Australian Open. Djoković zejdzie na ziemię?

- Poprzedni sezon był genialny. Dlaczego ten nie miałby być jeszcze lepszy - odważnie zapowiada broniący tytułu Serb, główny faworyt w Melbourne. Wśród kobiet niemal wszyscy stawiają na Czeszkę Petrę Kvitovą.

My też mamy zdanie! Dzielimy się nim na Facebook/Sportpl ?

Novak Djoković w poprzednim sezonie trafił do tenisowego nieba. Zwyciężył w trzech szlemach, siedmiu innych turniejach, od stycznia do listopada zarobił 12,6 mln dol., czyli więcej niż John McEnroe przez całą karierę. Dzięki niebywałej poprawie serwisu, forhendu, wytrzymałości, ale przede wszystkim dzięki większej pewności siebie aż sześciokrotnie pokonał w finałach Rafaela Nadala, odbierając mu prowadzenie w rankingu ATP.

Faworyt Djoković

Rok 2011 należał do Djokovicia, ale Serb pod koniec sezonu dał wiele powodów, by wątpić, że może utrzymać wielką formę. Późnym latem i jesienią, po US Open, nie wytrzymał fizycznie. Nabawił się kontuzji pleców, potem barku, przegrał m.in. z Japończykiem Kei Nishikorim i z rodakiem Janko Tipsareviciem, rywalami niekoniecznie z najwyższej półki. Tłumaczył porażki i fatalny występ na Masters w Londynie zmęczeniem i psychicznym wypaleniem. - Ten sezon jest już dla mnie za długi. Niech się wreszcie skończy - mówił.

Dziś pytanie brzmi, czy kilka tygodni przerwy wystarczyło, by się zregenerował? - Jestem w optymalnej formie. Gram tenis mojego życia, zdaję sobie sprawę, że wciąż trwa mój czas - mówił 24-letni Serb na konferencji prasowej w Melbourne.

Zdecydowana większość ekspertów mu wierzy. Za faworyta uważają go m.in. Brad Gilbert i Darren Cahill, byli trenerzy, dziś eksperci ESPN, Steve Tignor z prestiżowego portalu Tennis.com i wielu innych. Bukmacherzy też stawiają na Serba (kurs 2,1), za nim są Federer (4,5), Murray (6) i Nadal (9).

Za Djokoviciem przemawia nie tylko świetny poprzedni sezon, ale też specyfika nawierzchni w Melbourne. Korty są twarde, ale dość wolne, daleko im do tych z US Open. Novak australijską nawierzchnię lubi właśnie najbardziej, bo pozwala na skuteczne mieszanie defensywy z atakiem, czyli to, co umie robić ostatnio solidniej nawet od Rafaela Nadala.

Z drugiej strony forma Serba to zagadka. Nie zagrał w nowym sezonie meczu o punkty (choć wygrał pokazówkę w Abu Zabi). Postanowił odpuścić mniejsze turnieje w styczniu, zamiast tego, przyjechał kilka dni wcześniej do Melbourne. Nie wiadomo, czy te decyzje nie skrywają tak naprawdę jakichś niezaleczonych do końca urazów. A może - mimo odważnych zapowiedzi - Djokovicia w rzeczywistości przeraża perspektywa obrony gigantycznej liczby punktów (rok temu pierwszy mecz przegrał pod koniec maja)? Czy jako nowy król tenisa zagra na takim samym luzie?

Federer odrodzony?

Ponieważ znaków zapytania nad Serbem jest kilka, spore szanse na sukces daje się w Australii Rogerowi Federerowi. 30-letni stary mistrz zaliczył świetną końcówkę poprzedniego sezonu, zwyciężając kolejno w Bazylei, paryskiej hali Bercy i na Masters w Londynie. Federer wie, jak wygrywać w Melbourne, robił to już czterokrotnie, po raz ostatni w 2010 r., co - jak się później okazało - było jego ostatnim wielkoszlemowym triumfem. Trener Paul Annacone twierdzi, że Szwajcar jest zmotywowany i przygotowany jak nigdy. Federer zapewnia też, żeby nie przejmować się niedawną kontuzją pleców, która zmusiła go do wycofania się ze styczniowego turnieju w Dausze. - Plecy to historia, czuję się świetnie - powiedział w sobotę.

