w Melbourne Majchrzak zmierzy się z rozstawionym z nr ósmym Japończykiem Keim Nishikorim. Spotkanie to zostało zaplanowane na wtorek na godzinę 1:00 w nocy czasu polskiego.
Kamil przeszedł pierwszy raz w karierze eliminacje do turnieju wielkoszlemowego. W dodatku uczynił to bez straty seta. Spodziewał się pan, że pójdzie mu w kwalifikacjach w Melbourne aż tak łatwo?
- Tomasz Iwański, trener Kamila Majchrzaka: To rzeczywiście tak wyszło, ale mogło potoczyć się inaczej. W pierwszej i drugiej rundzie był bliski przegrania pierwszego seta. W obu przypadkach był do tyłu o przełamanie serwisu i wisiał trochę na włosku. Grał jednak na tyle solidnie i dobrze, że udało mu się wyjść z opresji.
W eliminacjach Kamil pokazał swój najlepszy tenis czy też stać go w tym momencie na jeszcze więcej?
- Każde z tych spotkań było inne. W każdym z nich miał bardzo dobre fragmenty gry – np. w końcówce meczu z Moraingiem czy w drugim pojedynku z Rubinem od stanu 4:5 w pierwszym secie. Ale czy to był jego najlepszy tenis? Tak młodzi zawodnicy jak Kamil rozwijają się zwykle w miarę sytuacji, w której się znajdują. Rosną ze swoim rezultatem. Czy to jest maksimum, na które stać go pod względem jakości gry? Nie sądzę. Myślę, że może grać lepiej. W kwalifikacjach ważne było to, że prezentował się dobrze w tych momentach, które były kluczowe.
Kamil walczył już kilkukrotnie w wielkoszlemowych eliminacjach i wcześniej nie był w stanie ich przejść. Dlaczego tym razem udało mu się awansować do turnieju głównego?
- Kamil w ubiegłym roku nie był mentalnie dorosły do tego, żeby z pewnym rzeczami sobie poradzić. Do wskoczenia na wyższy poziom gry tenisista musi dorosnąć, to wszystko musi się wydarzać stopniowo. Trzeba to sobie ułożyć w głowie. Kształtowanie zawodnika to proces. Obecnie widać wszelkie symptomy, które świadczą o tym, że Kamil rozwija się tenisowo, że przeszedł również na wyższy etap rozumienia samego siebie i otaczającego go świata. Ale czy to gwarantuje, że np. na Roland Garros będzie występował w turnieju głównym? Nie wiem, zobaczymy.
W pierwszej rundzie Australian Open Kamil zmierzy się z Keim Nishikori. Japończyk to bardzo trudny przeciwnik. Jak pan ocenia to losowanie?
- Nishikori jest 9. zawodnikiem na świecie, a Kamil jest na ten moment 176. Zatem to oczywiste, to jego rywal powinien być zadowolony z losowania, a on nie. Natomiast czy miejsca w rankingu wykluczają możliwość niespodzianki? Nie wykluczają. Musiałby jednak nastąpić sprzyjający zbieg okoliczności, który pozwoliłby mu nawiązać walkę z Japończykiem i go pokonać. Zobaczymy, jak będzie się układać sytuacja na korcie. To wszystko będzie dla Kamila nowe, bo debiutuje w Wielkim Szlemie. Mimo to nie jestem skrajnym pesymistą.
A jak Kamil się czuje tuż przed wielkoszlemowym debiutem?
- Bardzo dobrze. Zrobił już dobry wynik. W kwalifikacjach pokonał rywali, z którymi nie można było być pewnym, że na pewno sobie poradzi. Zrealizował swój krótkoterminowy cel. Teraz jego marzeniem jest wygrać jedną lub dwie rundy w Wielkim Szlemie. To jednak nie on, a Nishikori będzie faworytem meczu. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Japończyk powinien w tym spotkaniu zwyciężyć. Ale gdyby przewidywania zawsze się sprawdzały, to nie byłoby sportu w ogóle.
