US Open. Katarzyna Strączy: Serena Williams nie zostanie ukarana

- Co miał zrobić Portugalczyk? Powiedzieć "Serena, przepraszam, ale nie odzywaj się tak do mnie?" Ubliżała mu, więc słusznie straciła gema - mówi Katarzyna Strączy. Z byłą tenisistką, a obecnie komentatorką Eurosportu rozmawiamy o skandalicznym zachowaniu Sereny Williams w finale US Open. Tytuł w Nowym Jorku zdobyła Japonka Naomi Osaka, pokonując faworytkę 6:2, 6:4

Łukasz Jachimiak: Naomi Osaka wygrała, a Serena Williams pokazała, jak bardzo nie umie przegrywać – zgadza się Pani z taką oceną wydarzeń z finału US Open?

Katarzyna Strączy: Oczywiście.

Czyli denerwuje Panią zrzucanie winy na sędziego, co robią i zawodniczka, i jej trener Patrick Mouratoglou?

- Tak, choć trener się przecież przyznał do przekazywania Serenie wskazówek wtedy, kiedy nie mógł tego robić.

Przyznał się, bo wiedział, że są nagrania. A jednocześnie twierdził, że sędzia powinien przymknąć oko, przekonywał, że Carlos Ramos właśnie tak postępował prowadząc w przeszłości mecze Rafaela Nadala, któremu zawsze podpowiada Toni Nadal. Mouratoglou powiedział nawet, że sędziemu zabrakło wyobraźni i finezji, przez co zrujnował ten finał.

- Przecież było tak, że po przegraniu pierwszego seta Serena zaczęła rozmawiać z ludźmi ze swojego teamu. Do momentu reakcji sędziego Mouratoglou jeszcze kilka razy coś jej pokazywał. W końcu Ramos musiał zareagować. Tak jest w przepisach i koniec. Za coaching jest ostrzeżenie, trener Sereny i ona na ostrzeżenie zapracowali i muszą się z nim zgodzić. Nawet jeśli Serena jest najlepszą tenisistką świata, to powinna być traktowana jak każda inna zawodniczka. Jak później pozwoliła sobie na ujście emocji i uderzała rakietą w kort, to przecież dobrze wiedziała, że straci za to punkt. A już rozmawiać z sędzia w ogóle nie powinna. Jedynym dobrym wyborem byłoby ugryzienie się w język. Wiadomo, że na korcie jest mnóstwo kamer. Co miał zrobić Portugalczyk? Powiedzieć „Serena, przepraszam, ale nie odzywaj się tak do mnie?” Ubliżała mu, więc słusznie straciła jednego gema.

Takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko. Potrafi Pani przypomnieć poprzednią?

- Komentuję tenis od 12 lat i to chyba trzeci taki przypadek, że sędzia zabrał komuś gema. Ale wcześniej nie zdarzyło się to w finale. A Serena traciła już punkty w ważnych meczach US Open. Tak było kiedyś w półfinale z Clijsters i w finale z Samanthą Stosur. Wygląda na to, że ona nie wytrzymuje tego szczególnego napięcia. Gra u siebie, publiczność wspiera ją wyjątkowo mocno. A jeszcze teraz mogła przejść do historii jako zawodniczka z największą liczbą tytułów wielkoszlemowych, bo wygrywając miałaby ich 24 i zrównałaby się z Margaret Court.

We wspomnianych przez panią meczach Serena potrafiła powiedzieć sędzi liniowej, że wepchnie jej piłkę do gardła, a główną arbiter nazwać człowiekiem "wewnętrznie paskudnym" i wykrzykiwać rzeczy typu „nie masz prawa patrzeć w moją stronę”. To było oburzające, ale wtedy nie wywołała aż takiej reakcji jak teraz. Przecież Osaka po swoim największym zwycięstwie płakała, bo nakręcona przez Williams publiczność ją wybuczała.

- To prawda, strasznie przykre, że 20-letnia dziewczyna wygrywająca coś wielkiego musiała przeżyć takie rozczarowanie. Na szczęście trochę się Serena swoją wypowiedzią zrehabilitowała. Bo przecież powiedziała do tych ludzi, że Osaka wygrała sprawiedliwie, że nie wolno jej wygwizdywać. Ujmując się za Osaką trochę odzyskała twarz.

Federacja WTA zapowiedziała, że przyjrzy się tym wydarzeniom. Ale chyba znów – jak po sytuacjach sprzed lat – nie będzie kary dla Sereny? Trudno sobie wyobrazić, że zostanie zdyskwalifikowana, prawda?

- Wydaje mi się, że skończy się na jakiejś notce. Czymś łagodzącym, że wszystkich poniosły emocje, że trzeba było spokojniej to załatwić. Kary nie będzie, bo Serena w sumie została już dotkliwie ukarana.

Myśli Pani, że to wystarczająca kara? Czyli podejrzewa Pani, że bez tego odebranego gema Williams mogłaby odwrócić mecz?

- Osaka bardzo dobrze grała, ale w drugim secie Serena serwowała dużo lepiej niż w pierwszym. Wydaje mi się, że mogła doprowadzić do trzeciego seta. A gdyby taki miał być grany, to stawiałabym na Serenę.

Williams ma 37 lat, wróciła po przerwie macierzyńskiej, dochodzi do finałów, ale nie wygrywa, co jak widać źle znosi. Czy choć znów gra na najwyższym poziomie, to taki brak panowania nad sobą może nie pozwolić jej zrobić tego ostatniego kroku w ponownej drodze na szczyt?

- Na pewno nie czeka nas żaden koniec Williams. To jest jej kolejny początek. Sędzia bardzo zaszedł jej za skórę, więc tym mocniej będzie chciała coś udowodnić. To taki typ charakteru.

A czy dla sędziego Ramosa spodziewa się Pani jakichś przykrych konsekwencji? Czy ktoś może dać mu do zrozumienia, że jednak powinien zejść mistrzyni z drogi?

- Musiał być surowy, nie miał wyboru. Myślę, że nie musi się bać. Za coaching dał ostrzeżenie, bo już nie miał wyjścia. Za złamanie rakiety musiał zabrać punkt, bo wcześniej dał ostrzeżenie. A jeśli usłyszał od Sereny, że jest oszustem i złodziejem, to czegoś takiego nie mógł odpuścić.

Czyli wszystko rozejdzie się po kościach?

- Tak jest zawsze. Wszystko się uspokoi, a jedyny efekt może być taki, że Ramos już nie będzie sędziował meczów Sereny.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.