Wimbledon. Radwańska w Londynie bez prądu. Polka odpadła w 1/8 finału

Agnieszka Radwańska została rozbita przez Rosjankę Jekaterinę Makarową 6:3, 6:0 w 1/8 finału Wimbledonu, ponosząc jedną z najboleśniejszych porażek na swojej ulubionej nawierzchni. Polka zagrała za mało agresywnie, bez wiary i pomysłu. Kolejna szansa na podbicie Wielkiego Szlema przepadła.

Takiego lania w Londynie nie dostała od 2009 r., gdy w ćwierćfinale 6:1, 6:2 znokautowała ją Venus Williams. Amerykanka, wówczas jeszcze daleka od emerytury, wbiła Polkę w trawę uderzając z mocą armaty.

- Agnieszka snuje się po korcie jak śnięta rybka. Jej mowa ciała jest skandaliczna. Musi być tygrysem, który chce wygrać mecz, a nie stroić miny, jak coś nie wyjdzie, w takim meczu trzeba grać ostro, musi być więcej dynamiki - denerwował się wtedy Robert Radwański, ojciec, a wówczas jeszcze także trener tenisistki. Wytykał błędy przy serwisie, przebijanie piłek przez środek kortu, za mało agresji w uderzeniach.

Wtedy jego słowa brzmiały przesadnie surowo. Ledwie 20-letnia Polka, o delikatnej budowie ciała, zaczynająca przygodę z zawodowym tenisem, nie dała rady pokonać wyższej o głowę, znacznie silniejszej fizycznie, wielokrotnej mistrzyni wielkoszlemowej - nie było w tym nic szokującego.

Minęło pięć lat, Radwańska jest czwartą rakietą świata, w 2012 r. zagrała w finale Wimbledonu, ale słowa Radwańskiego znów dzwoniły w poniedziałek w uszach.

Rywalką Polki nie była tym razem mistrzyni wielkoszlemowa, ale solidna Rosjanka, 22. w światowym rankingu. Droga do kolejnego świetnego wyniku w Szlemie wydawała się otwarta - w ćwierćfinale czekała Czeszka Lucie Safarova (WTA 23.), z turniejem pożegnały się już Serena Williams i Na Li. Radwańska miała w weekend dwa dni wolnego, była wypoczęta i zdrowa, przez pierwsze rundy przeszła tracąc ledwie dziewięć gemów.

Makarowa wygrała ostatnie starcie w IV rundzie w Nowym Jorku, ale Polka zapowiadała rewanż. - Nie lekceważymy Rosjanki, bo jest leworęczna, potrafi świetnie grać na trawie, ale jeśli Agnieszka będzie od początku skoncentrowana i przyciśnie w kluczowych momentach, powinna zwyciężyć - mówił Tomasz Wiktorowski, od 2011 r. trener Radwańskiej.

Koncentracja, przynajmniej do stanu 3:3, była. Ale " przyciśnięcia", nie zobaczyliśmy. To Makarowa złamała opór Polki i odjechała z zawrotną prędkością. Taktyka Rosjanki na dobranie się do Polki opierała się na atakowaniu jej serwisów, agresywnej grze po rogach kortu. Wiedziała, że z Radwańską trzeba strzelać szybko. Kluczem było też jednak nastawienie Rosjanki - widać było, że jej piekielnie zależy. Radwańska, po kilku nieudanych zagraniach, zaczęła się złościć, a jej mowa ciała mówiła, że właściwie to jest już po meczu. Od czasu do czasu grała ostrą i mocną piłkę, której rywalka nie potrafiła odebrać, ale za rzadko. Większość leciała przez środek, dając okazję do kontr dla rywalki.

Przy 3:6, 0:5 Radwańską od egzekucji uratował deszcz. Cudu jednak nie było, po dwóch godzinach przerwy, Makarowa dokończyła dzieła zniszczenia.

- To nie był mój dzień, rywalka grała dobrze, sama nie wiem, co się stało, zabrakło pomysłu - powiedziała smutno Radwańska po meczu. - Najlepszym pomysłem jest walka o każdą piłkę, a tego zabrakło. Do 3:3 był zacięty mecz, ale potem Agnieszka stanęła i przestała walczyć. Nie próbowała wrócić do gry i to jest niepokojące, bo dzieje się już któryś raz - powiedział trener Wiktorowski. Zabrzmiało to trochę jak złagodzona wersja tego, co pięć lat temu mówił Radwański. Czy obaj doszli do ściany?

Niektórzy - np. Martina Navratilova - twierdzą, że tak, bo problem z Radwańską jest fundamentalny. Polka nie ma szansy na wygranie Szlema, bo jej tenis pozbawiony jest ognia, nie ma w nim tzw. kończących uderzeń. - Samym bieganiem, nie da się wygrać, bo raz na siedem meczów trafi na rywalkę, która zdmuchnie ją z kortu - mówiła w zeszłym roku 18-krotna mistrzyni wielkoszlemowa. Co zrobić, żeby mieć kończące uderzenia? Trzeba się zamknąć na pół roku w siłowni, ale gwarancji, że po wyjściu Polka nie straci swojej techniki - nie ma. Dlatego żadnej fachowiec od przygotowania fizycznego nie odważy się jej tego doradzić.

Steve Tignor, znany amerykański dziennikarz tenisowy, pisał jednak po porażce Radwańskiej z Sarą Errani w ćwierćfinale w Paryżu w 2013 r., że problem tkwi w głowie Polki. Że nie ma tego, co cechuje mistrzów - wielkiej wiary i woli zwyciężania. " Sprawia wrażanie, jakby zadowalał ją status tenisowej wirtuozki, podziwianej za styl i technikę" - pisał Amerykanin.

Co na to trener? - Może to jest sedno sprawy. Agnieszce brakuje czasem instynktu zwycięzcy - odparł Wiktorowski po długim namyśle, a w uszach znów dzwoniły słowa Roberta Radwańskiego.

To była 33. próba podbicia przez Polkę Wielkiego Szlema. Trenerzy się zmieniają, lata mijają, ale wciąż jest daleko, a ostatnio nawet - jakby coraz dalej.

Zobacz wideo
Więcej o: