Wiktorowski: Nastał moment, aby Radwańska dołożyła kilka kilogramów do swojej masy

- Nastał moment, gdy Agnieszka może zrobić mocniejszy trening przygotowania fizycznego. Mówiąc wprost: dołożyć 2-3 kg do swojej masy i zwiększyć siłę w nogach i rękach. Inaczej zabiega się w końcu na śmierć - mówi trener Tomasz Wiktorowski

Rozmowa z Tomaszem Wiktorowskim, szkoleniowcem Agnieszki Radwańskiej

JAKUB CIASTOŃ: Agnieszka Radwańska spadła na szóste miejsce w rankingu, wyniki w Szlemach miała słabsze niż w poprzednich sezonach. Zrobiła krok w tył?

TOMASZ WIKTOROWSKI: Ja tak tego nie odbieram. Pierwsze pół roku było dobre, krok w tył był tylko w drugiej części sezonu. Agnieszka czwarty raz z rzędu zagrała jednak w kończącym sezon turnieju Masters i czwarty kolejny rok kończy w pierwszej dziesiątce. Mało jest tak stabilnych tenisistek w czołówce.

Z czego wynikał ten krok w tył w drugiej części sezonu?

- Pierwsza połowa roku była bardzo pozytywna: półfinał Australian Open, efektowna wygrana z Wiktorią Azarenką, finał w Indian Wells, kilka innych cennych zwycięstw. Coś zepsuło się w okolicach Rolanda Garrosa. Nie ma się co oszukiwać, że druga część roku - z wyjątkiem Montrealu i Cincinnati - była poniżej oczekiwań. Usiedliśmy i zrobiliśmy głębszą niż zwykle analizę, próbując w gronie naszego teamu rozgryźć, co się stało. Wnioski mamy, ale nie chcemy o nich dyskutować w prasie. Na pewno nie było jednego czynnika. Na słabszą grę nałożyły się sprawy tenisowe, związane z przygotowaniem fizycznym, ale też kwestie mentalne.

Sparingpartner Dawid Celt powiedział w październiku, że Agnieszka jest "zmęczona sezonem", ale też "zmęczona tak w ogóle". Zabrzmiało trochę, jakby mówił o wypaleniu, braku motywacji.

- Jako trener nie dopuszczam do siebie takiego tłumaczenia. Rozumiem, że Agnieszka ma po prostu czasami gorsze momenty. I nie dziwię się, bo jej styl gry fizycznie ją boli. Każdy punkt musi wybiegać, wszystko jedno, czy walczy z dziewczyną piątą na świecie, czy 105. Serena Williams ma w ręku petardę, umie "zabić" piłkę i wygrać kilka meczów po 6:1, 6:1. To bardzo ułatwia życie. Agnieszka takiego komfortu nie ma. U niej niemal każdy mecz to walka i bieganie. Bazuje na tym, co dostanie od rywalki, i błędach, które wymusi. Mało piłek wygrywa bezpośrednio. Dlatego musi mieć za każdym razem ogromne samozaparcie, odporność na ból i zmęczenie, żeby tym swoim stylem wygrywać. Nie dziwię się, że czasem ma dość i traci cierpliwość do tego zapieprzania za linią końcową i wymuszania błędów. Stąd też bierze się utrata pewności siebie.

Receptą jest agresywniejsza gra, ale jej wciąż brakuje...

- Wszyscy muszą sobie wbić ciężkim młotkiem do głowy, że Agnieszka nie będzie nigdy biła z forhendu z prędkością 150 km/godz. Nie ma do siłowej gry warunków. Jej tenis zawsze będzie bazował na kontrataku z głębi kortu. Mówiąc w jej przypadku o agresywniejszej grze, mówimy tak naprawdę o trzech sytuacjach. Pierwszy serwis musi mieć wysoką skuteczność i prędkość co najmniej 160 km/godz. Agnieszka wciąż ma taki serwis za rzadko. Po drugie, musi wchodzić na drugi serwis rywalek, żeby wywierać więcej presji. Robi to, ale mogłaby częściej. I po trzecie, musi nauczyć się "zabijać" piłki zagrywane w pół kortu, bo wciąż ma z tym problem. To wszystko są w miarę proste drogi do punktów dających odpoczynek dla nóg.

Zagrała w tym sezonie mecz, w którym to wszystko się udało?

- Półfinał w Montrealu z Jekatieriną Makarową i czwartą rundę w Melbourne z Garbine Muguruzą. Dwa najlepsze mecze w tym roku. Z klasowymi rywalkami, zagrane odważnie, dobrze wyserwowane, pokazujące ciężką pracę, jaką wkłada w treningi.

