Australian Open. Lleyton Hewitt, człowiek buldog, kończy karierę

Lleyton Hewitt zakończy swoją długą i barwną przygodę z tenisem. Hewitt i Groth w niedzielę ulegli Amerykaninowi Jackowi Sockowi i Kanadyjczykowi Vasekowi Pospisilowi 4:6, 2:6 w turnieju deblowym Australian Open. Z tej okazji przypominamy tekst Jakuba Ciastonia o słynnym Australijczyku, napisany po jego ostatnim Wimbledonie.

Pluje, groźnie zaciska pięść, krzyczy, jest arogancki. Za brak ogłady nie lubi go spora część rodaków. Ale w tenisie nie ma większego wojownika. Australijczyk prędzej padnie na korcie martwy, niż się podda. I udowodnił to po raz kolejny.

Tym razem porwał publiczność w pierwszej rundzie Wimbledonu, choć przegrał z Jarkko Nieminenem po czterogodzinnym pojedynku 2:3 (6:3, 3:6, 6:4, 0:6, 9:11). Trybuny były za nim. Dopingowała go duża grupa kibiców z Australii, którzy wymyślali coraz to nowe okrzyki po każdej udanej akcji.

Anglosasi mówią o takich graczach "overachiever", czyli że osiągnął więcej, niż powinien, niż wynikałoby z chłodnej kalkulacji. Hewitt z pewnością jest królem "overachieverów". Jeśli spojrzeć na niego z boku, zobaczymy tenisistę o przeciętnych warunkach fizycznych (180 cm), o niewybijających się forhendzie i bekhendzie, i o serwisie, który pozostawia sporo do życzenia. Gracza ani nie najszybszego, ani nie najlepiej grającego przy siatce, wcale nie najsilniejszego fizycznie. Z pozoru przeciętniaka.

Hewitt umiał jednak wygrać US Open (2001), Wimbledon (2002) i 26 innych turniejów, w tym kończące sezon Mastersy. Przez 80 tygodni okupował czoło rankingu, wciskając się ze swoją włożoną tył na przód czapeczką między erę Samprasa i Federera. Zarobił ponad 20 mln dol.

- Nie ma w tenisie drugiego człowieka, który mając tak mało atutów, osiągnąłby tak wiele - powiedział o Hewitcie Amerykanin John McEnroe, siedmiokrotny zwycięzca wielkoszlemowy.

Australijczyka skreślano już wielokrotnie, kilka razy robili to chirurdzy, którzy naprawiali mu oba biodra, rękę i parę innych drobiazgów. Ale Hewitt wciąż trwa i stanowi zagrożenie.

Czym przeciętniak Hewitt pokonuje rywali? - Możecie wrzucić go w najgorszy tygiel, posadzić na trybunach najbardziej wrogich kibiców, a za siatką najlepszego gracza świata, a on będzie walczył, jakby od tego jednego meczu zależało jego życie - powiedział kiedyś Darren Cahill, australijski trener i przyjaciel Hewitta.

Takich meczów były setki. Scenariusz zawsze podobny - rywal jest: większy, silniejszy, mocniej serwuje, albo: młodszy, bardziej utalentowany, lepszy technicznie, ale Hewitt biega, biega, biega... i mozolnie wypracowuje sobie pozycję do ataku. Zamęcza, zadręcza, odbiera energię, wkurza. W 2000 r. pokonał w Barcelonie Alberta Costę w Pucharze Davisa, gdy na trybunach 20 tys. ludzi ryczało, że chce jego krwi. - Lleyton zatruł się, nie czuł się dobrze, ale zwyciężył po bitwie w pięciu setach. Wygrał dlatego, że gryzł ziemię, walczył do końca. Ma serce lwa i głowę z kamienia - opowiadał Tony Roche, guru australijski trenerów. - Zawsze zdeterminowany, uparty. Jest jak buldog - mówił Patrick Rafter, były mistrz US Open, obecny kapitan reprezentacji Australii.

