Hingis karierę kończyła już dwa razy i dwa razy ją wznawiała. W 2002 roku jako 22-latka, która wygrała już wszystko, znikła z kortów. Wróciła na dobre w 2006 roku, ale w listopadzie rok później znów się żegnała, w otoczeniu skandalu. W próbce jej moczu z Wimbledonu (odpada w III rundzie) znaleziono ślady kokainy.
Od lipca 2013 roku Hingis znów pojawia się na kortach, ale już tylko w deblu. Z Danielą Hantuvhovą nie odnosiła sukcesów, ale już w Sabine Lisicki wygrała w marcu tego roku duży turniej w Miami. Seryjne sukcesy przyszły jednak w drugiej połowie sezonu, po tym jak 34-letnia Hingis zaczęła grać w parze z dwa lata młodszą Pennettą.
Już w trzecim wspólnym starcie doszły do finału US Open, przegranego po trzysetowym meczu z Rosjankami Jekateriną Makarową i Jeleną Wiesniną. Potem przyszły wygrane w Wuhan i Moskwie. Po tym drugim Szwajcarka ma już na koncie 40 zwycięstw w deblu w karierze, a jej partnerka 17.
- Cieszę się, że zakończyłyśmy sezon w ten sposób. W Chinach wygrałyśmy duży turniej, ale dwa kolejne starty nie poszły nam tak jak oczekiwałyśmy. Trochę się denerwowałyśmy, bo chciałyśmy się zakwalifikować do Singapuru - mówiła Hingis w Moskwie. - Cieszę się z wygranej w Kremlin Cup, bo poprzednio grałam tu w 200 albo 2002 roku - dodała.
Za wygraną w Moskwie Hingis i Pennetta otrzymały 470 punktów, co da im w poniedziałkowym rankingu sumę 3346. Do ósmej pary, Australijki Anastasii Rodionovej i Rosjanki Ałły Kudiawcewej zabraknie im więc 64 punktów.
Jak wyliczyła oficjalna strona WTA, tyle punktów dałoby Szwajcarce i Włoszce wygranie jednego meczu więcej w pięciu z ośmiu turniejów w którym wzięły udział. Co więcej, w każdym z nich przegrywały po super tie-breaku lub trzecim secie.
Hingis wygrała WTA Finals w singlu w 1998 i 2000 roku, a w 1996 i 1999 przegrała w finale. Po raz ostatni grała w podsumowującej sezon imprezie w 2006 roku, ale nie wyszła z grupy.