WTA Miami. Słodka chwila triumfu Karoliny Woźniackiej

Dunka sensacyjnie pokonała w ćwierćfinale turnieju w Miami Serenę Williams 6:4, 6:4. Z Amerykanką zwyciężyła po raz pierwszy w karierze, wbrew trwającej od lat potężnej krytyce, że nigdy nie zdoła jej zagrozić.

Agnieszka Radwańska ograła Venus Williams!

- To doda mi pewności. Wiem, że wrócą jeszcze dla mnie piękne dni - mówiła uśmiechnięta Woźniacka po wygranej z triumfatorką 13 turniejów Wielkiego Szlema. Dla Dunki polskiego pochodzenia to pierwszy od miesięcy tak spektakularny sukces. "Największe zwycięstwo w karierze" - napisał nawet duński dziennik "Ekstrabladet".

Forma Woźniackiej załamała się jesienią, w listopadzie na kończącym sezon Masters w Stambule zajęła ostatnie miejsce w grupie, a w styczniu po raz pierwszy od pięciu lat przegrała z Agnieszką Radwańską. Od początku roku spadła z pierwszego na szóste miejsce w rankingu, a szczytem jej możliwości był półfinał turnieju w Dubaju. O tym, co się z nią dzieje, nie pisano inaczej niż "kryzys", "załamanie", "upadek". Dunka miotała się, szukając wyjścia z tarapatów. Zatrudnionego w roli konsultanta Hiszpana Ricardo Sancheza, światowej sławy trenera, po miesiącu zwolniła, mówiąc, że nie umie jej pomóc.

W pojedynku z Williams nagle się odrodziła. Świetnie serwowała, uderzała piłki mocno i pewnie, nie przestraszyła się Sereny, nie dała się jej zepchnąć do totalnej defensywy, tak jak w poprzednich trzech przegranych pojedynkach. We wrześniu zeszłego roku na US Open Serena gładko zwyciężyła 6:2, 6:4.

- Nie pamiętam, by kiedykolwiek tak dobrze serwowała - przyznała po meczu Amerykanka, która przez turniej szła jak burza, pokonała m.in. Samanthę Stosur, rewanżując się Australijce za zeszłoroczną porażkę w finale US Open. Rodacy widzieli ją już w finale i liczyli na szóste zwycięstwo w prestiżowej imprezie nazywanej "piątą lewą Wielkiego Szlema" (z pulą nagród 4,8 mln dol.). Młodsza z sióstr Williams po porażce w swoim stylu stwierdziła, że "pokazała tylko 20 procent możliwości" i głównie to zdecydowało o porażce, ale Amerykanie byli innego zdania i docenili sukces Woźniackiej. "Wszyscy ci, którzy od dawna krytykowali Karolinę, muszą teraz mocno ugryźć się w język" - napisał na Twitterze jeden z blogerów z USA.

Woźniacka od lat była w USA niezwykle krytykowana za to, że nie zasługuje na prowadzenie w rankingu WTA. Dziennikarze i eksperci, wśród nich m.in. Martina Navratilova, zarzucali, że ciuła punkty w małych imprezach, ale nie potrafi zdobyć Szlema (tylko raz zagrała w finale). Wypominano jej nieatrakcyjny styl - defensywny, oparty na wyczekiwaniu błędów rywalek, a nie na prowadzeniu wymian. Blogerzy - a tzw. haterów [nieprzyjaznych komentatorów] miała najwięcej w kobiecym tenisie - złośliwie przezywali ją "pusherem", czyli, że "przepycha piłki" zamiast je uderzać. Pisali, że jej firmowe zagranie to "moonballs" - tak przedrzeźniali wysokie, defensywne zagrania. Serenę zawsze przeciwstawili Woźniackiej jako niedościgniony wzór. Pokazywali, że tak gra prawdziwa mistrzyni - agresywnie, ofensywnie. I tylko tędy wiedzie droga po wielkoszlemowe zwycięstwa.

W środę Woźniacka oraz jej ojciec i trener Piotr przeżyli więc najsłodsze chwile triumfu. Nie tylko dlatego, że Williams w końcu została pokonana, ale też dlatego, że Karolina zrobiła to w swoim stylu. Kluczem do sukcesu nie były szalone ataki, ale ograniczenie własnych pomyłek - Dunka popełniła ledwie 13 niewymuszonych błędów, Williams - aż 36. Mistrzyni ataku wreszcie skapitulowała przed królową defensywy. Dlaczego się udało? - Karolina musi się wyluzować, odprężyć, bez presji bycia numerem jeden będzie jej łatwiej wrócić do dawnej pewności siebie. Trzeba poczekać - mówił niedawno "Gazecie" Piotr Woźniacki.

- To najcenniejsze zwycięstwo Karoliny w karierze, bo pozwoli jej uwierzyć, że jest w stanie rywalizować z najsilniejszymi ofensywnymi tenisistkami. Być może otworzy przed nią drogę po tytuł w Wielkim Szlemie - powiedziała w "Ekstrabladet" Tine Scheuer-Larsen, była duńska tenisistka.

Kolejny test czeka Woźniacką w półfinale, w którym zmierzy się z inną ultraofensywną rywalką - Marią Szarapową. Rosjanka pokonała w ćwierćfinale Chinkę Na Li 6:3, 6:0 i też przełamała ważną dla siebie barierę - po raz pierwszy od 47 meczów nie popełniła żadnego podwójnego błędu serwisowego. Do niedawna można było w ciemno stawiać, że Rosjanka będzie miała problemy z podaniem, bo po operacji barku straciła sporo celności i pewności tego uderzenia.

W męskim turnieju po niespodziewanym odpadnięciu Rogera Federera, wszystko idzie zgodnie z planem. Rozstawiony z jedynką Novak Djoković pokonał w 1/8 finału Richarda Gasquta, a nr 2 Rafael Nadal ograł Japończyka Kei Nishikoriego. W walce o tytuł liczą się też ciągle m.in. Andy Murray, David Ferrer i Jo-Wilfried Tsonga.

Woźniacka chciała zażartować z Szarapowej a wyszło na opak [WIDEO]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.