Australian Open. Agresja Radwańskiej, spokój Janowicza

Dobry polski dzień w II rundzie Australian Open. Agnieszka Radwańska w 44 minuty zdmuchnęła z kortu Szwedkę Johannę Larsson. Jerzy Janowicz wyszarpał zwycięstwo po pięciosetowym thrillerze z Francuzem Gaëlem Monfilsem

Po ostatniej piłce trzygodzinnej bitwy Janowicz (ATP 44) zatańczył radośnie na środku Hisense Arena, jakby właśnie wygrał turniej. - Dla mnie to było wielkie zwycięstwo, poprzedni rok miałem ciężki, trapiły mnie kontuzje, różne inne kłopoty. Gaël to trudny przeciwnik, dlatego tak bardzo się cieszę - powiedział Polak po triumfie 6:4, 1:6, 6:7 (3-7), 6:3, 6:3 nad rozstawionym z nr. 17 Francuzem.

To był mecz jak przejażdżka kolejką w lunaparku. Raz w górę wzlatywał Janowicz, strzelając pewnie i ostro. Raz wyższy bieg wrzucał Monfils, szybki, zwinny, świetny w kontratakach, solidnie serwujący. Polak miał przewagę siły ognia i dopóki grał cierpliwie, przynosiło to efekty, bo mocnymi uderzeniami rozrzucał Francuza po rogach kortu. Sęk w tym, że na początku drugiego seta zdeprymowało go kilka zepsutych piłek, stracił koncentrację i zaczął popełniać błędy. Zamiast dalej grać spokojnie, szukał ryzykanckich rozwiązań - dropszotów, wolejów, uderzeń blisko linii. Monfils chwycił się wyciągniętej do niego pomocnej dłoni. Do końca ich walkę oglądało się jak przedni horror, bo raz szarpał jeden, raz drugi. - Nie mógłbym trenować Janowicza, bo straciłbym resztę włosów na głowie - żartował John McEnroe, siedmiokrotny mistrz wielkoszlemowy, komentując mecz w amerykańskiej ESPN.

Polak przeważył, bo po raz pierwszy od bardzo dawna w końcówce ważnego meczu się opanował. Wróciły spokój i pewność. To Monfils nie wytrzymał, nie miał już siły i psuł częściej. "Janowicz pokazał większą dojrzałość" - napisała agencja Reuters.

- Bardzo słaby mecz w moim wykonaniu, mam teraz problemy osobiste, o których nie chcę mówić, wracam do Francji - powiedział Monfils francuskim mediom.

- Cieszę się, że udało mi się tak dobrze zagrać końcówkę - podkreślał Janowicz. Awans do III rundy to wyrównanie jego najlepszych wyników z Melbourne z lat 2013-14.

Kolejny rywal - Feliciano López (nr 12) - wydaje się w zasięgu. Gra nietypowo jak na Hiszpana, bo dobrze czuje się przy siatce, potrafi atakować, a nie tylko przebijać, a do tego mocno serwuje i jest leworęczny. Nie ma jednak twardej tenisowej głowy - często nie wytrzymuje presji, gubi się w kluczowych momentach. W Australii na 12 występów tylko raz sięgnął 1/8 finału. - Czeka mnie ciężki mecz, bo to zupełnie inny typ rywala niż Monfils - zaznaczył Janowicz.

Rozstawiona z szóstką Radwańska pokonała 70. w rankingu WTA Larsson 6:0, 6:1 w meczu zagranym tak pewnie, że właściwie nie ma się do czego przyczepić. Polce wychodziło wszystko - od solidnych serwisów, przez dłuższe wymiany i dropszoty, po dynamiczne wyjścia do siatki. Larsson nie umiała zrobić Polce krzywdy - to typ zawodniczki, która nie uderza specjalnie mocno, nie potrafi też dotrzymać kroku w biegowych pojedynkach. Żeby zaskoczyć kogoś o klasie Radwańskiej, musiałaby trafić na jej zły dzień. A to zdecydowanie nie był ten przypadek. "Agnieszka Smashwanska" - żartował na Twitterze jeden z amerykańskich dziennikarzy ("Smash" to po angielsku "rozwalać, demolować").

Spotkanie z trybun w towarzystwie trenera Tomasza Wiktorowskiego oglądała Martina Navrátilová, triumfatorka 18 singlowych turniejów wielkoszlemowych, od niedawna konsultantka w sztabie Radwańskiej. - Śpieszyłam się, bo Martina od południa miała iść komentować mecze w telewizji. Powiedziała, żebym się streszczała, bo chce zobaczyć całe spotkanie - żartowała Polka w wywiadzie dla australijskiej telewizji.

Navrátilová tryskała humorem, przez cały pojedynek uśmiechała się i wymieniała uwagi z Wiktorowskim. - Nie będę zdradzać, co dokładnie robimy na treningach, ale od Tomka usłyszałam, że w tym roku Aga pewne rzeczy robi już trochę inaczej niż kiedyś. O to chodziło - stwierdziła Amerykanka w rozmowie ze stacją Tennis Channel, dla której pracuje.

- Dobry mecz, bo od początku do końca grałam agresywnie - mówiła na konferencji Radwańska. I chyba w tym cała tajemnica. Szybsze wchodzenie na piłki, ostrzejsze returny i serwisy - wszystko to rzeczy, które Wiktorowski od dawna chciał poprawić.

Radwańska gładko przeszła dwie rundy, ale prawdziwy test mocy dopiero przed nią. Zarówno pokonana w pierwszym meczu Japonka Kurumi Nara, jak i Larsson nie stawiały silnego oporu. Teraz przeciwniczką Polki będzie zawodniczka, która w poprzednim sezonie umiała z nią wygrać, i to dwukrotnie - Varvara Lepchenko (WTA 30).

Amerykanka jest leworęczna, i to pierwsza zła wiadomość, bo Radwańska zawsze trudniej radziła sobie z odwrotnym ułożeniem forhendu i bekhendu. Pochodząca z Uzbekistanu zawodniczka ma 180 cm wzrostu, umie mocno serwować i strzelać z głębi kortu. Nieustępliwa, agresywna gra w poprzednim roku dała jej niespodziewane wygrane z Polką w Stanford i Seulu. Jeśli Radwańska faktycznie chce pokazać, że praca z Navrátilovą daje efekty, to okazja jest doskonała, bo najlepsza recepta na pokonanie Lepchenko to zagrać odważniej i mocniej.

Mecze Janowicza i Radwańskiej w nocy z piątku na sobotę lub w sobotę rano. Dokładny plan gier będzie znany w piątek.

W hitowym pojedynku II rundy kobiet wracająca po kontuzji była dwukrotna mistrzyni z Melbourne Viktoria Azarenka pokonała Karolinę Woźniacką 6:4, 6:2. Do II rundy debla awansowali Łukasz Kubot i Francuz Jérémy Chardy.

Moda na Australian Open. Prawie wszyscy na różowo! [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.