US Open. Robert Radwański dla Sport.pl: Wszystko przez nerwy

- Myśleliśmy, że nerwowa Urszula dorówna do spokojnej Agnieszki, a stało się na odwrót. Wraz z rosnącym rankingiem, presją i liczbą artykułów w gazetach Agnieszka przestała grać odważnie w istotnych meczach - mówi Robert Radwański, ojciec i trener tenisistek.

Zagraj w tenisa z Agnieszką Radwańską ?

Jakub Ciastoń: Czy w II rundzie z Chinką Peng Agnieszka mogła zagrać lepiej?

Robert Radwański: Zawaliła drugiego seta, oddała go w kilkanaście minut, punkty uciekały jak galopujące mustangi. Walczyć zaciekle trzeba było już wtedy, a nie dopiero w trzecim secie. Agnieszka zagrała za mało agresywnie, unikała ryzyka. Chinka miała bardzo dobry mecz, waliła mocno długą piłką, czasem zamykała nawet oczy, ale ciągle trafiała. W najważniejszym gemie zagrała dwa asy. Poza drugim setem to nie był jednak jakiś bardzo zły mecz Agnieszki.

O braku agresji, ryzyka, zadziorności, mówimy już któryś raz w sezonie. Takich porażek było sporo, m.in. z Na Li w Wimbledonie, z Jaroslawą Szwedową w Paryżu. Rywalki znalazły sposób na Agnieszkę?

- To wszystko nerwy, presja. Agnieszka uchodziła kiedyś za tenisistkę silną psychicznie, która wytrzymuje trudne momenty. Młodsza Urszula była mniej opanowana. I zawsze myśleliśmy, że Ula dorówna Agnieszce, a okazało się, że jest na odwrót. Wraz z wyższą pozycją w rankingu, z rosnącym zainteresowaniem mediów Agnieszka zaczęła czuć presję. Stąd bierze się większość problemów na korcie. Żeby podejmować ryzyko, atakować, trzeba się przełamać, odważyć. W wielu ważnych meczach tego niestety nie ma. Szczególnie kotłuje jej się w głowie, gdy ma teoretycznie słabszą rywalkę, która nadspodziewanie dobrze gra, jak np. Peng. Dlatego nie wrzucałbym do jednego worka przegranej z Li w Wimbledonie. To była porażka z fantastycznie dysponowaną zawodniczką ze światowej czołówki.

Mówi pan o presji mediów, ale Agnieszka powiedziała kiedyś, że nie czyta nic na swój temat.

- Oczywiście, że czyta. Nawet jak czasem nie czyta, to jej koleżanki doniosą, przyniosą i pokażą palcem każdy artykuł. Wie, że błędy są roztrząsane. Jak ciągle słyszy, że coś robi źle, to może w końcu zaczyna w to wierzyć.

Z pewnymi faktami ciężko dyskutować, np. drugi serwis jest niewątpliwie kopalnią punktów dla rywalek.

- Proszę mi pokazać takie statystyki. Agnieszka wygrywa więcej piłek po swoim drugim serwisie niż po pierwszym. Ten serwis jest agresywny, nie ma znaczenia, że jest lekki. Ja jestem o niego spokojny, natomiast za problem uważam pierwszy serwis. Agnieszka gra go bojaźliwie, nie ryzykuje i on rzadko jest skuteczną bronią. Raz na jakiś czas potrafi zaserwować 180 km/godz., ale w ważnych meczach przepycha piłkę za siatkę, zamiast ją uderzyć. To mnie bardziej martwi, bo pierwszy serwis to jedyne uderzenie w tenisie, na które przeciwnik nie ma wpływu.

Fibak o klęsce Radwańskiej: żałuję, była stuprocentową faworytką Kiedyś Agnieszka była nazywana królową dropszotów, teraz traci dużo punktów, próbując zwolnić grę.

