Wimbledon. Dawid Celt: Łukasz Kubot tego nie wypuści

Łukasz to niesamowity sportowiec, wzór do naśladowania dla młodzieży. Kubot i Melo są już na tyle doświadczoną parą, że stawiam na nich. Uważam, że tego finału nie wypuszczą - mówi Dawid Celt, drugi trener i partner Agnieszki Radwańskiej. Niestety, przy okazji Celt informuje, że nasza najlepsza tenisistka znów ma kłopoty ze zdrowiem i obecnie nie trenuje

Łukasz Jachimiak: Niepokonani na trawie Łukasz Kubot i Marcelo Melo są w takiej formie, że nie wypuszczą szansy i w finale Wimbledonu pokonają parę Oliver Marach/Mate Pavić?

Dawid Celt: Oczywiście liczę na Łukasza, kibicuję mu z całego serca. To niesamowity facet, niesamowity sportowiec, wzór do naśladowania dla młodzieży. I choć w sporcie wszystko może się wydarzyć, to Kubot i Melo są już na tyle doświadczoną parą, że stawiam na nich. Uważam, że tego finału nie wypuszczą.

W półfinale po pięciu Polak i Brazylijczyk pokonali po pięciu setach duet Henri Kontinen/John Peers rozstawiony z numerem 1, w trzeciej rundzie też w pięciu setach wygrali z rozstawionymi z „14” Rumunem Florinem Mergeą i Pakistańczykiem Aisamem Quareshim, a Oliver Marach i Mate Pavić doszli do finału łatwiejszą drogą, nie grali z żadną rozstawioną parą, skorzystali na tym, że Marcin Matkowski i Maks Mirny wyrzucili wcześniej z turnieju braci Boba i Mike’a Bryanów.

- Szkoda, że nie mamy polskiego finału, że Marcin i Mirny w ćwierćfinale z Marachem i Paviciem zagrali słabiej i odpadli. Ich spotkanie z Bryanami oglądałem [w drugiej rundzie Polak i Białorusin pokonali najlepszy debel ostatnich lat, nie tracąc nawet seta], zagrali super. Serwowali znakomicie, mieli Bryanów doskonale rozpracowanych taktycznie. Bardzo, bardzo, bardzo dobrze się przygotowali i bardzo fajnie realizowali plan, przez cały mecz trzymali poziom, jaki sobie założyli. Świetnie się to oglądało, wielka szkoda, że nie poszli za ciosem do końca, że mecz z Marachem i Paviciem im się nie udał. Ale Łukasz i Melo są mocniejsi. Za nimi bardzo trudne przeprawy, trzy mecze pięciosetowe, powrót z 0:2 w trzeciej rundzie. Myślę, że ta droga ich zahartowała, jak się wraca do życia, wyciąga z 0:2, to zawsze wzmacnia. Generalnie jestem daleki od prognozowania, bo tenis, zwłaszcza w deblu, jest nieprzewidywalny. Ale tu debel jest inny niż na co dzień, bo gra się do trzech wygranych setów, nie ma super tie-breaków, w gemach gra się na przewagi, więc tu przypadek tak nie rządzi. Dlatego uważam, że szanse Łukasza na tytuł są większe. Tenisowo i jeśli chodzi o doświadczenie nasza para przerasta rywali.

Skoro mówi Pan, że tak dobrze się oglądało mecz Matkowski/Mirny - Bryan/Bryan, to pewnie dzisiaj żal Panu, że nie ma Was już na Wimbledonie i że nie zobaczycie finału z trybun?

- Pewnie, zwłaszcza że gdybyśmy byli jeszcze w Londynie, to raczej po to, żeby grać, a to jest też dzień finału kobiet. Generalnie na turniejach jest tak, że zawodnicy idą swoim torem, a my, trenerzy, mamy trochę więcej swobody, więc jeśli to nie koliduje z obowiązkami Agnieszkowymi, to ja zawsze chętnie oglądam mecze innych Polaków.

Finał Kubota z niczym chyba nie koliduje? Będziecie go oglądać z Agnieszką?

- Tak, będziemy Łukaszowi kibicować.

Agnieszka dotarła do IV rundy Wimbledonu i dostała dużo pochwał za odwrócenie meczów z Christiną McHale i Timeą Bacsinszky - czy wyszliście już na prostą, czy jest coraz lepiej, czy pokończyły się problemy zdrowotne?

- Właśnie nie do końca. Niestety, po powrocie zrobiliśmy kolejne badania stopy i wyniki nie są najlepsze. Dlatego w tej chwili nie trenujemy, czekamy, zobaczymy jak się wszystko poukłada. Ale też żeby tego przesadnie nie rozdmuchiwać, nie robić nie wiadomo jakiego problemu - nie ma wielkiego dramatu, to są po prostu przewlekłe problemy. Walczymy z nimi, a że nie jest tak, jak powinno być, to na pewno jeszcze przez kilka najbliższych dni nie będziemy mogli trenować.

Co z planami na drugą część sezonu?

- Mam nadzieję, że w miarę możliwości uda nam się do niej dobrze przygotować, że normalnie pojedziemy do Stanów, do Kanady, bo to od niej będziemy zaczynać. Mamy nadzieję, że Wimbledon zmieni oblicze tego sezonu. Najważniejsze jest zdrowie, jeśli będzie, jeśli da możliwość, żeby trenować, to mam nadzieję, że ten rok jeszcze trochę uda się uratować. Na razie, z pierwszej części sezonu, na plus liczymy Wimbledon. Choć wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego każdy się łudził, że jeszcze coś się da ugrać, że może jeszcze jeden mecz Agnieszka wygra. Ale w końcu kres możliwości gdzieś przychodzi. Najważniejsze, że Agnieszka pokazała, że nie zapomniała, jak się gra w tenisa. A na jeszcze lepszy wynik musi się złożyć parę rzeczy, których zabrakło. Musi być zdrowie, muszą być rozegrane mecze, musi być odpowiedni rytm, musi być pewność siebie. Biorąc pod uwagę okoliczności, z jakimi się zmagamy, Wimbledon oceniamy pozytywnie i mam nadzieję, że pójdziemy tym torem w drugiej części roku.

Stopa Agnieszce dokucza, a z problemy z wirusami już minęły?

- Tak, wirusy - odpukać - minęły, z tym się uporaliśmy. A ze stopą jest walka, zobaczymy co będzie po sezonie, może będą potrzebne drastyczne ruchy.

Operacja?

- Możliwe, że na koniec sezonu jakiś zabieg będzie trzeba zrobić. Ale to zobaczymy po sezonie, na razie nie ma co tego rozdmuchiwać, to jeszcze odległa sprawa, zostawmy to lekarzom. Mam nadzieję, że w najbliższych dniach jakoś się z tą stopą uporamy i będzie można wrócić do treningu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.