Kubot dla Sport.pl: Zagraliśmy bardzo słabo. Nie jestem robotem

Smutno jak widok pustych trybun stadionu Arthura Ashe'a skończyła się batalia Łukasza Kubota i Olivera Maracha o drugi w ich karierze półfinał Wielkiego Szlema. Polak i Austriak wyraźnie przegrali w ćwierćfinale US Open z Argentyńczykami Eduardo Schwankiem i Horacio Zeballosem 3:6, 6:7 (3-7). - Nie byłem w stanie znów ciągnąć meczu. Nie jestem robotem - powiedział Sport.pl Kubot.

Spotkanie rozegrano jako pierwsze w porannej sesji na mogącym pomieścić 23,7 tys. widzów korcie centralnym, który jest największym tenisowym stadionem świata. Mecz deblowy przyciągnął jednak ledwie garstkę widzów. Polacy byli w mniejszości, dominowały okrzyki " Vamos, vamos Argentina!".

Kubot z Marachem w tej niemal głuchej ciszy zagrali słabo, od początku męczyli się przy serwisach, a jeszcze bardziej, gdy trzeba było przycisnąć rywali, gdy to oni prowadzili grę. Nie licząc krótkiego przebłysku pod koniec drugiego seta, Zeballos ze Schwankiem swobodnie kontrolowali przebieg wydarzeń na korcie.

To czwarty ćwierćfinał debla Kubot, Marach w Szlemie. Do tej pory do półfinału awansowali tylko raz - w 2009 r. w Australian Open.

Jakub Ciastoń: Oliver miał kłopoty z barkiem, wzywał na kort fizjoterapeutę, pan też przed meczem mówił o jakimś tajemniczym urazie. Problemy zdrowotne miały znacznie dla tej porażki?

Łukasz Kubot: - Oliver od początku turnieju ma kłopoty z barkiem, a mnie od kilku dni bolą plecy, ale nie chcemy tym tłumaczyć przegranej. Zagraliśmy po prostu bardzo słaby mecz i dlatego nie jesteśmy w półfinale Szlema. Ja w szczególności zagrałem dziś źle, co chyba wszyscy widzieli. Rywale od początku byli agresywniejsi, atakowali nasze serwisy po liniach. Nie dali nam złapać rytmu. Byli lepszą drużyną, umieli na korcie się ze sobą błyskawicznie komunikować, bawili się na korcie. My mieliśmy problemy z komunikacją.

Wasza para była rozstawiona z piątką, Argentyńczycy nierozstawieni, ale to dwaj nieźli singliści.

- Ten mecz potwierdził to, co mówię od dawna. Dwóch singlistów jest w stanie bardzo szybko stworzyć świetną parę deblową. Ich umiejętności w jakimś stopniu się sumują. Zeballos był najlepszy na korcie, świetnie serwował, zbijał piłki na woleju. Schwank też był bardzo niebezpieczny. Zasłużyli na półfinał. Życzę im wszystkiego najlepszego.

W końcówce drugiego seta była jeszcze nadzieja - przełamaliście ich podanie, gdy serwowali przy 5:4, a w tie-breaku prowadziliście 2-0. Oni wygrali jednak wtedy pięć piłek z rzędu.

- Tie-break to loteria. Zaryzykowali dwa razy przy returnach po linii, trafili. Dominowali na korcie. My byliśmy przestraszeni. Pierwszy raz graliśmy na centralnym korcie Arthura Ashe'a, ale to nie jest usprawiedliwienie. Oni grali lepiej, i tyle.

Mówi pan, że " brakuje komunikacji". W jakim sensie?

- Nie wspieraliśmy się w tym meczu. Oliver w poprzednich kilku spotkaniach miał problemy z urazem, ja starałem się ciągnąć spotkanie. Ale w końcu to ja miałem słabszy dzień, nie byłem już w stanie pociągnąć, nie jestem robotem. W deblu jest tak, że trzeba się nawzajem podtrzymywać na duchu, wspierać. U nas tego dziś zabrakło. Nie oznacza to jednak, że coś między nami jest nie tak. Dalej gramy razem, do końca sezonu walczymy o Masters. Co będzie w przyszłym roku nie wiem, usiądziemy do rozmów po sezonie.

Jak pan podsumuje swój występ w US Open?

- Singiel jest najważniejszy, a tam przegrałem w I rundzie, więc ocena nie może być dobra. Wracam po długiej kontuzji i brakowało mi ogrania, świeżości, siły. Nie ma co się oszukiwać, że było słabo. Z debla jesteśmy zadowoleni, bo awans do ósemki to cel minimum dla kogoś, kto mierzy w występ w kończącym sezon Masters w Londynie. Szkoda tylko, że skończyło się to takim słabym akcentem.

Jakie są pana dalsze plany singlowe?

- Chcę się jak najszybciej wydostać z Nowego Jorku. Lecę do Pragi i przygotowuje się do zaczynającego się w poniedziałek turnieju w Szczecinie. Zależy mi na tym występie, bo brakuje mi gry singlowej. Długo leczyłem kontuzję kostki, nie wygrałem meczu od Wimbledonu, a mówiłem już, że chce wreszcie usłyszeć " Gem, set, mecz, Kubot". Ostateczną decyzję, czy zagram w Szczecinie podejmę jednak razem z moim sztabem w Pradze. Decydujące będą sprawy zdrowotne. Po Szczecinie gram w Bukareszcie na ziemi, a następnie lecę do Azji na imprezy w Pekinie i Szanghaju.

Ściągnij na komórkę grę z Agnieszką Radwańską i zagraj w tenisa! ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA