Zaledwie osiem wygrywających uderzeń Radwańskiej przy aż 35 Kvitovej – przy takiej różnicy w ofensywie trudno o zwycięstwo. Zwłaszcza gdy popełnia się też dużo niewymuszonych błędów. Polka zaliczyła takich 20, Czeszka więcej – 26 – ale przy ryzyku, jakie ona podejmowała, jest to liczba niewielka. W sumie bilans kończących zagrań i błędów Kvitovej to plus dziewięć, a Radwańskiej – minus 11.
Porażka w New Haven będzie oznaczała dla naszej zawodniczki kolejny spadek w rankingu WTA. Już teraz jest w nim dopiero 39., przez co w US Open nie znajdzie się w gronie tenisistek rozstawionych. Dla Radwańskiej to pierwszy taki przypadek od 11 lat.
Ostatni w tym roku turniej wielkoszlemowy rozpocznie się 27 sierpnia. Na wielki wynik krakowianki nie ma co liczyć, bo nawet w swoich najlepszych czasach w Nowym Jorku nigdy nie notowała spektakularnych rezultatów. W Australian Open, Rolandzie Garrosie i Wimbledonie Polka docierała co najmniej do ćwierćfinału. W US Open dochodziła najwyżej do czwartej rundy.
- Myślę, że jeśli Agnieszkę stać jeszcze na grę jak kilka lat temu, to tylko na niektórych rodzajach nawierzchni – mówi nam Wilander. – Powiedziałbym, że jest dla niej droga powrotna na trawie, może też na krytych kortach, na których piłka nisko się odbija. Być może również na twardych, szybkich jak te z Australian Open – analizuje Szwed. – Ale wszędzie gra idzie w jednym kierunku. Nawet w rywalizacji kobiet nie wystarczy już być tylko przeciwnikiem. Trzeba pokazać inicjatywę – dodaje były numer 1 światowego rankingu ATP.
Ofensywa nigdy nie była bronią Radwańskiej, a w tym sezonie Polka gra jeszcze ostrożniej niż do tego przyzwyczaiła. Z tego względu, ale też oczywiście przez problemy zdrowotne, Radwańska ma mizernie wyglądający bilans gier. Od stycznia wystąpiła w tylko 26 meczach, z których wygrała 14, a przegrała 12. Z Kvitovą przegrała w pierwszej rundzie, tydzień temu na tym samym etapie uległa Karolinie Pliskovej (to była pierwsza porażka Polki w ich ósmym pojedynku) w Cincinnati, w pierwszych rundach odpadała też w Stambule (z Vekić) i Dubaju (z Kasatkiną). W całym 2018 roku miała tylko jeden turniej, w którym wygrała więcej niż dwa mecze. Tuż przed Wimbledonem dotarła do półfinału w Eastbourne, odnosząc cztery zwycięstwa z rzędu. Niestety i to nie przyniosło przełamania, bo po przegranej grze o finał z Sabalenką, kilka dni później na Wimbledonie Polka wygrała tylko w pierwszej rundzie z Ruse, a w drugiej nie ugrała już nawet seta z Safarovą.
Kryzys Radwańskiej łatwo dostrzec, kiedy zerknie się w jej statystyki jeszcze sprzed dwóch lat. Turniej w New Haven, z którym teraz pożegnała się w pierwszej rundzie, wówczas wygrała. Po drodze – w półfinale – rozbiła Kvitovą 6:1, 6:1. Później osiągnęła m.in. półfinał imprezy w Tokio, wygrała w Pekinie, była w półfinale turnieju masters, a w pierwszej części tamtego sezonu grała w półfinałach Australian Open i Indian Wells, gdzie odpadała dopiero z najlepszą wówczas na świecie Sereną Williams. Rok 2016 Polka skończyła z bilansem 53 spotkań wygranych i 18 przegranych.
W marcu bieżącego roku Radwańska skończyła 29 lat, od roku jest mężatką. Czy ze względu na wiek, zmianę stanu cywilnego i coraz częstsze kłopoty ze zdrowiem nasza najlepsza zawodniczka nie będzie już dłużej jedną z kilku najlepszych tenisistek świata?
- Nie ma powodu, dla którego ona nie mogłaby poprawić swojej gry. Jest wielu zawodników potrafiących się doskonalić po „trzydziestce”. Nie ma przeszkód, żeby przy tej szybkości z jaką porusza się po korcie nie dodała sobie trochę mocy. I żeby jeszcze nie poprawiła techniki swoich niektórych uderzeń – mówi Wilander. Ale jest jedno „ale”. – Ona musi zrozumieć, że to jest konieczne, że w dzisiejszym tenisie nie wystarczy być przeciwnikiem. Jej styl gry musi się trochę zmienić, ona musi podjąć trochę ryzyka, jeśli chodzi o taktykę. Już naprawdę wszyscy tak robią – podsumowuje były mistrz.