Kania i Lee to liderki swoich reprezentacji, ale w sobotę obie przegrały swoje pierwsze spotkania . Polka uległa Ching-Wen Hsu (WTA 353) 3:6, 4:6, a Lee została pokonana 4:6, 6:0, 6:2 przez 18-letnią Magdalenę Fręch (WTA 485).
W niedzielę Kania zagrała dużo lepsze spotkanie. Pierwszego seta pewnie wygrała 6:2. Grała pewnie, skutecznie, nie dawała rywalce rozwinąć skrzydeł.
Od drugiej części zaczęła się wyrównana walka. Lee przełamała Polkę w czwartym gemie. Kania od razu odrobiła straty, ale po chwili znów straciła swoje podanie i nie zdołała odwrócić losów seta.
W decydującej partii gra była jeszcze bardziej wyrównana. W sumie doszło w nim aż do siedmiu przełamań serwisu. Lee prowadziła 2:0, potem serwowała prowadząc 5:4 i 6:5. Za drugim razem miała nawet piłkę meczową, ale Kania się obroniła.
Chwilę później to Polka stanęła przed szansą zakończenia meczu. Prowadziła 7:6 i 40:15 przy serwisie rywalki, ale przy i obu meczbolach czekała, aż rywalka popełni błąd. A ta go akurat wówczas popełnić nie chciała.
To chyba główny zarzut do Kanii w tym spotkaniu. 23-letnia zawodniczka serwowała dużo lepiej niż w sobotę, grała kombinacyjny atak, momentami zachwycała przy siatce i zagrywając loby nad zdezorientowaną Lee. Polska zauważyła, że rywalka głupieje przy piłkach z rotacją i często stosowała takie uderzenia. Była bardzo zmobilizowana, emocjonalnie reagowała po udanych jak i nieudanych zagraniach, po których ciskała rakietą w kort.
Zabrakło bardzo niewiele, może właśnie podjęcia ryzyka w ważnym momencie. Ostatecznie Lee wygrała trzeciego seta 9:7 i Tajwan wyszedł na prowadzenie 2:1. By utrzymać się w Grupie Światowej II Fręch musi pokonać Hsu, a następnie Polki muszą wygrać debla.
Selfie, autografy, imprezy... Agnieszka Radwańska w Shenzhen jest prawdziwą gwiazdą! [ZDJĘCIA]