"Nokautuje rywalki, imponuje obserwatorom, może bić rekordy na paryskiej ceglanej mączce" - napisał o Idze Świątek "Le Parisien". Dziennik przy tych rekordach od razu sięgnął na sam szczyt, do męskiego tenisa. Do sportowca, który w XXI wieku zdominował francuską imprezę w sposób w historii nieoglądany, Rafaela Nadala. Czyli, co Polka wielokrotnie podkreśla, ulubionego jej sportowca.
Pokus, by porównywać osiągnięć Igi, do paryskich występów kobiet było chyba mniej. Polka już jest przecież niemal w połowie drogi do najwyższej liczby triumfów na French Open. W Paryżu najczęściej cieszyła się Amerykanka Chris Evert, dokładnie 7 razy. Ona zresztą w sobotę wręczyła Polce trofeum Suzanne Lenglen, być może przeczuwając, że za kilka lat jej rekord może być historią. Ale Nadal? On najlepszy był tu aż 14 razy, to tenisowy Mont Everest. Jak przypomina jednak francuski dziennik, Świątek jest w podobnym wieku, co nadal, kiedy zaczął swój marsz na paryski szczyt. Hiszpan w wieku 22 lat zgarnął swój czwarty tytuł w Paryżu. Polka 22. urodziny miała tydzień temu. "Na korcie ziemnym nie ma sobie równych" - zacytował dziennik Kim Clijsters byłą jedynkę światowego rankingu. "Do zobaczenia za 15 lat, na ostatecznym rozrachunku z Nadalem kończy "Le Parisien".
RMC Sport opisując sukces Świątek w meczu z Muchową, też przywołuje w swym tekście Nadala. "Podobnie jak jej idol, 22-letnia Polka czuje się w Porte d'Auteuil jak w domu. Czy Świątek zostanie królową Paryża?" - pytają dziennikarze portalu. Opisując jej emocjonujący szczególnie w dwóch ostatnich setach mecz, przypominają, że Świątek "została pierwszą zawodniczką, która obroniła tytuł w Paryżu od czasów Justine Henin". Belgijka dokonała tego 16 lat temu.
"Le Figaro" opowiadając o finałowej rywalizacji pisze "o godnym podziwu uporze Karoliny Muchowej" oraz "nerwowości królowej". Tak określa Polkę. Docenia, że obie tenisistki stworzyły godny finału spektakl. "Ten finał nie był jak spokojnie płynąca rzeka. A rzeka łez Światek po jego zakończeniu, była również rodzajem ulgi" - piszą dziennikarze, nawiązując do ostatnich piłek na kortach. Po dwóch błędach Czeszki, Świątek przykucnęła i zalała się łzami, siedziała tak kilkadziesiąt sekund.
"L'Equipe" swój artykuł o finale Roland Garrosa zatytułowało "Giga Świątek" i rozbiło na czynniki pierwsze dramatyczną historię spotkania. W końcówce 2. seta podsumowało zapewniające emocje wydarzenia: Czeszka wykorzystała rosnącą nerwowość Świątek i jej coraz bardziej delikatny tenis, by ożywić się przed dantejską końcówką meczu". Dziennikarze podkreślają, że do tej pory pewnie grająca Świątek w tym ważnym dla spotkania fragmencie popełniała więcej błędów, również serwisowych, a przy swoim podaniu królowała Czeszka. Natomiast wygraną zdaniem francuskich dziennikarzy Polka, która długo przegrywała także w trzeciej partii, ostateczny sukces zawdzięcza temu, że "była bardziej solidna mentalnie". Dziennikarze pierwszy finał Świątek na trzysetowym dystansie oceniają jako ten najbardziej pozostający w pamięci.
Branżowy portal LoveTennis.fr zaznacza, że Świątek "była blisko katastrofy". Wydarzenia z końcówki 2 seta i początku 3. partii opisuje ostro. "Świątek była maltretowana i została prawie znokautowana. Jedni powiedzą, że o wygranej zadecydowało jej doświadczenie, inni, że świeżość czy zarządzanie emocjami. Prawda z pewnością była wypadkową tych trzech rzeczy, ale szkoda, że ta walka skończyła się podwójnym błędem Czeszki" - żałują dziennikarze. Doceniają, że Światek nie przegrała żadnego z czterech wielkoszlemowych finałów w karierze.