Czy można powiedzieć, że mamy wiosnę polskiego tenisa? W Australian Open 2019 wystąpi najwięcej polskich singlistów od trzech lat (Australian Open 2016).
- Hubert, Kamil i Iga dopiero zaczynają większe kariery. Dzięki swoim różnym indywidualnym wyborom, poświęceniu i wieloletniej pracy powoli łapią się już nie na peryferie, ale na - powiedzmy - podwórko światowego tenisa. Czy będzie z tego coś poważniejszego? Miejmy nadzieję, że tak.
Uważam jednak, że ich wyniki to nie jest sukces polskiego tenisa. To są bardziej sukcesy indywidualne. Niezależnie od tego, że oni otrzymują pomoc z różnego rodzaju polskich źródeł – od związku, klubów czy prywatnych sponsorów. Nie ma w tym jednak żadnego działania systemowego. To jest działanie bardzo zindywidualizowane, oparte na zaangażowaniu samych zawodników, ich rodziców i sztabów. Dlatego nie używałbym sformułowania „wiosna polskiego tenisa”, bo dla mnie brzmi ono tak, jakby jacyś mądrzy ludzie pracowali na to, żeby ta „wiosna” się pojawiła. A to są indywidualne ruchy Igi, Kamila i Huberta.
Przypadkiem w tym samym czasie.
- Dokładnie. Akurat w tym samym czasie pojawiło się paru zdolnych ludzi. Pragnę podkreślić, że widzę pewną pomoc dla każdego z nich, również od ludzi związanych ze związkiem. Jednak jeśli mówimy o działaniu związku, ludzi z nim związanych, czyli teoretycznie o tym, co można byłoby moim zdaniem nazwać „polskim tenisem”, to jest to 10-15 proc. całości potrzebnych środków i czasu dla każdego z tej trójki tenisistów.
Polski sport, a w szczególności nasz tenis, to bardzo niezorganizowane przedsięwzięcie. Ludzie starają się łatać systemowe dziury indywidualnymi działaniami. Jednak ostateczny efekt polskiego tenisa jest taki - średnio jeden zawodnik w pierwszej setce na siedem lat, biorąc pod uwagę ostatnie 30 lat. Brakuje przemyślanych systemowych działań ludzi odpowiedzialnych za nasz tenis.
Takich jakie są np. w siatkówce.
- Albo w lekkoatletyce. Jest kilka poukładanych dyscyplin sportowych w Polsce. Niestety tenis do nich nie należy. Ktoś powie, że dlatego, iż jest to sport ekstremalnie drogi. To prawda, ale tym bardziej powinien tu działać system. Rolą twórców takiego systemu powinno być to, by swoimi działaniami obniżali oni koszty uprawiania tej dyscypliny, przy jednoczesnym zachowaniu standardów jakości procesu treningowego. Tego jednak od lat nie udaje się zrealizować, dlatego ciężko jest mówić o jakiejkolwiek systemowej pomocy w naszym tenisie.
Mimo to gdy tylko pojawia się sukces, jest on często określany mianem „nasz”. „Nasz zawodnik go osiągnął”. Nieważne, że prawie bez pomocy z zewnątrz. Irytuje mnie takie wypinanie piersi do orderów przy każdym kolejnym sukcesie. Tak się akurat złożyło, że Kamil trafił do mnie w momencie, gdy mogłem mu trochę pomóc. Półtora roku temu było duże ryzyko, że w ogóle przestanie grać w tenisa.
Dlaczego?
- Niech lepiej Kamil odpowie na to pytanie.
- Kamil Majchrzak: Ponieważ w tamtym okresie miałem bardzo poważne problemy finansowe. Ciężko mi było choćby opłacić bilet na turniej do Chin. Także sama moja gra nie pozwalała mi optymistycznie patrzeć w przyszłość. Byłem w kryzysie nie tylko finansowym, ale i sportowym.
- Tomasz Iwański: Nikogo to jednak wtedy nie interesowało. Nikomu to nie przeszkadzało. Nagle teraz pojawia się duże zainteresowanie osobą Kamila. To irytujące i smutne.