Hewitt jest mistrzem pięciosetówek, wygrał ich aż 32, tylko emeryci - Ilie Nastase, Ivan Lendl i Pete Sampras - uzbierali o kilka więcej. Najpóźniej zakończony mecz w historii - 4.34 rano w Melbourne - też nie mógł się obyć bez niego (wygrana z Baghdatisem w 2008 r.).

Hewitt to wojownik, ale w ojczyźnie budzi kontrowersje. Australijczycy przyzwyczaili się, że ich mistrzowie to dżentelmeni, gładcy i elokwentni. Po raz pierwszy trafił im się chuligan, którego twarz w ogniu walki wygląda jak reklama filmów grozy. "Jego tenis to złość w czystej postaci" - pisał "Guardian". - Rywale się go boją, bo on na nich warczy - mówiła Mary Carillo, amerykańska komentatorka.

Hewitt pluje w kierunku przeciwników i sędziów, zaciska pięść nawet po błędach rywali, awanturuje się z arbitrami, a co kilka minut ryczy na całe gardło: "C'mon!", żeby się nabuzować i wkurzyć wszystkich dookoła. Ten okrzyk, równie charakterystyczny jak założona tyłem czapeczka, chciał nawet opatentować, ale sąd się nie zgodził.

Z ust Hewitta nigdy nie usłyszymy pięknych zdań i taktycznych analiz. - Korty są jak krowie gówno - powiedział kiedyś o nawierzchni w Melbourne. - Kobiety i pięć setów? Baby tego nie wytrzymają - to o żeńskim tenisie. Odkąd w 2001 r. zażądał od sędziego wyrzucenia czarnoskórego liniowego w meczu z czarnoskórym Amerykaninem Jamesem Blakiem ("Nie widzisz między nimi podobieństw?"), jest oskarżany o rasizm. Argentyńczyków obrażał już tyle razy, że gdy jechał na Puchar Davisa do Buenos Aires, musiał zabrać ochroniarzy. "Nienawidzą go tam bardziej niż Margaret Thatcher" - żartowano.

Nic dziwnego, że część Australijczyków uważa rodaka z Adelajdy za prostaka. W mainstreamowych mediach w Melbourne raz na jakiś czas ukazują się felietony pt. "Dlaczego właściwie go nie lubimy". Hewitt do krytyki się przyzwyczaił, już tylko czasem upomina, żeby odróżniać jego nieprzystępną wersję sportową i domową, gdzie jest "mężem [popularnej aktorki serialowej], ojcem i zupełnie spokojnym człowiekiem".

Świat sportu go podziwia. Hewitt nigdy nie odmówił gry w reprezentacji, latał nawet do Uzbekistanu i walczył do upadłego. Eksperci porównują go czasem do Jimmy'ego Connorsa, też niewysokiego i zadziornego Amerykanina, świetnie wykorzystującego energię rywali oraz tłumu. Inni w returnach Australijczyka i precyzji uderzeń, którą rekompensuje brak wielkiej siły, dostrzegają coś z Andre Agassiego.

W 2005 r. w Indian Wells Hewitt wyszedł na mecz z Federerem z kontuzją palca nogi, odczuwał piekielny ból, ale nie chciał zawieść kibiców. Stadion wypełnił się po brzegi. Magazyn "Deuce" tak opisuje pierwszą akcję spotkania: "Hewitt potrzebował jednego serwisu, 11 bekhendów po przekątnej, siedmiu forhendów, dwóch dropszotów, dwóch lobów, smecza i atakującego woleja, żeby wyszarpać jeden punkt. Gdy skończył, kibice wstali z miejsc, a Federer musiał poczuć, że właśnie trafił do piekła".

Zobacz wideo

Upał na Australian Open. Radwańska i Nishikori z lodem, Djokovic bez koszulki [ZDJĘCIA]

źródło: Okazje.info

Czy będziesz tęsknił za Lleytonem Hewittem?
Więcej o:
Copyright © Agora SA