Tenis. Sędzia tenisowa uniewinniona w sprawie zabójstwa męża wraca na korty

Lois Goodman, która w sierpniu została oskarżona o zamordowanie swojego męża filiżanką do kawy, a na początku grudnia uniewinniona przez kalifornijski sąd, powróci do sędziowania w 2013 roku.

Mężczyzna zmarł w kwietniu, gdy spadł ze schodów swojego domu w Los Angeles. Policja początkowo uznała to za wypadek, jednak gdy znaleziono charakterystyczne rany na głowie, uznano, że mogło to być zabójstwo. Goodman miała zabić męża, uderzając go w głowę filiżanką do kawy. Takie przypuszczenia wystarczyły policji, by aresztować kobietę.

Doszło do tego 20 sierpnia w Nowym Jorku, gdzie Goodman przygotowywała się do udziału w wielkoszlemowym turnieju US Open. Na pierwsze przesłuchanie w sądzie zjawiła się ubrana w strój sędzi liniowej. Nie przyznała się do winy, podczas badania wykrywaczem kłamstw stwierdzono, że mówi prawdę.

Mimo że została zwolniona z aresztu, to pozostała pod nadzorem elektronicznym i co jakiś czas musiała stawiać się w sądzie w celu odbycia kolejnych przesłuchań. Mimo braku obciążających dowodów i dysponując wynikiem badania wariografem, sąd na początku października postawił kobiecie zarzut zabójstwa.

- Wydaje mi się, że nie mieli po prostu nikogo innego, kogo mogliby oskarżyć oprócz mnie - mówiła już po uniewinnieniu kobieta. - Dzięki Bogu to już koniec - dodała, mówiąc, że przez to oskarżenie nie pozwolono jej nawet spokojnie przejść przez okres żałoby.

Prokurator ostatecznie uznał, że postępowanie wobec Goodman nie może być kontynuowane. Nie znaleziono bowiem dowodów na to, że kobieta zabiła swojego męża, a znalezione kolejne dowody potwierdzają dodatkowo, że był to nieszczęśliwy wypadek.

Prawnicy tenisowej sędzi przyznali, że od początku byli przekonani, że sprawa nie będzie kontynuowana. Podziękowali oni prokuraturze za to, że postąpiła "moralnie i właściwie". - Nie znam się za bardzo na całym tym systemie prawnym. Czuję, że zostałam potraktowana sprawiedliwie, gdyż był to po prostu nieszczęśliwy wypadek - powiedziała Goodman.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.