Roland Garros. Novak Djoković dwa kroki od raju

Serb rozbił Rafaela Nadala 7:5, 6:3, 6:1 w ćwierćfinale Rolanda Garrosa. To pierwsza porażka Hiszpana w Paryżu od sześciu lat. Szokujące było nie to, jak dobrze zagrał Djoković, ale to, jaki słaby - w porównaniu z poprzednimi sezonami - był Nadal.

- Kiedy przegrywasz tak wyraźnie, to jedyne, co możesz zrobić, to zaakceptować porażkę. Rywal grał lepiej i szczerze mu gratuluję - powiedział Nadal, który w Paryżu zwyciężył w poprzednich 39 meczach z rzędu.

Najlepszy w historii gracz na nawierzchni ziemnej, dziewięciokrotny paryski zwycięzca, jedyny dotąd raz zszedł z kortu pokonany w 2009 r., gdy w IV rundzie zaskoczył go Robin Söderling. Tamten mecz był jednak wyrównany, Nadal poległ w czterech setach, do końca walcząc o zwycięstwo z miotającym potężne uderzenia Szwedem. Spotkanie toczyło się zresztą w niesprzyjających dla niego warunkach - w chłodzie, na wilgotnym korcie.

Na środową klęskę mistrza jego kibicom trudno było zapewne patrzeć. Słońce świeciło mocno, była wymarzona pogoda dla Hiszpana, ale pogrążony w kryzysie formy Nadal był tylko tłem dla Djokovicia. Jego zabójcze niegdyś forhendy seryjnie lądowały na autach, nacierał bez przekonania, biegał wolniej od przeciwnika. Djoković grał świetnie, wszystko widział, do każdej piłki dobiegał, serwował jak na ucznia Borisa Beckera przystało, czyli znakomicie, atakował równie skutecznie. Kort pod stopami Serba jakby się zmniejszał, tak sprawnie i szybko potrafił się po nim ruszać. Do tego już się w tym sezonie jednak przyzwyczailiśmy - Serb zgarnął pięć turniejów, jest niepokonany od 27 meczów. - Gra najlepszy tenis w swoim życiu - przyznał w środę Nadal.

To, co szokowało, to ogromna słabość Hiszpana, który był cieniem siebie z poprzednich lat. Cofnięty, pasywny, zagubiony. W poniedziałek po raz pierwszy od kwietnia 2005 r. wypadnie z czołowej dziesiątki rankingu ATP.

Obaj elegancko zachowali się po meczu, udźwignęli wyjątkowość chwili. Djoković przesadnie się nie cieszył, z szacunkiem mówił o Nadalu i jego miejscu w paryskiej historii. Hiszpan komplementował Serba, ale zapowiedział, że w przyszłość patrzy wciąż z nadzieją. - Przegrałem w 2009 r. i świat się nie skończył. Przegrałem w 2015, i też nadejdzie lepsze jutro. Za rok znów będę miał szansę - podkreślił Nadal.

Djokovicia tylko dwa mecze dzielą od zdobycia jedynego brakującego tytułu w Wielkim Szlemie. Serb uzbierał pięć w Melbourne, dwa w Wimbledonie i jeden w US Open, ale Paryża w dziesięciu poprzednich próbach nie podbił.

Teraz też - choć najtrudniejsza przeszkoda wydaje się już za nim - nie może jeszcze się cieszyć. Dziś w półfinale zmierzy się z Andym Murrayem. W teorii Djoković będzie zdecydowanym faworytem, pokonał Szkota w siedmiu ostatnich pojedynkach. Ale Murray ostatnio też gra świetnie i przełamuje własne słabości - wygrał np. pierwsze w karierze turnieje na czerwonej mączce, a w Madrycie pewnie rozprawił się z Nadalem.

W drugim półfinale Jo-Wilfried Tsonga spróbuje zostać pierwszym Francuzem w finale rodzimego Szlema od 1988 r. (Henri Leconte), ale faworytem będzie Stan Wawrinka, bo w poprzednich rundach pokazał znacznie efektowniejszy tenis. Gdyby w finale Djokoviciowi przyszło mierzyć się ze Szwajcarem, Serb też nie mógłby być pewny swego. Wawrinka, gdy jest w wielkiej formie, potrafi czynić na korcie cuda. A na razie forma się go trzyma wybitna.

Pierwszą kobiecą finalistką została Lucie Šafárová, która pokonała 7:5, 7:5 Serbkę Anę Ivanović. Dla Czeszki to pierwszy w karierze finał Szlema. W drugim półfinale Serena Williams, choć mocno przeziębiona, wygrała z Timeą Bacsinszky 4:6, 6:3, 6:0. W sobotę Amerykanka stanie przed szansą wygrania 20. turnieju wielkoszlemowego w karierze.

W finale miksta Marcin Matkowski i Czeszka Lucie Hradecká przegrali z Amerykanami Mikiem Bryanem i Bethanie Mattek-Sands 6:7 (3-7), 1:6. Dla Matkowskiego był to trzeci finał seniorskiego Szlema w karierze. W 2011 r. przegrał w parze z Mariuszem Fyrstenbergiem w deblu na US Open, a w 2012 r., także w Nowym Jorku, sięgnął finału miksta z inną Czeszką - Kvetą Peschke.

Więcej o:
Copyright © Agora SA