Wimbledon 2015. Mówią o niej "nowa Serena". Kim jest rywalka Radwańskiej

Ma 20 lat, pochodzi ze stanu Illinois, jej trenerką jest była trzykrotna mistrzyni wielkoszlemowa Lindsay Davenport, a gdy serwuje, rozpędza piłkę do ponad 190 km/godz. Madison Keys to jeden z największych talentów amerykańskiego tenisa. W tegorocznym Wimbledonie posłała już 47 asów, więcej od Sereny Williams. Agnieszka Radwańska w ćwierćfinale Wimbledonu będzie musiała przetrwać nie lada bombardowanie.

Amerykanie od dawna tęsknią w kobiecym tenisie za nowymi talentami na miarę sióstr Williams, Lindsay Davenport czy Jennifer Capriati. Wiele było już talentów niespełnionych, wiele artykułów zapowiadających wspaniałe kariery w amerykańskich gazetach wygląda z perspektywy czasu trochę śmiesznie, bo ich bohaterki do czołówki nigdy nie doskoczyły. Ba, nie wychyliły nawet nosa z drugiej setki rankingu.

"Chcę sukienkę jak Venus Williams!"

Ale Madison to nie jest ten przypadek. Urodziła się w stanie Illinois w prawniczej rodzinie, która niedługo potem przeniosła się na Florydę, do Boca Raton i na tamtejszych kortach zaczęła się przygoda Keys z tenisem. Początkowo wcale nie garnęła się do rakiety, ale rodzice wspominają, że nabrała większej ochoty, gdy zobaczyła w telewizji Venus Williams, w jednej ze swoich oryginalnych kreacji w Wimbledonie. - Ja też chcę taką sukienkę! - miała wtedy krzyknąć czteroletnia Madison. Tak to się zaczęło.

Świetne warunki fizyczne - Keys ma 178 cm i jest dość mocno zbudowana - sprawiły, że już jako bardzo młoda dziewczyna wygrywała nawet ze starszymi od siebie. Od początku była nauczona grać mocno, agresywnie, do przodu. Tak gra się na Florydzie, nie tylko w akademii Nicka Bolletteriego.

Efekt był taki, że Keys już jako 14-latka wygrała pierwszy mecz w turnieju WTA, pokonując Ałłę Kudriawcewą w 2009 r. w imprezie w Ponte Vedra Beach. W tym samym roku w ligowych rozgrywkach WTT pokonała Serenę Williams. Gdy miała 16 lat, przeszła rundę w US Open, gdy miała 17 - już dwie w Melbourne.

Max Eisenbud, menedżer Marii Szarapowej z agencji IMG, dwa lata później prorokował: - Ta dziewczyna ma potencjał, by zrobić wielką karierę. Na korcie i poza nim.

Serena miała z nią kłopoty

Ale to nie pierwsze tytuły w imprezach ITF czy pierwsze niezłe występy w turniejach WTA sprawiły, że nazwisko Keys zaczęło być w USA zauważane. Zmienił to dopiero wyjazd do Melbourne na tegoroczny Australian Open. Amerykanka pokonała tam m.in. Petrę Kvitovą, Venus Williams i odpadła dopiero w półfinale z Sereną, której sprawiła sporo kłopotów. - Chyba kupię sobie fajną torebką od Luisa Vuittona - śmiała się w Melbourne po tamtym sukcesie Madison, co brzmiało dziwnie znajomo, bo Agnieszkę Radwańską po pierwszych sukcesach ciągnęło do tego samego sklepu.

Od początku Madison porównywano do sióstr Williams. Ze względu na styl gry, ale też ciemny kolor skóry, odziedziczony po ojcu (mama jest biała). Keys czasem jest pytana, na ile czuje się Afroamerykanką. - Jestem gdzieś po środku, ale nie myślę o tym, nie lubię szufladkowania. Jestem sobą, jestem Madison - odpowiada.

Też ma swoją Navratilovą

Ten świetny turniej w Australii to zasługa nawiązanej w grudniu współpracy trenerskiej z legendą amerykańskiego tenisa Lindsay Davenport, trzykrotną mistrzynią wielkoszlemową. To właściwie podobna historia do tej z Radwańską i Martiną Navratilovą. W tym sensie, że dla Davenport, pracującej jako ekspertka telewizyjna, to też była pierwsza przymiarka do roli trenerki. Ale różnica jest taka, że Agnieszka z Martiną rozstały się po trzech miesiącach, a Madison z Lindsey dogadują się świetnie do dziś.

- Ich współpraca wygląda bardzo dobrze. Madison gra lepiej, obie są bardzo zadowolone - mówił mi w Londynie Ben Rothenberg z "New York Timesa". Davenport ma czwórkę dzieci i nie zawsze czas, by jeździć na wszystkie turnieje z Keys, ale w odwodzie ma jeszcze męża Jonathana Leacha i deblistkę Lisę Raymond, którzy ją zastępują. - Z Madison pracuje cała trójka, na każdym turnieju jest z nią choć jedno z nich - dodał Rothenberg.

Ale poza wystrzałem w Australii Keys nie strzelała w tym roku zawsze tak mocno. Porusza się raczej po sinusoidzie - druga runda w Miami, finał w Charleston, pierwsza runda w Madrycie, druga w Rzymie, trzecia w Paryżu, druga w Eastbourne, a teraz znów się wznosi i jest już w ćwierćfinale Wimbledonu.

Bum-bum też się zacina

Na trawie jej tenis spod znaku bum-bum czuje się doskonale. Amerykanka przewodzi w klasyfikacji asów - posłała ich już 47, o dziewięć więcej niż Serena. Ale Keys gra nierówno, czasem bombarduje, czasem się zupełnie zacina. W I rundzie grała trzysetówkę ze Szwajcarką Stefanie Voegele, w czwartej też była w opałach z Olgą Goworcową. Z solidną zazwyczaj w defensywie Agnieszką Radwańską ma bilans 0-3. Nic dziwnego, że podchodzi do meczu z dużym respektem. - Aga świetnie gra na trawie, jest bardzo doświadczona na tej nawierzchni. Umie walczyć, świetnie się rusza, ma niesamowite czucie. Jej ręka jest nieprawdopodobna. Grając z nią, ma się wrażenie, że zawsze jest tam, gdzie akurat posyła się piłkę. Wszystko wraca zza siatki, bardzo trudna rywalka.

Ale nie wolno zapominać, że czasem Keys też ma swój dzień, bombarduje mocno i celnie jednocześnie. Lindsay Davenport na pewno będzie bardzo chciała, by ten dzień nadszedł we wtorek w meczu z Radwańską.

Oto najbrzydsze sportowe puchary. Nie chcielibyście takiego zdobyć [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA