US Open. Kubot odpadł w ćwierćfinale debla po dramatycznym meczu

Łukasz Kubot i Austriak Alexander Peya odpadli w ćwierćfinale debla wielkoszlemowego US Open. Rozstawieni z numerem 12 tenisiści przegrali po pasjonującym pojedynku z Hiszpanami Guillermo Garcią-Lopezem i Pablo Carreno Bustą 6:7 (8-10), 7:6 (7-3), 4:6.

To Kubot i Peya byli faworytami tego pojedynku. Nie grali w III rundzie (otrzymali walkower od Nicka Kyrgiosa i Daniela Evansa), w dodatku Hiszpanie skupiają się głównie na singlu.

Mecz miał dramatyczny przebieg. W pierwszym secie Polak z Austriakiem przełamywali rywali, by objąć prowadzenie 4-3 i 5-4. Niedługo później rywale przy stanie 6-5 mieli trzy piłki setowe, ale Kubot i Peya doprowadzili do tie-breaka. W nim prowadzili 6-1 i mieli pięć piłek setowych, ale... przegrali do ośmiu.

W drugiej partii również doszło do tie-breaka, ale tym razem Polak i Austriak spisali się dużo lepiej. Wykorzystali już pierwszą piłkę setową i wygrali do 3. Decydująca odsłona również zaczęła się lepiej dla Kubota i Peyi. Przełamali rywali już w pierwszym gemie, ale ci zrobili to samo na 3-3 i w ostatnim gemie przy stanie 5-4.

Dla Garcii-Lopeza i Carreno to pierwszy w karierze awans do półfinału turnieju wielkoszlemowego. W starciu o finał zmierzą się ze swoimi rodakami, parą Marc Lopez / Feliciano Lopez.

Kubot mocno przeżył porażkę w ćwierćfinale US Open w deblu. 34-latek obwinia sam siebie za porażkę. - Nic mnie nie usprawiedliwia. Biorę odpowiedzialność na siebie, grałem słabo, zabrakło mi przysłowiowych jaj w ważnych momentach - powiedział. Po raz drugi w karierze uciekł mu półfinał US Open - w środę tuż sprzed nosa.

- Muszę przyznać, że to był jeden z najtrudniejszych meczów w karierze. Porażki bolą najbardziej, ale też uczą najwięcej. Nie da się ukrywać, to były tenisowe szachy. Pierwszego seta powinniśmy wygrać my, wygrali przeciwnicy, drugiego powinni oni, a wygraliśmy my. Spotkanie nie stało na wysokim poziomie. Było wiele błędów... Bardzo trudne spotkanie - mówił podłamany Kubot po zakończeniu ćwierćfinału. - Trzeba będzie przeanalizować ten mecz. Decydują jedna, dwie piłki. Nie sposób ukryć, że pierwszy tie break niewątpliwie miał wpływ. Można gdybać, ale to bez sensu. Na pewno byłby to swego rodzaju bodziec - analizował tenisista z Bolesławca.

34-latek nie tylko nie stronił od odpowiedzialności za porażkę. Winą za porażkę z Guillermo Garcią-Lopezem i Pablo Carreno Bustą obarczył się sam bez wahania. - Wiadomo, debel to konkurencja zespołowa, ale ja uważam, że zagrałem bardzo słabo. Biorę odpowiedzialność za porażkę na siebie. Szczególnie w decydujących momentach nie spisywałem się tak, jakbym chciał. Alex grał dobrze, równo. Ja zawaliłem przy ważnych piłkach, a to takie detale, które okazały się tym czynnikiem decydującym o zwycięstwie Hiszpanów. Muszę potraktować to jako naukę, wyciągnąć wnioski i iść dalej - powiedział pełen samokrytyki Polak.

Etatowy reprezentant w rozgrywkach Pucharu Davisa wypunktował kilka elementów, które wpłynęły na przebieg i wynik meczu. - Bardzo słabo serwowałem i to miało duży wpływ na przebieg całego spotkania. Przeciwnicy fantastycznie returnowali przede wszystkim drugie serwisy. Grali z wykorzystaniem typowego hiszpańskiego ułożenia: przy naszym drugim podaniu od razu spychali nas do defensywy i atakowali z głębi kortu - wyjaśniał półfinalista Roland Garros z tego roku.

Podczas nowojorskich zmagań para nie była wolna od problemów. Kubot woli jednak, żeby zostało to między nim i jego partnerem, Austriakiem Alexandrem Peyą. - W każdej drużynie, w każdym deblu rolę odgrywają różne czynniki. Nie tylko na korcie, także poza kortem. Nie chcę mówić otwarcie, ale od początku turnieju mieliśmy z Alexem spore kłopoty. Próbowaliśmy grać najlepiej, jak potrafimy. To zostanie między nami. A ja przyznaję otwarcie, że nie poradziłem sobie z presją tego spotkania. Oczywiście, to też głowa, koncentracja, mentalność, może za bardzo chciałem - wciąż wracał myślami do straconej ćwierćfinałowej szansy 34-latek.

Po pierwszym deblowym spotkaniu w Nowym Jorku Kubot mówił, że z Peyą planują grać razem w Azji, ale po US Open usiądą i porozmawiają. Żadnych gwałtownych ruchów nie wykonują, o wspólnej przyszłości też jeszcze nie dyskutowali. - Jeszcze za wcześnie. Dla mnie to była niezwykle długa i wyczerpująca podróż. Teraz jak najszybciej wracam. Postaram się wziąć udział z chłopakami w przygotowaniach do meczu w Pucharze Davisa. Od Wimbledonu cały czas jestem w rozjazdach. To na pewno nowe doświadczenie, postaram się z tego wyciągnąć wnioski. Tak jak mówię, nic mnie nie usprawiedliwia. Biorę odpowiedzialność na siebie, grałem słabo, zabrakło mi przysłowiowych jaj w ważnych momentach. I przegraliśmy - skwitował przygnębiony Kubot.

Zobacz wideo

Największe tenisowe piękności, których nie znasz [ZOBACZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.