Australian Open. Agnieszki Radwańskiej "Mission wciąż impossible"

Agnieszka Radwańska w półfinale Australian Open przegrała 0:6, 4:6 z Sereną Williams, ale nawet ten wynik nie oddaje różnicy dzielącej obie zawodniczki na korcie. Amerykanka kolejny raz pokazała Polce miejsce w tenisowej hierarchii.

- To będzie długi i bardzo dobry mecz. Obie zasługujemy na finał - zapowiadała przed spotkaniem Williams. Nawet ona musiała być zdziwiona tym, co stało się w pierwszym secie. Trzy gemy w dziesięć minut, 6:0 w dwadzieścia. Przytłoczona Radwańska patrząca wymownie ku przysłoniętemu dachem niebu i dziwne spojrzenie jakby zahipnotyzowanego trenera Tomasza Wiktorowskiego. Statystyki nie pozostawiają złudzeń - w małych punktach Williams wygrała 24 do 7, w udanych atakach 18-1. Pogrom, deklasacja.

Co poszło nie tak?

- Serena jest mistrzynią świata w ataku, a Agnieszka - w obronie. Obie mają silną psychikę. Decydujące może się okazać to, czy Serena będzie trafiać - przewidywał Wojciech Fibak, najbardziej utytułowany polski tenisista w historii. I Williams faktycznie trafiała, nie miała momentu kryzysu.

Nawet w drugim secie, gdy Radwańska powalczyła, wydawało się, że to Williams pozwoliła jej na więcej. Od stanu 1:3 Polka odrobiła straty, prowadziła 4:3, miała piłkę na 5:4. Wówczas jakby Amerykanka powiedziała "dosyć". W ostatnim gemie skupiała się przed każdym serwisem i wbiła trzy kolejne asy, zakończyła udanym atakiem. Tak, by nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że wszystko cały czas miała pod kontrolą.

Trudno nie odnieść wrażenia, że Radwańska nie zrobiła wszystkiego co mogła, by przeciwstawić się Williams. Eksperci byli zgodni: by zagrozić Amerykance trzeba zaryzykować i zaatakować. Walczyć, naciskać od początku, bo zdarza jej się zacząć mecz ospale. U Radwańskiej tego ryzyka w ofensywie zabrakło. Nawet po dobrym serwisie czy returnie Polka rzadko ruszała do siatki. Zdecydowała się na to sześć razy, pięciokrotnie zdobywając punkt, podczas gdy Williams zdobyła ich 22 w 25 próbach.

Po Radwańskiej nie widać było tremy, ale nie było też energii. Było opanowanie, którym Polka często wygrywa w nerwowych końcówkach, ale które przy takiej grze Williams mogło jedynie pomóc powstrzymać łzy.

Radwańska sama podkreślała, że kluczem będzie serwis i że jej musi być dużo lepszy niż w ćwierćfinale. Nie był. W całym meczu Polka miała tylko 54 procent skuteczności pierwszego serwisu i zdobyła po nim tylko 54 procent punktów. Drugie podanie oznaczało w dwóch trzecich przypadkach punkt dla rywalki. Oczywiście statystyki serwisu zależą od tego, kto stoi po drugiej stronie siatki. - Gdy zagrywam z prędkością 180km/godzinę to często jest as, a w meczu z Sereną piłka wraca z zawrotną szybkością - skarżyła się Maria Szarapowa.

Williams posłała osiem asów, Radwańska ani jednego. Zarówno pierwsze jak i drugie podanie Amerykanki było średnio o ponad 20 km/godzinę szybsze niż Polki. Punkty w sumie? 59:34. Piłki wygrywające? 42:4 (przy niewymuszonych błędach 17:7). Jeszcze raz: deklasacja.

Irracjonalna wiara

Doskonale wiadomo było, że w meczu z czwartą w rankingu WTA Radwańską Williams będzie zdecydowaną faworytką. W spotkaniach rankingowych prowadziła z Polką 8:0, w Melbourne wygrywała sześć razy i znów grała jak z nut. Kolejne rywalki, łącznie z Szarapową, ogrywała z łatwością w dwusetowych meczach.

- W pojedynczym meczu zawsze faworytką będzie Williams, ale każda seria kiedyś może się przerwać - przekonywał Fibak, dając Polce przed meczem 35 procent szans na wygraną. Tym razem się nie udało, ale czy to znaczy, że nie uda się nigdy? Dzień wcześniej Angelique Kerber pokonała w dwóch setach Wiktorię Azarenkę, z którą miała bilans 0-6. Bukmacherzy dawali jej na to równie iluzoryczne szanse jak Polce na pokonanie Amerykanki.

Williams w tym roku skończy 35 lat. Mimo chorób i kontuzji nie daje się wciągnąć w rozmowy o końcu kariery. - Czy jestem tu ostatni raz? A czemu? Nie myślę o tym, skoro idzie mi tak dobrze - mówiła po ćwierćfinale z Szarapową.

Radwańska jest osiem lat młodsza, ale chyba dopiero dojrzewa do wielkich sukcesów. W listopadzie triumfowała w WTA Finals, teraz udowodniła, że coraz lepiej wytrzymuje kondycyjnie dwutygodniowy turniej.- Wygrana w Szlemie? Na to nigdy nie ma jednej recepty. Dobra forma, odrobina szczęścia w losowaniu. Marion Bartoli wygrała Wimbledon nie walcząc z nikim z pierwszej dziesiątki. No i tej Serenie trzeba "coś zrobić" - mówiła Radwańska w rozmowie z magazynem "Tenisklub" pod koniec 2013 roku. Słowa gorzkie, ale jakże aktualne.

Jak się zmieniała Agnieszka Radwańska?

Więcej o:
Copyright © Agora SA