Czemu Agnieszka ciągle ma problem z tym "zabijaniem" wystawek?

- Taką ma technikę uderzenia piłki, zakodowany w głowie od 15 lat sposób gry, który nie jest w stanie wygenerować dużej siły. To cała tajemnica.

Mówił o tym m.in. Paweł Ostrowski, były trener Angelique Kerber i Marty Domachowskiej. Zauważył, że Agnieszce, gdy próbuje na korcie sama przycisnąć, a nie tylko się bronić, brakuje pewności. "Bo za mało trenuje taką grę" - diagnozował.

- Ale Paweł dobrze wie, że chodzi w gruncie rzeczy nie o trening, lecz o technikę uderzeń. Agnieszka ma zakodowaną taką sekwencję ruchów, że niektóre agresywne uderzenia stają się dla niej po prostu niewykonalne. Staramy się to modyfikować. Sęk w tym, że gdy jest 3:1, to wszystko ładnie wychodzi. Ale jak jest 5:6, ważą się losy seta i przychodzi trudny moment, nie ma siły, żeby jej ciało instynktownie nie wróciło do starych przyzwyczajeń. Ale nie możemy się cofać. Uważam, że modyfikowanie techniki krok po roku to jedyny sposób, żeby Agnieszka nie zabiegała się na śmierć.

Rumunka Simona Halep, czwarta rakieta świata, jest niższa od Agnieszki, też raczej drobna, a na korcie potrafi uderzać mocniej. Jak to wytłumaczyć?

- Wzrost to nie wszystko. Justine Henin też była niższa od Agnieszki, ale siły miała zdecydowanie więcej. Halep jak na swoje 168 cm jest dobrze zbudowana i świetnie przygotowana fizycznie. Ona generuje olbrzymią energię z nóg, Agnieszka robi to zupełnie inaczej, siły w jej uderzeniach jest znacznie mniej.

Na zawsze będzie zamknięta w klatce własnych ograniczeń fizycznych?

- Nie, bo uważamy, że nastał moment, gdy Agnieszka zimą może po raz pierwszy zrobić wreszcie mocniejszy trening przygotowania fizycznego. Mówiąc wprost - dołożyć 2-3 kg do swojej masy i zwiększyć siłę w nogach i rękach.

Czyli może trenować mocniej? Zawsze panowała opinia, że jest krucha, delikatna, że siłownia zabierze jej wyczucie itd.

- Ktoś, kto mówił trzy lata temu, że Agnieszka potrzebuje dodatkowych 5 kg masy, mówił słusznie, ale jak kompletny amator. Suche 5 kg nic tu nie da. Potrzebne było odpowiednie przygotowanie mięśni, stawów na większe obciążenia. Po dwóch latach regularnej pracy Agnieszki z profesjonalnymi fizjoterapeutami ta baza, na której można budować większą siłę, w końcu jest. Agnieszka kiedyś korzystała z pomocy fizjoterapeutów tylko przy regeneracji i odnowie. Krzysztof Guzowski i Jason Israelsohn, z którymi pracowała ostatnio, stopniowo przygotowali ją też do cięższych treningów, większych. Konsultowaliśmy się z różnymi ekspertami w Polsce i za granicą, dużo mądrych głów nad tym myślało. Finał jest taki, że tej zimy po raz pierwszy włączamy większe obciążenia do treningu ogólnego. Mamy nadzieję, że to pozwoli Agnieszce wygrywać w gemach więcej punktów pojedynczymi uderzeniami. Takie czyste punkty dadzą jej oddech. Ten kolejny rok musi być inny, żeby Agnieszka dostała nowy impuls.

Agnieszka kończy w przyszłym roku 26 lat. Może szczyt możliwości ma już za sobą?

- Nie sądzę, ale dużo zależy też od tego, ile ona znajdzie w sobie energii. Były tenisistki, które czuły się spełnione w wieku 23 lat, ale były i takie, które w wieku 30 lat odnosiły największe sukcesy - jak Na Li czy Francesca Schiavone. Agnieszce wciąż się chce, na pewno marzy o wygraniu turnieju wielkoszlemowego, to jej wielka, niezaspokojona ambicja. O pozycję numer jeden będzie ciężko, dopóki gra Serena Williams. W tym roku miała najgorszy sezon od kilku lat, a i tak z ogromną przewagą jest liderką rankingu. Ale jak Serena odejdzie, Agnieszka może się włączyć do walki o prowadzenie, o ile nie zabraknie jej determinacji i woli walki.

