Łukasz Jachimiak: "Bardzo cieszę się z sukcesów Igi Światek (którą przez rok trenowałem), ale, na Boga, dajmy jej spokojnie grać i nie porównujmy jej do Agnieszki Radwańskiej, bo jeszcze na to za wcześnie!" - tak Pan napisał na Twitterze. Czy to reakcja na rozmowę Wojciecha Fibaka ze Sport.pl?
Dawid Olejniczak: Tak, między innymi chodziło tę rozmowę. Generalnie Twittera często używam po to, żeby wywołać jakąś dyskusję. Tu uznałem, że warto, bo Idze bardzo dobrze życzę. Bardzo ją lubię, pracowaliśmy razem przez rok, a jak przestaliśmy, to nie było między nami żadnych niesnasek, zawsze jak się widzimy, to sobie pogadamy. Ona oczywiście gra dobrze, coraz lepiej, ale my w Polsce za szybko się podniecamy. Iga wygrała turniej z pulą nagród 25 tysięcy dolarów, a taka Monika Seles będąc w jej wieku wygrywała turniej wielkoszlemowy. Musimy zachować proporcje, porównywanie Igi do Agnieszki jest robieniem Idze krzywdy. Mimo że ta dziewczyna twardo stąpa po ziemi, to im później będzie czytała o sobie takie rzeczy, tym lepiej. Nie powinno być tak, że uwierzy w swoją wielkość, zanim naprawdę stanie się wielka. Ucząc się na własnych błędach przestrzegam młode tenisistki i młodych tenisistów przed podobnymi błędami. Tłumaczę im, że sukces taki jak na przykład ten najświeższy Igi, to tylko malutki kroczek w kierunku przyszłości. Na szczęście Iga chyba tak to traktuje.
O jakich własnych błędach Pan mówi? Jesteśmy z tego samego rocznika, więc nie pisałem o Panu, kiedy Pan był juniorem, ale czy któryś z moich starszych kolegów porównał Pana do Wojciecha Fibaka i Panu to zaszkodziło?
- Nie, do Fibaka to mnie niestety chyba nikt nigdy nie porównywał. Mówię o takich błędach, że człowiek wygrywa jakiś turniej i myśli, że już tak będzie zawsze. Ważne, żeby mieć osobę, która powie "wygrałeś, to teraz pracuj jeszcze dwa razy mocniej, żeby wygrać następny turniej". Na pewno większość osób z mojego środowiska powie, że za szybko próbujemy kreować gwiazdy. A przecież jeszcze kilka lat temu mieliśmy wiele tenisistek i wielu tenisistów grających wysoko w Wielkich Szlemach, a później oni wszyscy gdzieś nagle ginęli. Ja dobrze wiem, jak ciężko jest w polskim tenisie, jak bardzo brakuje systemu, jak wszystko spoczywa na barkach rodziców, ewentualnie sponsorów.
Boi się Pan, że Idze mimo wielkiego talentu może być trudno zrobić wielką karierę?
- Jestem bardzo ciekaw, jak ta kariera się rozwinie. Niedawno była kontuzja, ale Iga wróciła i na razie to wygląda naprawdę fajnie i obiecująco. Ale dajmy jej po prostu grać. Piszmy artykuły, ale zachęcam byłych zawodników, by nie mówili, że Iga już przypomina im Kim Clijsters. Żeby było jasne - ta rozmowa była bardzo fajna, naprawdę ciekawa. Tylko kilka wypowiedzi pana Fibaka uważam za niepotrzebne.
Na pewno ma Pan rację, że chcąc widzieć w polskim sporcie kolejne gwiazdy, często idziemy na skróty i wpadamy w pułapki. Najlepszym przykładem są skoki, w których Kamila Stocha obciążyliśmy dodatkowymi oczekiwaniami po tym, jak karierę skończył Adam Małysz.
- Jesteśmy głodni sukcesu, a w tenisie szczególnie, bo tu największych sukcesów nam bardzo brakuje. Uważamy, że Radwańska już powoli kończy, martwimy się, co będzie dalej, ale musimy wytrzymać, z pochwałami zaczekać spokojnie aż przyjdą prawdziwe sukcesy Igi. Nie mówię, że wygranie tej "25" to nie jest osiągnięcie. Dziewczyny w Stanach potrafią grać, a Iga była zdecydowanie najlepsza, w drodze po zwycięstwo nie straciła nawet seta. To było fajne, ale nie wolno jej zagłaskać na śmierć. Niech ona wejdzie do dużych turniejów, niech zacznie wygrywać rundę czy dwie. Dajmy jej się spokojnie rozwijać, nie mówmy od razu, że jest skazana na wielkość. Myślę, że gdyby Iga przeczytała mojego tweeta, to tylko by przyklasnęła. Albo ojciec Igi, olimpijczyk w wioślarstwie, czyli człowiek, który czuje sport, na pewno też by mi przyznał rację.
