Maks Mirnyj: Życzyłbym sobie, by gra podwójna była bardziej doceniana. ATP podejmuje dobre decyzje, wabi do debla singlistów, którzy podnoszą poziom rywalizacji, zmienia system punktacji [przy równowadze jest rozgrywany decydujący punkt, a trzeci set to tie-break do dziesięciu punktów]. Wszystko dzieje się jednak zbyt wolno.
Debliści walczą w turniejach o 20 proc. puli nagród. To za mało. Organizatorzy nie mogą podążać za trendem, który obserwowaliśmy w ostatnich 30 latach, gdy gra podwójna traktowana była jako dodatek. Debliści mogą stanowić lepszą promocję dla tenisa niż singliści. Muszą tylko zacząć pojawiać się w telewizji, radiu, internecie, gazetach.
- Czasami bywa jak w rodzinie, w której zdarzają się kłótnie braci czy sióstr. Ja rozstaję się z Danielem z innego powodu. Zbyt wiele rzeczy musieliśmy przygotowywać, będąc daleko od siebie. On ma rodzinę w Toronto, ja w USA. Przyjeżdżaliśmy na turniej, trenowaliśmy, graliśmy i rozchodziliśmy się.
Wielu polskich fanów nie rozumie, jak ogromną zaletą Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego jest to, że od wielu lat przebywają w jednym mieście, gdzie mogą wspólnie trenować. Wtedy na dalszy plan schodzą nawet kwestie wynikające z różnic charakterów.
Często duety rozstają się przez różnice kulturowe, odmienne cele czy różnice w podejściu do gry. Polacy i bracia Bryan jako jedni z nielicznych grają ze sobą tak długo.
- Najdłużej grałem z Nestorem i Maheshem Bhupathim. Są zupełnie inni, nie da się wskazać wśród nich lepszego tenisisty.
Na poziomie towarzyskim najlepiej wspominam grę z Patrickiem Rafterem. Niewielu pamięta, że staliśmy po jednej stronie siatki w Halle w 2001 roku. Przegraliśmy w finale, ale to był tydzień, w którym miałem na korcie najwięcej zabawy.
- Gra z Rogerem była czymś bardzo specyficznym. Już wtedy, chociaż nie był jeszcze gwiazdą, odczuwałem większą presję. Nie byliśmy przyjaciółmi, o występy w deblu mój ojciec poprosił jego trenera. Z czterech pierwszych turniejów wygraliśmy trzy, w kolejnym dotarliśmy do finału. Ze sportowego punktu widzenia gra z nim była czymś nadzwyczajnym. Jakbyś na zawsze miał w drużynie koszykarskiej Kobe Bryanta.
Ale więcej nauczyłem się, grając z Rafterem. Podpowiadał, jak się zachowywać, trenować. Czas spędzony z nim dał mi bardzo wiele.
- Mam wybierać z dwójki Fyrstenberg, Matkowski?
- Możemy też wziąć pod lupę Dąbrowskiego i Fibaka (śmiech). Debel to specyficzna dziedzina. Jeżeli rozłączysz braci Bryan, Bob lub Mike z innymi partnerami nie zaczną zwyciężać od razu. Muszą poznać się na korcie, złapać pewność siebie, nauczyć się współpracy. Na Fyrstenberga i Matkowskiego patrzę jak na jedność. Nie ma testów, które wykażą o przewadze jednego nad drugim. Nie możesz porównać dziesięciu bekhendów i serwisów. Sukces przynosi sposób, w jaki się komunikują, trafność podejmowanych decyzji i mieszanka charakterów.
- Dopiero jak zdobędziesz medal, zdajesz sobie sprawę, jak wiele znakomitości z różnych dyscyplin nie ukończyło igrzysk na podium, a co dopiero ze złotem. Cztery razy wygrywałem Rolanda Garrosa i US Open. Dzień po zwycięstwie na igrzyskach żartowaliśmy z ojcem, że zamieniłbym dwa-trzy z nich na jeden medal olimpijski.
- Przez wiele lat Mariusz nie był tą optymistyczną jednostką w duecie Fyrstenberg/Matkowski (śmiech). Ja postrzegam to zupełnie inaczej. Ta "przeszkoda" umożliwiła mi powieszenie na szyi złota. Być może to wydarzenie symboliczne, bo pierwszy duży sukces osiągnąłem także w grze mieszanej, na Wimbledonie w 1998 roku w parze z Sereną Williams.
Gram miksta od wielu lat i zawsze traktuję go poważnie. Dziewczyny nie poruszają się tak szybko jak mężczyźni i uderzają piłkę lżej, ale dzięki temu jest to interesujące.
- Życie pokazuje, że czołowi debliści to trzydziestoparolatkowie. Na czele wciąż są bracia Bryan, a w ścisłej czołówce jest m.in. mój obecny partner Daniel Nestor, który zbliża się do czterdziestki. Starszym pomaga nowy system punktacji. Mecze są krótsze, organizm lepiej je znosi, i kariera może trwać dłużej. Nie wiem, czy da się to porównać, ale moim zdaniem przy obecnym systemie punktacji spędzamy na korcie mniej czasu niż pięć-sześć lat wcześniej, gdy obowiązywały stare zasady.
Awans Janowicza i Kubota ?