Przed rokiem Polacy pokonali Litwę, Ukrainę, Słowację i pierwszy raz w historii awansowali do 16-zespołowej elity rozgrywek. Od tego czasu sporo się zmieniło. W reprezentacji nie ma Michała Przysiężnego (ATP 218), który zdobył ważny punkt z Ukrainą i decydujący o awansie ze Słowacją. 31-letni tenisista od grudnia walczy z kontuzją pleców, w tym roku nie zagrał ani jednego meczu. - Michał dostał zakaz trenowania. Prawdopodobnie na kort wróci w maju - mówi kapitan reprezentacji Radosław Szymanik.
Liderem jego drużyny pozostaje Janowicz, ale on też nie jest zdrowy. Pod koniec sierpnia naderwał przyczep rzepki lewego kolana. Mimo kilku zabiegów urazu nie udało się doleczyć i w tym roku łodzianin zagrał tylko jeden mecz singlowy, przegrywając w I rundzie Australian Open. Kolejne opuszczane turnieje spowodowały spadek na 97. miejsce w rankingu ATP.
W poniedziałek Janowicz nie chciał mówić o kolanie. - Jestem tu prosto z komory, w której robiłem rezonans. Od listopada tylko kilka razy trzymałem rakietę. Mam mieszane myśli odnośnie do tego występu, ale podchodzę do niego ze sporą odpowiedzialnością i motywacją - powiedział tenisista.
Szymanik: - Nikt się chyba nie spodziewał, że tyle zajmie leczenie tego urazu. Jurek dopiero w weekend zaczął treningi na korcie. Sprawdza, jak reaguje kolano, obciążenia będą stopniowo zwiększane. Od trzech tygodni intensywnie pracują nad kondycją.
W poniedziałek nikt nie był w stanie stwierdzić, czy Janowicz będzie w pełni sił 4 marca. - Jurek jest nieobliczalny. Jeśli lekarz da zielone światło, to zagra najlepiej, jak może. Ale oczywiście, że się obawiam. Nawet nie tego, że zabraknie treningów, tylko ogrania meczowego - mówi Szymanik.
Za Przysiężnego drugim singlistą będzie 306. w rankingu Kamil Majchrzak. 20-latek nie zagrał jeszcze ani jednego turnieju ATP, a w Pucharze Davisa wystąpił tylko raz. Przy stanie 3:1 z Litwą, gdy spotkanie było rozstrzygnięte, w dwóch setach przegrał z Laurynasem Grigelisem. - Każda wygrana Majchrzaka będzie sensacją - przyznaje Szymanik.
Jeśli Janowicz nie zagra, singlistą będzie 19-letni Hubert Hurkacz (ATP 606) lub Łukasz Kubot (ATP 613), który koncentruje się na deblu, a w singlu w tym sezonie wygrał tylko dwa mecze. - Z Łukaszem uznaliśmy, że lepiej, by zagrał debla i zdobył pewny punkt. Ale zobaczymy, jak ułoży się mecz - mówi Szymanik.
Rywale też mają problemy, jednak zdecydowanie mniejsze. Do Polski nie przyleci wracający po serii kontuzji zwycięzca US Open z 2009 r. Juan Mart~n del Potro, zabraknie też kontuzjowanego Juana Mónaco, kiedyś gracza z pierwszej dziesiątki rankingu. Argentyńczycy mają jednak sześciu tenisistów sklasyfikowanych wyżej niż Janowicz. W Grupie Światowej grają nieprzerwanie od 15 lat, czterokrotnie byli w finale (ani razu nie wygrali). Mecze singlowe przeciwko Polsce mają grać Leonardo Mayer (ATP 40) i Guido Pella (ATP 42).
Za drużyną Szymanika przemawia niewiele. W deblu faworytami będą Kubot z Marcinem Matkowskim. Jako gospodarzom Polakom przysługiwało prawo wyboru nawierzchni kortu. Zdecydowali się na twardą, bo Argentyńczycy specjalizują się w grze na ziemi. - Chcieli trenować w Trójmieście już od piątku, ale nie ma takiej możliwości. Przepisy mówią, że organizator musi zapewnić halę od poniedziałku od rana. Nie wiem, czy znaleźli inny obiekt. Zmiana klimatu, czasu i nawierzchni jest dla nich dużym problemem - mówi Szymanik. - Wszyscy patrzymy przez pryzmat tenisa indywidualnego, a tu gra drużyna. Zawodnicy przez tydzień są zamknięci razem, sztuką jest stworzenie takiej atmosfery, by czuli się jak najlepiej. Udawało nam się to zorganizować tak, by wszyscy chcieli przyjeżdżać i grać. Głęboko wierzę, że będzie niespodzianka - kończy kapitan Polaków.