Ostatnie spotkanie szóstego dnia turnieju odbyło się na Margaret Court Arena – drugim co do ważności korcie w Melbourne. Od samego początku nie układało się po myśli naszej tenisistki. Już w swoim pierwszym gemie serwisowym została przełamana i mimo, że chwilę później odrobiła straty, to niebawem jeszcze dwukrotnie przegrała swoje podanie.
Hsieh była bardzo skoncentrowana, grała mądrze, mieszała kierunki uderzeń i często trafiała piłką tuż przy samej linii, bocznej lub końcowej. Radwańska nie mogła znaleźć odpowiedzi na większość zagrań rywalki, dlatego pierwszy set, podobnie jak w poprzednich meczach, został przez nią sromotnie przegrany. 2:6 z Pliskovą, 2:6 z Curenko i ponownie 2:6 – tym razem w trzeciej rundzie z Hsieh. Kibice po raz kolejny liczyli na wielki powrót i odwrócenie losów rywalizacji.
Jeszcze przed rozpoczęciem drugiej partii Radwańska poprosiła o przerwę medyczną. Fizjoterapeutka przez kilka minut zajmowała się lewym kolanem naszej tenisistki i założyła jej kilka plastrów. Niebawem mecz został wznowiony i choć to Hsieh co chwila wychodziła na powadzenie (2:0, 4:2), to Polka nie dawała jej odskoczyć i dzielnie walczyła o utrzymanie kontaktu.
Przy 6:5 Radwańska robiła wszystko, aby doprowadzić do tie-breaka, ale niestety, nie dała rady. Została przełamana po raz szósty i ostatni – po godzinie i 40 minutach przegrała 2:6 5:7.
Hsieh należą się wielkie gratulacje, ponieważ rozegrała to spotkanie po mistrzowsku. Cały czas emanowała spokojem i umiejętnie dysponowała wszystkimi uderzeniami. Polska tenisistka nie grała źle, potrafiła popisać się kapitalnym zagraniem i zaskoczyć rywalkę, ale w ogólnym rozrachunku była gorsza.
Awansując do czwartej rundy Australian Open, Hsieh wyrównała swój najlepszy życiowy rezultat. 32-latka w deblu notowała wiele sukcesów, ale w singlu tylko raz dotarła do tego etapu w turnieju wielkoszlemowym – dziesięć lat temu w Melbourne. W kolejnej rundzie zmierzy się z byłą liderką światowego rankingu, powracającą na szczyt Angelique Kerber [21], która zaskakująco szybko pokonała Marię Szarapową.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!