Niektórzy w sukces Federera jednak powątpiewają. Po pierwsze, świetna gra w końcówce poprzedniego sezonu może być złudna. Szwajcar wygrywał, gdy inni - w szczególności Djoković i Nadal - nieco już odpuścili. Po drugie, Federer triumfował w listopadzie na kortach halowych, gdzie jego ofensywny, a więc ryzykowny, tenis błyszczy najjaśniej, bo pod dachem nie przeszkadza mu wiatr, słońce, różnice w wilgotności itp. Przy bryzie od oceanu w Melbourne i temperaturach między plus 15 a plus 40, rozchwiany bekhend Szwajcara znów może zacząć pomagać rywalom. Po trzecie, Federerowi po raz pierwszy od 2005 r., może przyjść bić się z Nadalem już w półfinale, a jak wiadomo nie ma w Wielkim Szlemie drugiego rywala, który tak górowałby nad Szwajcarem mentalną siłą.

Nadal szuka formy

Pytanie tylko, czy Nadal, kolejny z faworytów, do półfinału w ogóle dotrwa. Hiszpan, choć wygrał Roland Garros, zaliczył sezon wyjątkowo bolesny. Sześć porażek z Djokoviciem, w tym dwie na czerwonej mączce, to dla psychiki Rafy ciosy prawie nokautujące. Tym bardziej że Serb pokonał go jego własną bronią - lepszą defensywą. Jesienią Nadal przypominał wrak człowieka pokonanego, psychicznie wypalonego. Czy zdołał się podnieść? Niedawna porażka z Gaelem Monfilsem w półfinale w Dausze pokazała, że Hiszpan wciąż ma nad czym pracować. Z drugiej strony, nie ma w tenisie większego mistrza mobilizacji. Rafa prędzej umrze, walcząc o Szlema, niż się podda. Żeby go pokonać, trzeba być lepszym wyraźnie, a nie tylko trochę. Ostatnio udało się to wyłącznie Djokoviciowi.

Lendl na ratunek

Ostatnim z czwórki wielkich faworytów jest Andy Murray. Szkot przystępuje do turnieju z nowym trenerem - Ivanem Lendlem, ale z tymi samymi, co zwykle, problemami. Murray nie może wygrać Szlema - przegrał już trzy finały - bo w kluczowych meczach nie wytrzymuje ciśnienia, pali się psychicznie. Brakuje mu też armaty, uderzenia, którym mógłby rozstrzygać pojedynki na szczycie - jak forhend Nadala, forhend i serwis Federera, bekhend Djokovicia. Lendl przed laty umiał przerwać własną wielkoszlemową klątwę - po czterech przegranych finałach zaczął zwyciężać. Gdyby udało mu się natchnąć do tego samego Murraya, dokonałby cudu. Na razie dominują opinie, że to będzie raczej kolejna piękna (i bardzo droga) brytyjska katastrofa.

Ponieważ niewiadomych związanych z czwórką głównych faworytów jest dużo, wyjątkowo wysoko stoją też akcje Jo-Wilfrieda Tsongi (jest w ćwiartce Murraya) oraz Juana Martina del Potro (ćwiartka Federera). Obaj wymieniani są jako czarne konie.

Kvitova, a jak nie...

Wśród kobiet sprawa jest jasna - niemal wszyscy eksperci stawiają na 21-letnią Czeszkę Petrę Kvitovą, triumfatorkę Wimbledonu, najsilniejszą, najbardziej wytrzymałą psychicznie z przedstawicielek młodego pokolenia. Jedyną, która w kluczowych spotkaniach nie poddaje się, lecz gra najlepiej.

Wiara w to, że utytułowane weteranki - Serena Williams i Kim Clijsters - będą znów w stanie wygrać biegowe pojedynki z młodzieżą, jest tym razem dość nikła. Broniąca tytułu Clijsters niemal pół poprzedniego sezonu spędziła na leczeniu różnych kontuzji, a w styczniu zdążyła już zaliczyć kolejną - uraz biodra. Serena w Brisbane skręciła kostkę, ale ważniejsze jest chyba jej wyznanie z konferencji prasowej: - Właściwie nie lubię już tenisa, mam inne priorytety, a wysiłku fizycznego nie lubiłam nigdy.

Jeśli nie Kvitova, większość ekspertów wskazuje na Viktorię Azarenkę lub Chinkę Na Li. Nikt wyraźnie nie postawił na Agnieszkę Radwańską, ale jeden z ekspertów Sports Illustrated napisał, że "Polka może namieszać i zagrać w finale".

Relacje z Australian Open w Eurosporcie. Wszystko o turnieju także na Sport.pl

Bukmacherzy typują:

Mężczyźni :

 

Djoković 2,1

 

Federer 4,5

 

Murray 6

 

Nadal 9

 

Del Potro 17

 

Tsonga 17

Kobiety :

 

Kvitova 3,2

 

S. Williams 4,3

 

Azarenka 7

 

Clijsters 8,5

 

Li 11

 

Radwańska 19

Źródło: William Hill

Bułgarski Federer i syn marnotrawny tenisowej Ameryki kontratakują

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.