US Open. Trener Urszuli Radwańskiej: Kto lepiej zniesie presję, wygra

Ula ma dużo różnych przekonań, z którymi trzeba powoli się uporać. Przełomowy był moment, kiedy z Ulą usiedliśmy i ona w końcu przyznała sama przed sobą, że czuje dużą presję związaną ze Szlemami, i z tym, że chce dorównać Agnieszce. Moment, w którym Ula to z siebie wyrzuciła, był momentem, w którym zaczęła lepiej rozumieć, co ma robić na korcie, gdy zdarzają jej się trudne sytuacje - mówi Sport.pl Maciej Synówka, trener Urszuli Radwańskiej.

Młodsza z sióstr Radwańskich (WTA 38) po dobrym meczu pokonała w I rundzie US Open 6:1, 6:3 Rumunkę Irinę-Camelię Begu (74). W środę powalczy z rozstawioną z numerem 15. Sloane Stephens, jedną z rewelacji tego sezonu i największą gwiazdą młodego pokolenia w amerykańskim tenisie. Relacja na żywo późnym popołudniem na Sport.pl.

Jakub Ciastoń: Jak ocenia pan mecz I rundy z Begu?

Maciej Synówka, trener Urszuli Radwańskiej: - Ula bardzo dobrze znała grę Begu, bo przegrała z nią w zeszłym roku w Taszkiencie w półfinale 3:6, 4:6 po dość nerwowym meczu. Wiadomo było, że Rumunka to zawodniczka bardziej pasywna, która operuje przede wszystkim "crossami", i że ma słabszy forhend ze względu na ekstremalny uchwyt rakiety. Ula o tym wiedziała i dobrze to wykorzystywała. Zagrała bardzo poprawnie, a Begu, ze swojej strony, dołożyła dużo niewymuszonych błędów. Ale kluczem do tego meczu było to, że Ula po tym łatwo wygranym pierwszym secie utrzymała koncentrację i opanowała nerwy w końcówce.

W kolejnej rundzie jej rywalką będzie Stephens, 20-letnia wschodząca gwiazda amerykańskiego tenisa. Ula będzie w stanie powalczyć o zwycięstwo?

- Na pewno poradzenie sobie z presją będzie kluczowe dla tego, kto wygra ten mecz. Z jednej strony jest Stephens, która musi sobie poradzić z presją oczekiwań Ameryki, jako gwiazda młodego pokolenia, i z presją bycia następczynią Sereny Williams. Z drugiej strony mamy Urszulę, która musi sobie poradzić z presją tego, że nigdy jeszcze nie przeszła II rundy w Wielkim Szlemie oraz z tym, że ciągle jest porównywana do starszej, bardziej utytułowanej siostry. Kto lepiej poradzi sobie z presją, wygra ten mecz.

Jak gra Stephens, jak Ula może ją pokonać?

- Moim zdaniem Stephens to jest najbardziej utytułowana zawodniczka młodego pokolenia. Jej największą bronią jest forhend i olbrzymia atletyczność, co pozwala jej odbierać mnóstwo trudnych piłek. To jest cholernie sprawna dziewczyna, pochodzi ze sportowej rodziny, naprawdę niesamowicie się porusza na korcie. Ale ma też słabości - nie ma dobrego drugiego serwisu, a jej pierwszy serwis nie jest jeszcze ułożony. Ma słabszy bekhend od forhendu, i co najważniejsze - jest jeszcze zawodniczką bez ukształtowanego stylu. Choć ma ogromną broń na forhendzie, to nie zawsze umie to wykorzystywać, widać to szczególnie przy ważnych piłkach, gdy woli grać pasywnie i boi się zaatakować.

Ula już raz ją pokonała - w marcu wygrała w Indian Wells.

- Zagrała wtedy poprawnie taktycznie, w kluczowych momentach nie popełniała błędów. Poradzenie sobie z presją, o której mówiłem wcześniej, będzie jednak tym razem kluczowe.

Urszula jeszcze nigdy nie przeszła II rundy w turnieju wielkoszlemowym, dlaczego to dla niej taka bariera?

- Półtorej roku mojej współpracy z Ulą sprowadzało się do przekonywania jej, że może. Ona czasem z góry zakłada, że czegoś nie może, a ja wyszukuję powody i argumenty, że jednak potrafi. Jedno z haseł, które powtarzam, to że prawdziwi mistrzowie uwielbiają rewanże. I tych tenisistek, z którymi Ula najpierw przegrała, a potem się zrewanżowała, jest mnóstwo. W zeszłym roku przegrała w Nowym Jorku z Robertą Vinci i powiedziała po spotkaniu, że nigdy z nią nie wygra, bo nie umie z nią grać. Ale minęło kilka miesięcy i zdołała ją w końcu pokonać. Ula ma dużo różnych przekonań, z którymi trzeba powoli się uporać. Przełomowy był moment, kiedy z Ulą usiedliśmy i ona w końcu przyznała sama przed sobą, że czuje dużą presję związaną ze Szlemami, i z tym, że chce dorównać Agnieszce. Moment, w którym Urszula to z siebie wyrzuciła, był momentem, w którym zaczęła lepiej rozumieć, co ma robić na korcie, gdy zdarzają jej się trudne sytuacje.

Do III rundy Szlema w tym roku zabrakło niewiele. W Rolandzie Garrosie i w US Open była faworytką w meczach II rundy, ale jednak je przegrała.

Celem Uli na ten rok było osiągnięcie III rundy w Szlemie. Wyjazd do Australii nie był jednak udany, miała dużo problemów zdrowotnych, a w Melbourne przegrała w I rundzie z Jamie Hampton. W Rolandzie Garros przegrała w II rundzie z Niemką Dinah Pfizenmaier, bo po pokonaniu w I rundzie Venus Williams sama sobie stworzyła ogromną presję, że czuła się faworytką. Tam w ogóle nie było meczu, nie grała swojego tenisa.

Tak samo było w Wimbledonie z Alison Riske, też czuła się faworytką i zjadła ją presja?

- Nie do końca, bo z Riske Ula przegrała już 4:6 w trzecim secie i dużo lepiej radziła sobie w trudnych sytuacjach. Zamiast stanąć, rozkładać ręce i narzekać, szukała rozwiązań i walczyła. Uważam, że ten mecz to był duży krok do przodu. To podbudowało wiarę Urszuli, na pewno dużo ją nauczyło. Jestem spokojny, to nie musi być tu i teraz. Urszula jest wybuchowa, bardzo niecierpliwa. Z czasem widać jednak, że powoli staje się spokojniejsza. Mecz ze Stephens na pewno wyzwoli w niej emocje, bo to będzie dla niej jak finał. Z drugiej strony jest teoretycznie łatwiej niż w Rolandzie Garrosie i Wimbledonie, bo jednak nie będzie w tym meczu czuć się faworytką. Ona zawsze lepiej się czuje w roli "underdoga", co nie oznacza, że nie będzie czuła presji. Będzie czuła, ale innego rodzaju.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.