Zaczęło się w 1900 r. od studentów amerykańskiego Harvardu. Oni jako pierwsi wpadli na pomysł drużynowych meczów tenisowych. Na pojedynek wyzwali Brytyjczyków i bili się z nimi przez kilkadziesiąt lat, z przerwami na dwie wojny światowe. Stopniowo dołączyli inni.
Dziś w Pucharze Davisa rywalizuje 139 państw. Tenisiści czasem narzekają, że narodowe barwy odrywają ich od ścigania tego, co w tenisie najważniejsze, czyli Wielkich Szlemów i pieniędzy, ale tak naprawdę każdy marzy, by choć raz podnieść w górę Srebrną Salaterę i posłuchać hymnu.
Dla kibiców Puchar Davisa też jest czymś niezwykłym, odświętnym, bo burzy tradycyjną tenisową etykietę - zamiast stonowanych oklasków są krzyki, śpiewy, atmosfera niemal jak na meczu piłkarskim.
Najsilniejsi w Pucharze Davisa są oczywiście ci, którzy w tenisie są mocni grupą, a nie jednostkami. Dlatego Szwajcarzy z Rogerem Federerem czy Brytyjczycy z Andym Murrayem nie mogą nic osiągnąć od lat. Kiedyś mocne drużyny mieli Wyspiarze, Australijczycy i Amerykanie. Dziś potęgą są Hiszpanie, Serbowie, Czesi, Argentyńczycy.
W tegorocznym, setnym finale, w praskiej O2 Arenie Czesi, dopingowani przez 14 tys. fanów, zmierzą się z Hiszpanami. Zasady nie zmieniły się od lat: w piątek dwa single, w sobotę debel, w niedzielę znów dwa single. Wygrywa ten, kto pierwszy zdobędzie trzy punkty.
W normalnych okolicznościach faworytami byliby broniący tytułu goście, którzy rozgrywki w ostatnich latach zdominowali. Triumfowali pięciokrotnie od 2000 r., w tym trzy razy w ostatnich czterech sezonach. Ale Hiszpanie przyjechali osłabieni brakiem Rafaela Nadala, od pięciu miesięcy leczącego kolana. Zastępujący go w roli lidera David Ferrer, piąty na świecie, rozegrał najlepszy sezon w karierze, ale jest zmęczony, grał bez wytchnienia. Drugą rakietą w singlu będzie Nicolas Almagro (ATP 11), świetnie serwujący, uderzający stylowym jednoręcznym bekhendem, ale nieobliczalny. W deblu Hiszpanie wystawią Marcela Granollersa i Marca Lopeza, którzy właśnie wygrali kończący sezon turniej Masters.
Gospodarze mają szansę na drużynowy dublet, bo Czeszki dwa tygodnie temu w tej samej hali pokonały Serbki w finale Pucharu Federacji. Jeden kraj zgarnął jednocześnie oba drużynowe trofea po raz ostatni 22 lata temu (Amerykanie).
- Pomogą nam kibice, szybki kort i brak Nadala - mówi 34-letni Radek Stepanek, weteran lubiący atakować przy siatce, który dziś zmierzy się z Ferrerem. Obok niego w drużynie jest jeszcze trzech graczy, ale liczy się właściwie tylko Tomasz Berdych, szósty w rankingu ATP, potężny drwal. Stepanek z Berdychem nawet w deblu grają zazwyczaj razem. I nie przegrali od czterech lat.
Twarda nawierzchnia w Pradze - gospodarz zawsze ma prawo ją wybrać - to ponoć najszybszy tenisowy kort świata. Czesi żartują, że Hiszpanów, przyzwyczajonych do wolnej, czerwonej mączki, odrzuci na drugi koniec hali. Z Hiszpanami mają rachunki do wyrównania, trzy lata temu w Barcelonie w finale polegli 0:5. Ale rywale pokazali już, że umieją zwyciężać na wrogim terenie nawet bez Nadala. W finale 2008 r. pokonali na wyjeździe Argentynę, grając bez lidera, też na twardym i szybkim korcie.
Czesi zdobyli Puchar Davisa raz, w 1980 r., jeszcze jako Czechosłowacja, gdy z Ivanem Lendlem pokonali Włochów, co komunistyczne władze zamieniły w propagandowy triumf, to było bowiem pierwsze trofeum dla kraju z bloku komunistycznego. Lendl, który od tego czasu zmienił obywatelstwo na amerykańskie, pojawił się teraz w Pradze na treningach byłych rodaków, wsparł ich dobrym słowem, powiedział, że też wierzy w zwycięstwo.
Relacje z finału w Canal+ Weekend.