Jeszcze w piątek sobotnie popołudnie wszystko wydawało się iść zgodnie z planem. Novak Djoković i Roger Federer mieli w półfinałach znacznie niżej notowanych rywali i oczekiwany od początku turnieju finał między Serbem a Szwajcarem był na wyciągnięcie ręki. Obaj ponieśli jednak klęski w swoich półfinałach, a o zwycięstwo w ostatnim tegorocznym turnieju wielkoszlemowym powalczą Kei Nieshikori i Marin Cilić.
Faworyzowana dwójka w półfinałach łącznie ugrała tylko seta - Djoković przegrał z Nishikorim 1:3. Cilić nie pozostawił Federerowi żadnych złudzeń i rozbił Helweta w trzech szybkich setach. Teraz któryś z nich wygra swój pierwszy turniej Wielkiego Szlema.
Możliwe, że ten turniej jest początkiem nowej ery w tenisie. Ostatnie lata upływały pod znakiem dominacji Federera, Djokovicia i Nadala. Ostatni raz wielkoszlemowy finał bez udziału któregoś z tej trójki miał miejsce w 2005 roku, gdy w pojedynku o zwycięstwo w Australian Open zmierzyli się Marat Safin i Lleyton Hewitt.
Nishikori i Cilić zmierzyli się dotąd siedmiokrotnie. Pięć z tych meczów wygrał Japończyk, w tym ostatnie trzy starcia. Ostatni raz Chorwat wygrał z nim dwa lata temu, ale właśnie na US Open. Wtedy w 1/16 finału pokonał Japończyka w czterech setach. Bukmacherzy za faworyta uznają właśnie Nishikoriego, który jest rozstawiony w tegorocznym US Open z numerem dziesiątym. Chorwat jest rozstawiony z czternastką.
Mimo wszystko Chorwata nie wolno skreślać. Jego potężny serwis z pewnością - zwłaszcza na nawierzchni w Nowym Jorku - może sprawić ogromne problemy Nishikoriemu. W półfinale Federer zdołał przełamać Cilicia tylko raz, czy Japończyk okaże się w tym elemencie lepszy? Jeśli nie, pokonanie Cilicia będzie graniczyło z cudem.