US Open. Urszula Radwańska: Nie szarżowałam, to był klucz do zwycięstwa

W Toronto i Cincinnati odpadałam w I rundach, ale głównie dlatego, że złapał mnie jakiś wirus, bolało mnie gardło, miałam gorączkę, byłam osłabiona. Nie wiadomo do końca, co to było, lekarze rozkładali ręce. Trzymało mnie to trzy tygodnie, teraz czuję się już dobrze - opowiadała Urszula Radwańska po zwycięstwie w I rundzie US Open 6:1, 6:3 z Rumunką Iriną-Camelią Begu.

Kolejną rywalką młodszej z sióstr Radwańskich będzie Amerykanka Sloane Stephens, rozstawiona z nr. 15. Polka mówiła na konferencji prasowej z polskimi dziennikarzami w Nowym Jorku m.in.:

O meczu I rundy:

Z Begu grałam w zeszłym roku w Taszkiencie, wtedy przegrałam, ale wiedziałam, czego się spodziewać. Rumunka ma nieco słabszy forhend, więc od początku starałam się grać jej dużo piłek do forhendu. Starałam się też "trzymać" piłkę w korcie, bo zobaczyłam, że rywalka robi dużo błędów. Nie ryzykowałam, nie szarżowałam, to był klucz do zwycięstwa. Warunki były trudne, mocno wiało, ona wysoko wyrzuca piłkę przy serwisie, widać było, że jej to bardzo przeszkadzało. Ja ze swojej gry jestem zadowolona.

O kroplach do oczu, o które poprosiła na początku meczu:

Powietrze dziś było jakieś dziwne, miałam problemy z widzeniem, jakaś wilgoć wisiała w powietrzu. Noszę szkła kontaktowe, ale zapomniałam zabrać kropli do oczu, dlatego na początku musiałam poprosić o fizjoterapeutę, żeby mi je przyniósł. Potem wszystko było już ok.

O opatrunkach, które nosi:

Trzy dni temu, grając z Agnieszką, trochę podkręciłam kolano, na początku trochę bolało, ale już jest w porządku. Nasz fizjoterapeuta Krzysztof [Guzowski] wykonuje bardzo dobrą robotę i pomógł mi dużo. A z barkiem problemy mam od jakiegoś czasu, ale kto nie ma, to najczęstszy uraz tenisistów. Nie jest to jednak coś, co przeszkadzałoby mi w grze.

O tym, czy wolałaby zagrać ze Stephens, czy Mandy Minellą [nie było jeszcze wiadomo]:

W Indian Wells wygrałam ze Stephens, wiem czego się spodziewać. To wcale nie musi być dla niej łatwy mecz, bo Amerykanki w Nowym Jorku czują dodatkową presję, bardziej się denerwują. Z Minellą grałam kilka razy, też wiem, jak gra. Tak naprawdę jednak, to wszystko mi jedno, bo wiadomo, że ja muszę zagrać dobrze, żeby w końcu awansować do III rundy Szlema.

O występach przed US Open:

W Stanfordzie i Carlsbadzie zaczęłam bardzo dobrze, doszłam do dwóch ćwierćfinałów. W Toronto i Cincinnati było gorzej, odpadałam w I rundach, ale głównie dlatego, że złapał mnie jakiś wirus, bolało mnie gardło, miałam gorączkę, byłam osłabiona. Nie wiadomo do końca, co to było, lekarze rozkładali ręce. Trzymało mnie to trzy tygodnie. Zrezygnowałam ze startu w New Haven, żeby na kilka dni położyć się do łóżka i solidnie odpocząć, dopiero wtedy choroba puściła, teraz czuję się już dobrze.

O tym, czy US Open to dla niej jakiś szczególny turniej:

Każdy Szlem jest ważny, ale dla mnie numerem jeden zawsze będzie Wimbledon.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.