Tenis. Przeklęte nadgarstki Del Potro

Gdy w 2009 r. zwyciężał w US Open, bijąc Rogera Federera i Rafaela Nadala, mówiono, że nadchodzi nowy numer jeden tenisa. Ale okazało się, że Argentyńczyk to kolos z porcelany - w niedzielę ogłosił, że musi przejść drugą operację nadgarstka.

Juan Mart~n del Potro to jeden z największych niespełnionych tenisowych talentów. Światu objawił się latem 2009 r. w Nowym Jorku. Miał 21 lat, 198 cm i forhend tak mocny, że mógł nim kruszyć beton. Wydawało się, że nadchodzi człowiek, który dokona rewolucji. Osiągnie coś, co przez lata nie udało się Andy'emu Roddickowi czy Maratowi Safinowi, czyli na trwałe zdetronizuje Rafaela Nadala i Rogera Federera.

Jego zwycięstwo w US Open to była tenisowa magia w czystej postaci - Nadala zmiótł z kortu w półfinale (6:2, 6:2, 6:2), niektórzy po tamtym meczu zaczęli nazywać go żartobliwie "Nadal killerem", bo nikt dotąd nie umiał tak skutecznie zgasić top spinów Hiszpana. W finale, po pięciosetowej bitwie, Del Potro dopadł też Federera, prezentując wybuchowy tenis. Do 2009 r. nikomu nie udało się pokonać Federera i Nadala w tym samym turnieju wielkoszlemowym.

- Ten chłopak to przyszły numer jeden - przepowiadali fachowcy. Styl Argentyńczyka określali jako skrzyżowanie ofensywy Safina z regularnością i precyzją Agassiego. "To nasz nowy Maradona. Szczęście, na które czekaliśmy" - pisał argentyński dziennik "Ole", a "New York Times" zamieścił duży reportaż z Tandil, rodzinnego miasta Del Potro słynącego z soczystej wołowiny i ceglanych kortów.

Ale niespełna rok później Del Potro przestał być "w ieżą z Tandil", a po raz pierwszy nazwano go "kolosem z porcelany". Argentyńczyk, który najwyżej wspiął się na czwarte miejsce na liście ATP, musiał poddać się operacji prawego nadgarstka, po której przez niemal rok nie zagrał w żadnym turnieju. Zamiast porównań do Safina i Agassiego rozpętała się dyskusja, czy współczesny męski tenis nie jest zbyt wymagający fizycznie, czy atomowe uderzenia i kosmiczne prędkości nie niszczą ciał młodych ludzi za szybko.

Gdy Del Potro wrócił w 2011 r., nie był już tym samym zawodnikiem. Wspiął się z powrotem do czołowej dziesiątki, ale nie niszczył już rywali w taki sposób jak w sezonie 2009, wciąż nękały go różne kontuzje. Wygrał kilkanaście turniejów, m.in. w Bazylei i Tokio, ale wśród nich nie było już tych największych - w nich odbijał się od Novaka Djokovicia, Andy'ego Murraya, Nadala, Federera. Od ludzi, których ciała okazały się bardziej odporne na wymagania współczesnego tenisa.

Gdy w 2013 r., po dłuższym okresie bez żadnych urazów, wydawało się, że wielka forma Del Potro zaczęła powracać, znów odezwał się nadgarstek, tym razem lewy. Bolał już zimą, z całą mocą zaatakował w Indian Wells, a w niedzielę w Miami Argentyńczyk, numer osiem na świecie, ogłosił smutną nowinę, że musi poddać się operacji, w tym roku prawdopodobnie nie zagra. - Przede mną kolejna droga przez mękę. Mam nadzieję, że kibice nie opuszczą mnie w tych trudnych chwilach - powiedział w niedzielę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.