Tenis. Szczęściarz Janowicz

Jeśli 21. tenisista na świecie użala się nad sobą, to znaczy, że nie wie, w jakim kraju żyje

Dziennikarze wymagają zbyt wiele, a nie mają prawa wymagać niczego, bo sami nie uprawiają wyczynowo tenisa. Nasi sportowcy trenują w szopach, a Polska to kraj bez perspektyw. Pokonany na korcie Jerzy Janowicz wziął odwet poza kortem. Zaatakował z furią i wszystkich.

Nie wiem, kto konkretnie go krzywdzi, uzurpując sobie prawo do stawiania mu przesadnie wysokich wymagań - środowiska tenisowego nie znam, sam zdążyłem dotąd jedynie wyrazić na łamach zachwyt rakietowym stylem, z jakim wstrzelił się w światowe korty. Z moich obserwacji wynika jednak, że generalnie to sportowcy wyznaczają cele, a otoczenie - medialne oraz kibicowskie - im się podporządkowuje. Piłkarze powtarzają, że chcą wygramolić się z grupy albo wcisnąć na mundial, to lud oczekuje, że wygramolą się z grupy albo wcisną na mundial. Siatkarze zasadzają się na medal, to lud posłusznie wypatruje medalu. Adam Małysz mierzy w olimpijskie złoto, to lud stara się ponieść go dopingiem do złota.

Nie miałem ochoty wsłuchiwać się w treść - a tym bardziej analizować - jego niedzielnej tyrady. Jeśli Janowicz notorycznie nie radzi sobie emocjonalnie z porażkami, to oczywiście należy się martwić, bo tej przykrości żaden sportowiec nie uniknie. Nawet wybitnie utalentowany sportowiec. Najbliższe otoczenie zapewne powinno się również zastanowić, czy nagły sukces wywołał tylko przejściowe zawroty głowy, czy problem jest głębszy - a zatem wymaga terapii, i to podjętej prędko, zanim zrujnuje pięknie rozpoczętą karierę. Czy jednak warto poważnie traktować to, co wyrwało się młodzieńcowi, gdy ewidentnie był w amoku, kompletnie siebie nie kontrolował? I na przykład upominać go, żeby nad beznadziejnymi warunkami treningowymi polskich sportowców rozpaczał z umiarem, gdy polscy sportowcy przegrywają akurat z chorwackimi? Czyli pochodzącymi z regionu, w którym wielu atletów ćwiczyło w lejach po bombach, a potem, już po zwycięstwach - Bałkany słyną z wyczynowców na najwyższym światowym poziomie - tłumaczyło, że bolesna przeszłość inspirowała ich do tytanicznej pracy? Że pragnęli wygrywać bardziej, by bliscy i rodacy choć na chwilę zapomnieli o traumie wojny domowej?

Obnażanie absurdalności niedzielnego wywodu nie miałoby sensu, gdyby nie fakt, że zacytowano go już wszędzie, a wielu odbiorców uznało, że Janowicz "powiedział głośno to, o czym wszyscy szepczą", że "nazwał rzeczy po imieniu", że "ktoś wreszcie powiedział prawdę". Nie twierdzę, że tenisista wyraził zdanie większości, ale z internetu wylało się bajoro frustracji spod mentalnego sztandaru: "Jeśli mi się nie uda, to winę znajdę wszędzie, tylko nie w sobie". A to ostatni przekaz, który powinien propagować mający jakiekolwiek poczucie odpowiedzialności idol i człowiek sukcesu. Sukcesu, którego nie osiągnąłby, gdyby istotnie urodził się w kraju bez perspektyw.

Bałkany to niejedyna okolica, gdzie wcale nie żyje się lepiej niż w Polsce. Owszem, biedzimy się z rozmaitymi społecznymi dolegliwościami - jak niemal wszyscy, nawet idealizowana u nas Ameryka dopiero próbuje opieką medyczną otoczyć większość obywateli. Zrozumiała jest przewlekła depresja wielu wykształconych ludzi, którzy czują, że na emigrację zostali wypchnięci, albo czują się oszukani, bo dwa fakultety i dwa języki miały im zagwarantować przyszłość. Sam złoszczę się na obyczajowe zacofanie mojego kraju. Ale wciąż mieszkamy w jednym z 25-30 najbogatszych, najbezpieczniejszych, dających najwięcej możliwości państw świata.

Janowicz miał niesłychane szczęście, że dorastał na skrawku terytorium cywilizacyjnie zaawansowanym. Tam, gdzie rodzice nie tylko mają co sprzedać, by zainwestować w syna, ale jeszcze mogą, w razie potrzeby, wyprawić go na trening do sąsiedniego kraju, no i są do tego stopnia wolni od elementarnych trosk, że w ogóle wpadają na podobne pomysły. Miażdżąca większość ludzi dorasta w miejscach, w których albo nikomu przez głowę nie przemknie porywanie się na tenisowe szczyty, albo znacznie trudniej je zdobywać. Skoro w Polsce po raz pierwszy w historii obrodziło w cały tłumek zawodników i zawodniczek pogrywających w szeroko pojętej światowej czołówce, to i tutaj widzimy dowód, że Polska się rozwija. A tenis pozostaje sportem elitarnym, który nie tylko u nas wynagradza często śmiałków skłonnych podjąć prywatną inicjatywę i finansować ją z własnej kieszeni.

Tak, Janowicz wyjątkowo słabo nadaje się do promowania mentalności roszczeniowej - nawiasem mówiąc, dla sportowca zabójczej, on powinien żądać przede wszystkim od siebie. Znacznie atrakcyjniej prezentowałby się jako orędownik postawy: "Stać cię na wszystko, jeśli tylko dasz z siebie wszystko, nawet skromne tradycje tenisowe twojego kraju nie zatrzymają cię w drodze do półfinału Wimbledonu". I jako gwiazdor dający inspirację zamiast użalającego się, że "za granicą traktują sportowców lepiej" - to zresztą wyjątkowe dyrdymały, w typie kuriozalnego frazesu: "Takie rzeczy dzieją się tylko w Polsce". Tyleż popularnego, co niepopartego jakimikolwiek poszlakami, że rzeczywiście "tylko w Polsce", mającego wyłącznie ilustrować przekonanie autora, że Polacy są najgorsi na świecie. Wszyscy poza nim samym.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.