US Open. Agnieszka wygrała z Urszulą. Obie pytają o losowanie

Sensacji nie było, Agnieszka Radwańska pokonała swoją młodszą siostrę Urszulę 6:2, 6:3 w I rundzie US Open. - Nie mamy dowodów na żaden spisek, ale powiedziałyśmy, że następnym razem w podobnej sytuacji chcemy być przy losowaniu nazwisk kwalifikantek - powiedziały Sport.pl rozżalone koniecznością gry między sobą Polki.

Spotkanie sióstr przyciągnęło na kort nr 11 kilkuset widzów, w tym wielu Polaków, którzy pojedynek postanowili oglądać w pojednawczym dla sióstr milczeniu. Amerykanie w większości dopingowali teoretycznie słabszą Urszulę.

Młodsza z sióstr (WTA 116) starała się w swoim stylu uderzać płasko, agresywnie, z czasem coraz mocniej, próbowała atakować, ale regularniejsza, dokładniejsza i przede wszystkim cierpliwsza była Agnieszka (WTA 13). Im dłuższa wymiana, tym większa szansa, że Urszula trafi w siatkę. Starsza siostra umiała też lepiej wykorzystywać ważne punkty - jej wyjścia do siatki, jeśli już następowały, cięły jak brzytwa.

Dropszoty, loby, woleje, slajsy - dużo w tym spotkaniu zobaczyliśmy też typowo krakowskich fajerwerków. Agnieszka dwukrotnie próbowała zagrać piłkę między nogami w stylu Federera (bezskutecznie), a Urszula dała fanom efektowny, choć umiarkowany, pokaz swojego rytualnego tańca złości - bicia się ręką po nodze, okrzyków i rzutu rakietą o kort. Jej emocje mówiły, że zależy jej piekielnie, że chce pokazać, że ona też potrafi. I pokazała, bo opór Agnieszce stawiała w sumie godzinę i 23 minuty. Mecz skończył się jednak tak, jak wszyscy przewidywali - czołowa tenisista świata pokonała zawodniczkę z drugiej setki rankingu WTA.

Zagraniczne media pytają

- It sucks! - odparła Agnieszka na konferencji prasowej na pytanie dziennikarki "L'Equipe", jak to jest grać z siostrą. Okazało się, że ich pojedynek zainteresował zagraniczne media. Poza francuskim dziennikiem, na rozmowę z Polakami przyszedł też m.in. ESPN i agencja Associated Press. Wywiad z siostrami zamówiła też jedna z telewizji.

- I was pissed! - w niewybrednych słowach podsumowała Urszula. Siostry opowiadały zagranicznym dziennikarzom, że musiały ze sobą grać już po raz trzeci, że to strasznie dla nich przykre, niesprawiedliwe, bo przecież szansa na wzajemne wylosowanie wynosiła teraz 1/16. Że są dla siebie wszystkim poza kortem i taka sytuacja jest nie do zniesienia. - To po prostu najgorsze losowanie z możliwych - zaznaczyła Agnieszka.

Dziennikarka ESPN zapytała o siostry Williams, czy myślały, oglądając ich mecze między sobą, że kiedyś też staną po dwóch stronach siatki. - My też grałyśmy przeciw sobie w juniorskich turniejach, ale teraz wpadamy na siebie w I rundach, a siostry Williams zazwyczaj grały w finałach, czy półfinałach. To jest inna sytuacja - odparła Agnieszka.

Urszula powiedziała, że rodzice oglądali mecz w telewizji i przysłali SMS-y, że "dobrze zagrały".

Trzeba patrzeć na ręce

Kiedy zagraniczne media wyszły, tenisistki dały jeszcze większy wyraz swojemu rozczarowaniu, że musiały bić się między sobą. - Pytałyśmy się jak przebiegało to losowanie w piątek wieczorem. Powiedziano nam, że byli przy nim obecni przedstawiciele WTA i USTA [Amerykańskiej Federacji Tenisowej], ale nie było nikogo ze strony zawodniczek, nikogo z zewnątrz - powiedziała Sport.pl Agnieszka. Nie chcemy nic mówić, sugerować, bo nie mamy dowodów, ale następnym razem jeśli dojdzie do takiej sytuacji, że Agnieszka będzie miała grać z kwalifikantką, a ja przejdę eliminacje, to jedna z nas będzie chciała być przy losowaniu - dodała Urszula. - Jak będzie trzeba, będę siedziała na kortach do północy, ale muszę patrzeć im na ręce i zobaczyć to na własne oczy. Mogę grać z Ulą, ale muszę mieć pewność, że zdecydował o tym los - podkreśliła Agnieszka.

Polskie siostry być może nie miałyby takich podejrzeń, gdyby nie sytuacja z pierwszej rundy tegorocznego Wimbledonu, gdy wylosowano powtórkę spotkania Johna Isnera z Nicolasem Mahutem. Amerykanin z Francuzem 12 miesięcy wcześniej stoczyli najdłuższy w historii tenisa pojedynek trwający 11 godz. i 5 minut. Wiele osób mówiło wtedy, że taki zbieg okoliczności nie jest możliwy, choć szefowie Wimbledonu zaprzeczyli (zresztą tamto losowanie odbyło się przy udziale zawodników i mediów).

Jak podeszły do meczu? - Z nastawieniem "trudno, trzeba go zagrać". Rozgrzewałyśmy się razem, trenowałyśmy razem. Nic szczególnego nie zmieniłyśmy - powiedziała Agnieszka.

Starsza z sióstr, rozstawiona z nr 12, jest uważana za jedną z tenisistek, które mogą sprawić w Nowym Jorku dużą niespodziankę. Czy Urszula nie miała z tyłu głowy myśli "A co, jeśli dozna kontuzji, jeśli za mocno ją przycisnę?" - Tak się nie myśli. Sama chciałam bardzo wygrać mecz, choć wiedziałam, że Agnieszka jest czołową zawodniczką i będzie ciężko ją pokonać. Mam teraz nadzieję, że zajdzie jak najdalej w turnieju. Jest w dobrej formie i stać ją na dobry wynik.

Huragan "Irene"? - W Nowym Jorku zdecydowanie przereklamowany, choć w innych miejscach wyrządził spore szkody. Nie siedziałyśmy w hotelu, byłyśmy na spacerze, chciałyśmy nawet iść do kina na Broadway, ale były pozamykane. Ulice zapchane ludźmi jak zwykle, różnica tylko taka, że trzy czwarte miejsc zamknięta - opowiadały Polki.

W II rundzie Agnieszka zmierzy się ze zwyciężczynią wtorkowego pojedynku Niemki polskiego pochodzenia Andżeliki Kerber i Amerykanki Lauren Davis. Obie siostry z zagranicznymi partnerkami zagrają też w deblu.

"Tata wszystkiego mnie nauczył" - mówi Agnieszka Radwańska  ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.