Wimbledon 2015. Kubot: Z singla jeszcze nie rezygnuję, ale polskie turnieje nie pomagają

Bardzo trudna decyzja, nie chcę jej jeszcze podejmować, spróbuję dalej grać, może dostanę jakieś dzikie karty - mówi o perspektywie powrotu do singla Łukasz Kubot, który po Wimbledonie zapewne wypadnie z czołowej 500. rankingu ATP. - Byłoby łatwiej, gdyby dwa polskie challengery nie były w tych samych terminach, co mecze Pucharu Davisa. Nie rozumiem tej sytuacji - powiedział były ćwierćfinalista Wimbledonu, który w środę awansował do II rundy debla .

Kubot rok temu doszedł w Londynie do III rundy singla (przegrał z Milosem Raonicem), ale w tym sezonie w grze pojedynczej już nie występuje. Z powodu kilku kontuzji i serii słabszych występów, a także coraz większej koncentracji na deblu, jego ranking singlowy to obecnie 337. pozycja na liście ATP. Po odjęciu punktów za poprzedni rok, Kubot wypadnie prawdopodobnie po Wimbledonie z czołowej "500" rankingu.

Co dalej z jego karierą singlową, czy będzie próbował jeszcze ją reanimować? W Paryżu przed miesiącem mówił, że decyzja zapadnie po Wimbledonie. - Bardzo trudna decyzja, dlatego chcę ją jak najbardziej odsunąć. Bardzo wiele lat udawało mi się łączyć singla i debla. Zobaczymy jak będzie. Może uda mi się dostać jakieś dzikie karty, może uda mi się załapać do Kitzbuehel czy Gstaadt. Poczekam jeszcze z decyzją do końca roku - powiedział Kubot w środę w Londynie.

- Ciężko jednak szukać punktów, gdy jedyne turnieje w Polsce są organizowane w tym samym czasie, co Puchar Davisa. Jako profesjonalista zupełnie nie rozumiem takiej sytuacji. Jaki to ma sens, że są turnieje, a zawodnicy z kadry narodowej nie mogą w nich zagrać, jeśli nie chcą opuszczać Pucharu Davisa?

Na pewno byłoby dla mnie łatwiej zaraz po Wimbledonie przygotować się do challengera w Poznaniu, ale nie chcę zostawiać kadry - podkreślił Kubot, który dwa lata temu w Londynie grał w ćwierćfinale.

Challenger w Poznaniu pokrywa się terminem z meczem Pucharu Davisa Polska - Ukraina, który zostanie rozegrany tydzień po Wimbledonie w Szczecinie. Kubot podkreślił, że jest do dyspozycji kapitana reprezentacji Radosława Szymanika i ma nadzieję na występ w singlu. We wrześniu, drugi z polskich challengerów, właśnie w Szczecinie, pokrywa się z kolejną rundą Pucharu Davisa.

W Wimbledonie Kubot gra w deblu w parze z Białorusinem Maksem Mirnym. W środę w I rundzie pewnie wygrali z Francuzami Adrianem Mannarino i Lucasem Pouille'em 7:5, 6:4, 6:3. W drugiej rundzie Kubota i Mirnego czeka konfrontacja z rozstawionym z numerem szóstym duetem Marc Lopez - Marcel Granollers. Hiszpanie na otwarcie wyeliminowali - po trwającym 4,5 godziny pojedynku - Mateusza Kowalczyka i Igora Zelenaya 3:6, 4:6, 7:6 (8-6), 6:4, 15:13.

- Cieszę się, że wygraliśmy w trzech setach. Wystarczyło po jednym przełamaniu w każdej partii. Maks fantastycznie zaserwował, gdy rywale mieli jedyne szanse na przełamanie. Warunki były trudne, bo takiego upału w Londynie chyba jeszcze nie było - zaznaczył Kubot, który bardzo chwalił współpracę z utytułowanym Białorusinem, wielokrotnym mistrzem wielkoszlemowym w deblu i mistrzem olimpijskim w mikście. - Maks to niesamowity profesjonalista, jeszcze z takim zawodnikiem nie współpracowałem. Gdy spotykamy się rano na treningu od razu tryska pozytywną energią. Omawiamy szczegółowo każdy szczegół treningu i taktyki na mecze, imponuje mi podejściem do treningu, do rozgrzewki, do odżywiania, wszystko ma w głowie poukładane. A na korcie nie czeka na błędy rywali, ale sam dąży do zwycięstwa. Szczerze mówiąc, pod wieloma względami trochę przypomina mi samego siebie - powiedział Kubot, który też jest wzorem pracowitości, i się roześmiał. - Bardzo dużo mogę się od Maksa nauczyć i mam nadzieję, że to nie jest nasz ostatni wspólny turniej.

Kubot zapowiedział, że ponieważ nie gra singla, wystąpi w tym roku w Wimbledonie także w mikście - z Czeszką Andreą Hlavackovą.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.