Puchar Davisa. Debel przedłużył nadzieję, Polska - Chorwacja 1:2

Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski pokonali Marina Draganje i Mate Pavicia 6:7 (1-7), 7:6 (7-5), 4:6, 7:6 (7-2), 6:4 i zdobyli pierwszy punkt dla Polski w spotkaniu Polska - Chorwacja. Polacy wciąż mają szansę wywalczyć awans do barażu o Grupę Światową.

Po piątkowych porażkach Jerzego Janowicza i Michała Przysiężnego wielu kibiców odpuściło sobie oglądanie Polaków. Hala Torwar wypełniła się co najwyżej w połowie. Ci, którzy przyszli, zobaczyli mecz na dobrym poziomie i - co najważniejsze - wygrany przez Polaków.

Z obu stron siatki stanęli zawodnicy specjalizujący się w grze deblowej. Okazało się to istotniejsze niż różnica doświadczenia. 22-letni Draganja i 20-letni Pavić grający ze sobą dopiero drugi sezon w niczym nie ustępowali występującym razem już od 2001 r. i mającym na koncie 14 tytułów ATP oraz finały US Open oraz ATP World Tour Finals Polakom.

Pierwsze dwa sety toczyły się bez choćby jednego przełamania. W pierwszym bliżej wywalczenia go byli Chorwaci, którzy przy stanie 4:4 i serwisie Matkowskiego wyszli na prowadzenie 40:0. Polak skoncentrował się jednak i posłał serię atomowych zagrywek, na które rywale nie mieli dobrej odpowiedzi. W decydującym o losach partii tie-breaku pogubił się Fyrstenberg, który zareturnował w siatkę, a następnie pomylił się przy woleju. Błędów po polskiej stronie było więcej i w rezultacie Polacy przegrali 1-7.

Drugi set zakończył się po myśli Polaków. W tie-breaku odskoczyli na dwa punkty i wygrali go 7-5.

Draganja i Pavić przegrali seta, ale wyglądali na mniej spiętych. Kiedy tylko mogli, we dwóch ruszali do siatki, świetnie ustawiając się do wolejów i smeczy. Królował w nich zwłaszcza najniższy na korcie, mający 175 cm Draganja. Okazji miał sporo, gdyż Polacy zepchnięci na końcową linię bronili się lobami, często zbyt niskimi i czytelnymi.

W trzecim secie w końcu doszło do przełamania. Przy stanie 2:2 serwował Matkowski. Choć to on jest lepiej zagrywającym z Polaków, zdarzają mu się też słabsze momenty. Wykorzystał to Draganja i zwycięskim returnem dał swojej parze przewagę, utrzymaną do końca seta. W decydującym gemie Polacy prowadzili 30:0, ale nie zdołali odrobić strat i przegrali 4:6.

Tak jak zapowiadali przed meczem, Polacy z seta na set coraz lepiej radzili sobie z czytaniem zagrywki rywali. W drugim gemie czwartej partii prowadzili 40:0, ale serwujący Draganja zdołał obronić gema. Coraz częściej dochodziło do gry na przewagi. Groźnie zrobiło się przy stanie 4:4, gdy przy serwisie Fyrstenberga było 15:40. Strzał w linię, as serwisowy, jeszcze jeden obroniony break point i widownia odetchnęła z ulgą.

Po raz trzeci doszło do tie-breaku, w którym Polakom nawet na moment nie zadrgała ręka. Niesieni dopingiem przebudzonej w końcu publiczności szybko wyszli na prowadzenie 5:0 po kiepskich zagrywkach Draganji i świetnych Matkowskiego. Seta zakończyły dwa błędy wyraźnie pogubionych Chorwatów.

W 56. gemie przy stanie 3:3 Polakom w końcu udało się po raz pierwszy przełamać serwis Chorwatów! Coraz częściej błędy popełniał Draganja, Matkowski świetnie zaatakował po linii w kluczowym momencie i wraz z partnerem wyszli na prowadzenie. Torwar eksplodował i od tej pory po każdej wygranej Polaków rozlegała się wrzawa, która chyba zdeprymowała gości. Po prawie czterogodzinnej walce Fyrstenberg asem serwisowym zakończył mecz.

W niedzielę Polacy staną przed szansą na odmienienie losów spotkania o awans do barażu o Grupę Światową. O 12 Jerzy Janowicz zmierzy się z Marinem Ciliciem, a w ostatnim, być może decydującym, Michał Przysiężny zagra z 17-letnim pogromcą Janowicza, Borną Coriciem. Po tym, co zaprezentowali w piątkowych meczach, Polacy nie są faworytami.

Więcej o:
Copyright © Agora SA