Ma 27 lat. Całe życie rywalizował z zawodnikami, których nazwiska dla przeciętnego kibica są anonimowe. Zresztą o Alexie Wardzie pewnie też nikt nie słyszał, aż do teraz. Brytyjczyk właśnie osiągnął swój największy sukces w karierze. Być może będzie miał szansę zmierzyć się z Rogerem Federerem czy Rafaelem Nadalem, a może nawet notowanym od niego o 854 pozycje wyżej rodakiem Andym Murray’em.
- Ten awans jest dla mnie wszystkim. Czuję się niesamowicie. Nigdy przecież nawet nie wygrałem meczu w kwalifikacjach na Wimbledonie. Przegrywałem wszystkie cztery pierwsze potyczki – przypomniał podekscytowany Ward.
Teraz jednak szczęście się do niego uśmiechnęło, wygrał trzy mecze. Ostatni po zaciętym boju z Teymurazem Gabashvillim 6-7(3), 6-4, 7-6(6), 6:1.
Warto dodać, że przed kwalifikacjami do Wimbledonu, jego forma nie była najlepsza. Ward przegrał kolejnych meczów, a teraz może snuć piękne plany… - Chętnie zagram z Federerem na korcie głównym – uśmiechnął się do dziennikarzy.
Ward jest najniżej notowanym zawodnikiem od 1998 roku, który dostał się na turniej Wielkiego Szlema. W swojej karierze najwyżej w rankingu był na 242. pozycji.
Na Wimbledonie w 2016 roku głośno było też o niejakim Marcusie Willisie, notowanym w siódmej setce rankingu ATP. On też zakwalifikował się na Wimbledon. Wygrał nawet jego pierwszą rundę. W drugiej trafił na Federera i przegrał dość wyraźnie. Na całe życie zapamięta jednak owację na stojąco, którą dostał na korcie głównym. Wardowi jego historia jest znana.