Australian Open. Justine Henin jest w formie na wygranie turnieju

Justine Henin pokonała we wtorek w ćwierćfinale Australian Open 7:6 (7-3), 7:5 Rosjankę Nadię Pietrową. Coraz więcej osób uważa, że Belgijka może wygrać cały turniej. O finał zagra z Chinką Jie Zheng, która po raz drugi w karierze znalazła się w najlepszej czwórce Wielkiego Szlema.

- Justine gra bardzo szybki i ofensywny tenis. Kiedyś dłużej grała z głębi kortu. Poprawiła też pierwszy serwis, który jest mocniejszy. Miesza grę znacznie bardziej niż Kim [Clijsters], jest trudniejsza do rozszyfrowana - mówiła Nadia Pietrowa na konferencji po przegranej z Henin. W Melbourne wszyscy robili wielkie oczy, gdy Rosjanka zmiażdżyła w III rundzie Kim Clijsters, a potem wyrzuciła z turnieju Swietłanę Kuzniecową, ale gdy przyszło jej walczyć z Justine, odbiła się od rywalki jak od ściany. Jej mocno bite uderzenia, które w poprzednich meczach wygrywały całą masę punktów, tym razem za każdym razem wracały na drugą stronę. - Justine grała bardzo, bardzo dobrze - kiwała głową Pietrowa, która w II secie prowadziła 3:0, ale nie umiała utrzymać przewagi.

Henin na konferencji w tradycyjny dla siebie sposób starała się umniejszać własne zasługi. Mówiła dużo o zmęczeniu, niewyspaniu, trudności w znalezieniu właściwego rytmu gry i innych nudnawych rzeczach. Belgijka wróciła silna jak dawniej, ale nic się też nie zmieniła jeśli idzie o umiejętność mówienia okrągłymi zdaniami, które w dużej dawce mogłyby uśpić konia.

- Justine jest skromna, skryta, ale właściwie.... jest już w finale. Nikt nie wierzy, by mogła przegrać z Jie Zheng - mówią belgijscy dziennikarze, którzy krzątają się po biurze prasowym w Rod Laver Arena jak roboty wysyłając tonę korespondencji do ojczyzny. - Po bajce ze zwycięstwem Kim w US Open, możemy mieć kolejną bajkę z Justine w Melbourne - stwierdziła Pietrowa.

Chinka Zheng pokonała w drugim wtorkowym ćwierćfinale Marię Kirilenko 6:1, 6:3. Nie była to jednak wielka sztuka, bo Rosjanka od końcówki I seta ledwo człapała po korcie - z bandażem na jednej nodze, opaską na kolanie drugiej. Była z każdym gemem coraz wolniejsza, a jej trener z ramienia Adidasa Sven Groenefeld miał coraz bardziej zatroskaną minę. Zatroskaną minę miała też pewnie oglądająca mecz w telewizji Agnieszka Radwańska, która w środę ma grać razem z Kirilenko o półfinał debla.

Zheng miała już raz w swojej karierze taki wielkoszlemowy zryw - na Wimbledonie 2008, gdzie pokonała po drodze m.in. Anę Ivanović. Walkę o finał przegrała wówczas z Sereną Williams. Teraz, wszystko na to wskazuje, przegra z Henin, rywalką bardziej od siebie doświadczoną, grającą bardziej złożony, różnorodny tenis, byłą rakietą numer jeden na świecie. - Henin w takiej formie, jest w stanie przegrać chyba tylko z siostrami Williams - powiedział jeden z Belgów. Zachwycona Henin była zresztą sama Zheng, która na konferencji wyliczała, że idolką numer jeden jest dla niej Steffi Graf, a idolką numer trzy - Justine. Wtedy padło z sali pytanie, kto jest idolką numer dwa? - Roger - uśmiechnęła się Chinka.

Kiedy próbowałem wypytać chińskich dziennikarzy o Zheng, jedyne, co byli w stanie z siebie wykrztusić, to słowa "big success". I na tym się pewnie skończy.

W nocy z wtorku na środę polskiego czasu w pozostałych kobiecych ćwierćfinałach Venus Williams zagra z Na Li (to kolejny "big success"), a Serena Williams z Wiktorią Azarenką. Faworytkami są Amerykanki, z których w Australii zawsze lepiej spisywała się Serena - to typ półfinałowy. A typ na finał? Serena wygrywa w Melbourne tylko w latach nieparzystych - 2003, 2005, 2007, 2009. W latach parzystych zwycięża zawsze ktoś inny. Zapytajcie Belgów, to powiedzą wam kto wygra w tym roku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.