- Z Chinką akurat dropszotów nie grała tak dużo. To nie największy problem. Ważniejsze jest to, że Agnieszka w meczu z rywalką, która sama nie psuje piłek, nie umie dobrze poprowadzić gry, przejąć inicjatywy. Dużo lepiej było przed US Open - w Stanford czy w San Diego grała świetnie w ofensywie. Dopiero gdy pojawiła się presja wyniku, wszystko się psuje przez nerwy. W półfinale z Szarapową w Stanford Agnieszka mogła wygrać, ale zabrakło kluczowych punktów, agresji. Tak jak teraz z Peng.

O co chodzi z tym negatywnym językiem ciała Agnieszki? Na korcie stroi miny, krzyczy, ma obrażoną minę. Robi sobie antyreklamę.

- "Isia" nie umie kamuflować negatywnych emocji, sama nie może na siebie patrzeć potem, nie ogląda swoich meczów, bo też ją to drażni. Gorsze od antyreklamy jest to, że taka mowa ciała to zaproszenie dla ataku dla rywalek. Widzimy problem, ale ciężko go wyeliminować, bo ta wściekłość wynika z osobowości, z wielkiej ambicji. Tak samo ma Ula.

Czy Agnieszce nie ubyło motywacji? Jej zaangażowanie w sport jest takie samo?

- Pracuje równie ciężko, treningów nie odpuszcza ani trochę, a na to, że moje córki są dorosłe, nie mam wpływu. Poza kortem coraz częściej chodzą własnymi drogami. Tenis pozostaje jednak najważniejszy.

Jednak denerwuje mnie w pytaniach do mnie ton rozliczeniowy. Czy ja się muszę z czegoś rozliczać przed kimś? Z wyników nie muszę na pewno, bo Agnieszka jest trzeci rok w pierwszej dziesiątce na świecie. Dlaczego wszyscy chcą ze mną robić wywiady po przegranym meczu, a nie po finale w San Diego?

Bo sam pan mówił jakiś czas temu, że może być jeszcze lepiej, wyżej, że możliwa jest pierwsza piątka, a ten sezon jest jednak słabszy.

- No właśnie, pan też idzie w rozliczanie. A jeśli będzie tak, że Agnieszka nigdy nie zagra w półfinale Szlema i cała jej kariera będzie wyglądała jak ten sezon, to będzie to narodową tragedią? Czy bycie na pozycjach 8.-12. przynosi ujmę? Proszę spojrzeć na inne tenisistki, jak zmieniają się fizycznie, jak rosną ich gabaryty. My Agnieszki w ciężarowca zmieniać nie będziemy, taką podjęliśmy decyzję. Będziemy próbować rozwijać dalej jej tenis, ale bez cudów polegających na tym, że w miesiąc ktoś nagle jest dwa razy większy.

Kobiecy tenis rzeczywiście poszedł w mięśnie i muskuły. Siostry Williams wymusiły to na konkurencji, ale długo wydawało się, że jest pod samym szczytem miejsce także dla delikatniejszej Agnieszki.

- Agnieszka i Ula też się trochę wzmocniły i jeszcze do 25.-26. roku życia się wzmocnią. Ale gwałtowne skoki są niebezpieczne. My robimy to powoli, uczciwie.

Sugeruje pan, że w tenisie jest doping?

... (cisza)

To gdzie są jeszcze rezerwy, jeśli nie w mięśniach?

- W głowie, doświadczeniu, taktyce, umiejętnościach. Myślę, że Agnieszka może grać o 10-15 proc. lepiej, 20 proc. to byłoby super. Jednak znów się tłumaczę, a tłumaczyć się nie chcę. Wolałbym, żeby dziennikarze pytali, co sądzę o tym, że za Ulą i Agnieszką nie idzie armia juniorów, dlaczego w Krakowie likwiduje się korty, zamiast je budować, jak rozwijać polski tenis. To są pytania naprawdę istotne, a nie to, czy Agnieszka jest 8., czy 15. Jedna dziennikarka spytała mnie z wyrzutem, dlaczego Agnieszka nie wygrała w tym roku z żadną wyżej notowaną tenisistką. To ja się spytałem: "Dlaczego nie ma pani wymiarów 90-60-90?". Zresztą to nieprawda, bo wygrała z Dementiewą.

