Pojedynek Hurkacza z Kordą był jednym z najdłuższych w tegorocznym Australian Open. Polak i Amerykanin walczyli o awans do ćwierćfinału przez 3,5 godziny, rozstrzygając bój dopiero w super tie-breaku piątego seta. W nim doszło do niecodziennej sytuacji, której autorem był wyżej rozstawiony Polak.
Gdy finałowy gem wchodził w kluczową fazę, obaj zawodnicy robili wszystko, by dobiec do każdej piłki. Bardzo dużo biegał przede wszystkim Hurkacz, który w trakcie jednej z akcji ofensywnej przeciwnika, musiał wycofać się do samej ściany, szukając tam szansy na skuteczną defensywę. Skończyło się jednak niecodziennym wypadkiem, którego do tej pory w światowym tenisie nikt nie widział.
Biegnąc w stronę bekhendową, Polak starał się wyciągnąć wysoko odbitą piłkę po smeczu przeciwnika. Gdy akcja Hurkacza okazała się nieskuteczna, jego kolejnym problemem było wytracenie szybkości, na które po prostu nie miał miejsca. Skończyło się wpadnięciem tenisisty w zegar pokazujący prędkość serwisu i przewróceniem go, co z punktu widzenia zawodnika było niezwykle niebezpieczne.
Na szczęście szybko okazało się, że zarówno polskiemu tenisiście, jak i stadionowej aparaturze nie stało się nic złego. Sędzia, co prawda, musiał na kilka chwil przerwać pojedynek, lecz działania obsługi technicznej trwały zaledwie kilkadziesiąt sekund. Zegar wystarczyło bowiem odstawić na miejsce, bez konieczności ponownego podłączania czy wymiany ekranu.
Z punktu widzenia Hurkacza, krótka przerwa nie okazała się sprzymierzeńcem. Od momentu drobnego wypadku, Sebastian Korda tylko powiększał swoją przewagę w super tie-breaku, ostatecznie wygrywając mecz.