Ile lat miała Iga, kiedy razem pracowaliście?
- Zaczęliśmy, kiedy miała 13 lat, a skończyliśmy po roku, gdy była 14-latką. Wtedy jeszcze też jej siostra grała.
Jest trzy lata starsza od Igi i już nie gra?
- Niestety, była bardzo ambitna, przeambitna, ale miała mniejszy talent od Igi. Po kontuzji nie wróciła, poszła w naukę.
Iga chyba też mogłaby w nią pójść, skoro gimnazjum skończyła ze średnią ocen 5,6?
- Tak, ale byłoby szkoda, gdyby poświęciła taki talent. Iga jest pracowita i bardzo utalentowana. Agata była jeszcze bardziej pracowita, ale mniej utalentowana.
Czym Iga się wyróżniała?
- Już wtedy była bardzo wysoka, przerastała wszystkie inne dziewczyny. W jej technice tenisowej jakiegoś szału nie ma, ona nie gra superpięknie. Ale ma to, czego się nie da wytrenować - głowę do gry, czyli potrafi na najważniejsze mecze i najważniejsze momenty meczów się zebrać i zagrać na najwyższym poziomie. Technikę i taktykę można wytrenować, a czegoś takiego nie. Z umiejętnością gry na punkty w trudnych momentach trzeba się urodzić. Albo to masz, albo nie. A jeśli taki gen zwycięzcy masz już w bardzo młodym wieku, to on nie ginie, tylko jeszcze się rozwija. Widać, że jak już Iga jest w formie, jak dochodzi do dalszej fazy turnieju, to go zazwyczaj wygrywa. Z gwiazd czymś takim wyróżnia się Stan Wawrinka, który jak jest w formie i dochodzi do półfinału, to zazwyczaj wygrywa cały turniej. Taka umiejętność zmobilizowania się i pokazania swojej najlepszej strony jest niesamowicie cenna.
Świątek ma i już pracując z Panem miała jakieś swoje firmowe zagrania?
- Jako 13-latka grała dobrze skróty i miała dobry bekhend po linii. Ale wtedy była jeszcze dziewczynką, więc do tamtych uderzeń nie ma co przywiązywać wielkiej wagi. Za to znaczenie miał już na pewno charakter. To nie przypadek, że kiedy myślę "Iga Świątek", to myślę "mocna głowa, która w momencie kryzysowym nie pęka, tylko wtedy pracuje najlepiej". To jest bezcenne. Forhend, bekhend - tego wszystkiego można się nauczyć. Ale kwestii mentalnych tak naprawdę do końca nie.
Czego spodziewa się Pan po Świątek w najbliższym czasie?
- Dobrze, że Iga zostaje w Stanach jeszcze na dwa tygodnie. Niech robi kolejne punkty i niech jak najszybciej zrobi taki ranking, który pozwoli jej grać w kwalifikacjach szlemów. Ma jeszcze zagrać juniorskiego Rolanda Garrosa, a skoro tak, to powinna podejść do niego tylko z taką myślą, że chce go wygrać. Grać w juniorkach tylko tak żeby grać, to już dla Igi strata czasu. Ale jak się wygra juniorski turniej wielkoszlemowy, to wiadomo, że pojawiają się kontakty, sponsorzy i tak dalej.
Wtedy mogą też przyjść dzikie karty do turniejów na tyle dużych, w których normalnie by się nie zagrało. To też ważne, co pamiętamy z początków kariery Radwańskiej.
- Tak. Ale z tego, co wiem, nie jest jakoś kolorowo ze sponsorami. Takie czasy. Na szczęście Iga ma swoją agencję menedżerską, związek też jej pomaga, więc nie powinna narzekać. Zresztą, jak zaraz przekroczy jeszcze kilka kolejnych etapów kariery, to zacznie zarabiać całkiem niezłe pieniądze. Niech tylko będzie zdrowa, to spokojnie będzie grała swoje i będzie dobrze.