Jesienią Agnieszka zagra w dużych turniejach w Tokio i Pekinie. Tam to się rozstrzygnie, czy ten rok skończy w dziesiątce. Broni ponad 1 tys. pkt w rankingu.

- Wszyscy gdzieś bronią punktów, ciągle komuś coś ubywa, nie tylko nam. Jedziemy do Azji grać jak najlepiej. Celujemy w pozostanie w dziesiątce i w kolejny wyjazd na kończący sezon Masters. Dlatego proszę o ciszę nad trumną z napisem US Open, trenujemy ostro i walczymy dalej. Jeśli skończymy rok na 15. miejscu, to będzie to może porażka, ale nie klęska. Z pięćdziesiątki nie wypadamy.

Po kontuzji kręgosłupa wraca Urszula. Jakie są plany, co do niej?

- II runda po operacji i długiej przerwie to świetny wynik. Gra coraz lepiej. Po tej przerwie brakowało nie tylko automatyzmu, ale też kondycji. To musi potrwać. Na kolejne turnieje Ula pojedzie do Azji, m.in. do Seulu.

Dlaczego kobiecy tenis stał się taki nieprzewidywalny? Skąd tyle sensacji? Prawie nikt nie gra stabilnie.

- Z siostrami Williams i Justine Henin mijają czasy dominacji jednej czy kilku zawodniczek. Tenis tak bardzo przyspieszył i się wzmocnił, że czołówka stała się większa, dłuższa i obejmuje nie kilka ale kilkanaście, kilkadziesiąt nazwisk. Proszę też pamiętać, że dziś w tenisa gra kilkakrotnie więcej dziewczyn niż kiedyś. Jest szerszy nabór, większa konkurencja, trzeba być też bardzo wszechstronnym. Wystarczy, że czujesz się słabiej na jednej nawierzchni, i lecisz w dół. W tym sensie kobiecy tenis nigdy nie był tak silny jak teraz. Steffi Graf ze swoją wielką dziurą na bekhendzie miałaby dziś problemy w utrzymaniu się w Top 50. Może ciut przesadzam, ale fachowcy dziś na pewno śmialiby się z tego jej slajsika. Proszę przypomnieć sobie, ile trwały kiedyś akcje. Tezę, że tenis jest w kryzysie, lansują głównie emerytowane gwiazdy, ale może jak my skończymy kiedyś karierę, to też będziemy snuć opowieści, że "w 2010 to się dopiero grało" (śmiech).

Ta wizja jest dość ponura. Okazuje się, że jednak siła wypycha technikę.

- Nie do końca, bo Roland Garros wygrała Francesca Schiavone, która gra pięknie, efektownie technicznie. Ciągle jest różnorodność. Zawsze byłem przeciwnikiem tępego walenia na oślep i wydaje mi się, że jest nawet lekki powrót do różnorodnego tenisa. Kuzniecowa np. zaczęła bardziej mieszać grę. Szarapowa na pewno jednak nie będzie tego robić, bo jak ktoś ma 190 cm wzrostu, to mocna gra z góry na dół jest po prostu najlepszą możliwą taktyką.

Kto pana zdaniem wygra US Open wśród kobiet?

- Clijsters, Szarapowa, Karolina, Venus albo Stosur.

ROK AGNIESZKI

1

finał (San Diego)

3

półfinały (Dubaj, Indian Wells, Stanford)

1

ćwierćfinał (Miami)

31

zwycięstw

17

porażek

10.

miejsce na świecie

800

tys. dol. od stycznia

Jubileusz Kuzniecowej ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.