Kilka razy w tym sezonie miałem wrażenie, że trenerzy rywalek coraz lepiej rozszyfrowują Agnieszkę. Wiedzą, jak grać, by ją pokonać. Stąd np. dwie porażki z kimś takim jak Varvara Lepchenko.

- Wyścig zbrojeń trwa cały czas. My też mamy gruby zeszyt z notatkami, jak grać z dziewczynami z czołówki. Mecz z Na Li w ćwierćfinale Wimbledonu 2013 był wygrany właśnie dzięki takim drobiazgom, bo Agnieszka wiedziała, jak Li serwuje w trudnych momentach i w którą stronę się rusza po returnach do bekhendu. Ale takie notesy mają też inni. Agnieszka musi uważać, by jej gra nie była zbyt schematyczna. W tym sezonie, niestety, czasem taka była. Przegrała kilka meczów, których nie powinna przegrać. To dało impuls innym dziewczynom, że można ją pokonać. Przestały się bać.

Wracasz czasem myślami do Wimbledonu 2013, tego, który Agnieszka powinna wygrać? Lisicki w półfinale, potem Bartoli... Szlem był na wyciągnięcie ręki.

- W tenisie nic się nikomu nie należy za zasługi, trzeba wszystko wypracować. Widocznie jeszcze wtedy na Szlema nie zapracowaliśmy. Być może właśnie pod względem przygotowania fizycznego.

15 listopada lecicie na 11 dni do Indii, żeby zagrać w komercyjnej lidze z innymi gwiazdami. Nie popsuje to przygotowań do sezonu?

- To czysty biznes, ale niczego nie zakłóci. Jedziemy tam całym teamem, z fizjoterapeutą, sparingpartnerem. To będzie obóz treningowy przerywany pokazówkami, i tyle. Resztę czasu Agnieszka spędzi na treningach w Polsce, do Australii lecimy na początku stycznia. Zaczynamy od Pucharu Hopmana, potem Sydney i Australian Open.

Będą jakieś zmiany w kalendarzu startów?

- Patrząc z perspektywy czasu, nie powinniśmy lecieć do Dubaju; można było go odpuścić i lepiej wypocząć. Ale teraz nie możemy zrezygnować, bo Dubaj stał się turniejem obowiązkowym. Może odpuścimy Dauhę, zobaczymy. Druga ważna decyzja to wybór mniejszego turnieju w drugiej części sezonu. Do tej pory Agnieszka grała Seul, analizujemy teraz inne opcje. W pierwszej części sezonu z mniejszych turniejów wybierzemy Katowice, żeby nie zawieść polskich kibiców. Czasem z boku może się wydawać, że Agnieszka gra za dużo, ale to nie do końca prawda. My do niektórych turniejów podchodzimy po prostu treningowo, jako przetarcia przed większymi. Tak jest np. ze Stanford czy Eastbourne. Wyniki tam nie mają dużego znaczenia.

W lutym po Australian Open Polska zagra w Krakowie z Rosją w Pucharze Federacji. Dzięki Agnieszce do Grupy Światowej rozgrywek reprezentacja awansowała po raz pierwszy.

- Tego startu Agnieszka oczywiście treningowo nie potraktuje, w barwach narodowych zagra na 100 proc., choć pamiętajmy, że ten wysiłek może się potem odbić na staraniach o Szlemy. Dlatego zanim ktoś skrytykuje Agnieszkę, że gra za dużo i za bardzo się męczy, niech się zastanowi, z czego miałaby zrezygnować. Z Katowic? Z Pucharu Federacji? Z turniejów obowiązkowych do rankingu WTA?

Rosjanki przyjadą w najmocniejszym składzie?

- Rozmawiałem z Maxem Eisenbudem, menedżerem Szarapowej. Pytał o Kraków, szuka jakiegoś zakwaterowania. Wygląda na to, że skład będzie najmocniejszy: z Szarapową, Makarową i Jeleną Wiesniną.

W waszym teamie coś się zmienia, jakieś nowe twarze?

- Jestem ja, Dawid Celt, Krzysztof Guzowski, Jason Israelsohn, trener od przygotowania fizycznego Wacław Mirek z krakowskiego AWF, ale myślimy nad wzmocnieniem. Na razie to tajemnica, więcej powiemy za kilka tygodni.

Federer wegetarianinem? Czego możesz nie wiedzieć o najlepszych tenisistach świata

Więcej o: