Janowicz znany jest z tego, że najlepiej gra, gdy po drugiej stronie siatki stoi zawodnik ze światowej czołówki, a mecz jest rozgrywany na jednym z głównych kortów. W I rundzie wylosował jednak młodego reprezentanta gospodarzy, więc spotkanie odbywało się na korcie numer 7. I Polak zrobił wszystko, by podnieść ciśnienie kibicom, a sobie zapewnić zastrzyk adrenaliny.
Na początek przegrał seta, co było niespodzianką. 20-letni Hamou (ATP 225) jest zawodnikiem nieznanym nawet we Francji. Nie odnosił sukcesów jako junior, więc nie zakwalifikował się do krajowego programu dla młodych talentów. Tułał się po świecie i ciułał punkty, zasilany z budżetu rodziców, właścicieli gabinetu dentystycznego.
Dopiero w połowie maja zagrał pierwszy mecz w turnieju ATP, a we wtorek zadebiutował w Szlemie dzięki dzikim kartom w Nicei i Paryżu. Na co dzień gra dwie klasy niżej. W tym roku przegrał nawet z Grzegorzem Panfilem (ATP 280). Wczoraj walczył jak o życie i przez moment wydawało się, że może wywołać sensację.
Okrzyki publiczności i nieudany początek rozgrzały Polaka, który od początku drugiego seta przejął kontrolę nad meczem. Serwował regularnie z prędkością osiągającą nawet 220 km/godz., zagrał 15 asów i 80 wygrywających uderzeń (głównie z forhendu). Hamou asa miał jednego, a wygrywających uderzeń - 26. Ambicją i bieganiem tej różnicy nie nadrobił, ale wyraźnie podenerwował Polaka.
Punktem zapalnym była sytuacja po nieudanym serwisie Janowicza. Mimo wywołanego autu Francuz odbił piłkę tak, że prawie trafiła w rywala. Łodzianin ruszył do sędziego, żądając przeprosin. Hamou wykonał gest, jakby chciał zapiąć usta Polaka zamkiem błyskawicznym.
Od tej pory na korcie iskrzyło raz po raz. Emocje wzrosły do tego stopnia, że dziennikarze na Twitterze zastanawiali się, czy zawodnicy podadzą sobie dłonie. Uścisk był i to przedłużony. Janowicz mocno przytrzymał dłoń Francuzowi, ale szybko odwrócił wzrok, a wtedy rywal mocno pociągnął go za nadgarstek. - Powiedziałem mu, że powinien przeprosić, ale on nie mówi po angielsku - mówił Polak. - Nie okazałem mu szacunku? Chyba źle mnie zrozumiał. Jerzy jest ostry, chciał, by było gorąco. Ostrzegano mnie przed nim. Teraz wiem dlaczego - odgryzł się Francuz.
W II rundzie Janowicz zmierzy się z Leonardo Mayerem. W styczniu na betonowej nawierzchni w Sydney Polak przegrał z Argentyńczykiem, ale minimalnie. Zdecydował tie-break w trzecim secie. Teraz będzie jeszcze trudniej, bo Mayer największe sukcesy odnosił na mączce. W 2014 r. w finale w Hamburgu ograł jednego ze specjalistów od tej nawierzchni Davida Ferrera, niedawno doszedł do finału w Nicei.
Mayer może być jednak zmęczony, bo w ostatnich pięciu dniach zagrał pięć meczów, a pokonanie podobnego fizycznie do Janowicza Jirz~ego Veselýego zajęło mu cztery godziny. - To na pewno będzie miało znaczenie i może dać przewagę Janowiczowi, zwłaszcza jeśli ich mecz będzie się przeciągał - uważa Paweł Ostrowski, były trener Marty Domachowskiej i Angelique Kerber.
W obu dotychczasowych startach Janowicz dochodził w Paryżu do III rundy, Mayer w sześciu podejściach też nigdy nie zaszedł dalej. Polak faworytem nie będzie, ale wczoraj był zadowolony. - Fizycznie czuję się doskonale. Problemem jest kort, za mocno zraszany, przez co niesamowicie mokry i grząski. Wielu zawodników ma o to pretensje - mówił Polak. - Jeśli Jurek czuje się dobrze, funkcjonuje serwis i forhend, a jego szanse znacznie rosną. Mayer nie jest wybitnym zawodnikiem - komentuje Ostrowski.
W środę o III rundę zagra Paula Kania, ostatnia Polka w turnieju kobiet. Jej rywalką będzie pogromczyni Agnieszki Radwańskiej Niemka Annika Beck (WTA 83.). - Kto rozgrywa mecz życia, często odpada w kolejnym spotkaniu. Zobaczymy, czy z Kanią Beck zagra równie mądrze i konsekwentnie. Polka znów nie będzie faworytką, a to może jej pomóc - mówi Wojciech Fibak, który w Paryżu dwukrotnie dochodził do ćwierćfinału.