Rusza Australian Open. "Andy Murray faworytem? Żartujecie?"

- Nie sądzę - odpowiada Roger Federer na pytanie, czy Murray jest faworytem turnieju Asutralian Open, który rusza w poniedziałek. Po sobotnim triumfie w pokazówce Kooyong szanse Szwajcara na zwycięstwo są wyceniane na równi ze Szkotem.

Domachowska: Grałam dobrze, bo... wszyscy mnie skreślili ?

Jeszcze dwa dni temu temu zanosiło się na wyjątkową sytuację w męskim tenisie. Po raz pierwszy od pięciu lat za głównego faworyta w Wielkim Szlemie uchodził bowiem inny gracz niż Federer i Rafael Nadal. Ta dwójka wygrała 15 z ostatnich 14 najważniejszych imprez, a gdy Novak Djoković przerwał w zeszłym roku ich marsz, nie uchodził za faworyta. Był nim Federer.

Większość fachowców najwyżej oceniała jeszcze w piątek szanse na zwycięstwo w Melbourne 22-letniego Szkota Andy'ego Murraya, który w tym sezonie nie przegrał meczu. Na początku stycznia wygrał pokazówkę w Abu Zabi, pokonując Federera i Nadala, a tydzień później triumfował w Dausze, gdzie znów ograł Federera. Szkot ma imponujący bilans meczów z byłym liderem rankingu - to jego czwarta wygrana ze Szwajcarem na pięć spotkań od początku 2008 r. Bukmacherzy zareagowali natychmiast, stawki na zwycięstwo Murraya wystrzeliły. W dół poszybował nie tylko Federer, ale też Nadal, który nigdy nie kochał twardej nawierzchni, oraz broniący tytułu Djoković. Serb odpadł już w pierwszej rundzie w Brisbane i w półfinale w Sydney z Finem Jarko Nieminenem. - Nie mogę się przyzwyczaić do nowej rakiety - takie ma wytłumaczenie. Djoković zaprzepaścił szansę wyprzedzenia w rankingu Federera, do którego tracił jedynie 20 pkt. Gdyby w Sydney doszedł do finału, byłby dziś numerem dwa na świecie.

Rozumowanie większość fachowców jest takie, że Murray wydoroślał. Z przeklinającego na korcie na potęgę nieokrzesanego młokosa, zmienił się w poważnego pretendenta do tronu. Przestał się palić psychicznie, nauczył wygrywać z najlepszymi, a jego sztab szkoleniowy, naszpikowany specjalistami od przygotowania fizycznego, wreszcie zmusił go do częstszych wizyt na siłowni. Murray nie wygląda po nich jeszcze jak Nadal, ale to już nie sama skóra i kości, jak było rok temu.

Czy Szkot rzeczywiście może już teraz zostać pierwszym od 73 lat brytyjskim zwycięzcą Wielkiego Szlema?

- Kto jest faworytem? Andy? Żartujecie! - tak zareagował Federer. - Miał udany sezon, grał nieźle na początku roku, ale to jest Szlem. Novak broni tytułu, Rafa umie wygrywać w Szlemie, mnie też nie wolno lekceważyć. To jest inna bajka. Dochodzi ogromne ciśnienie. Ciekawy jestem, jak Andy poradzi sobie z rolą faworyta - stwierdził Federer, trzykrotny zwycięzca Australian Open, który cztery miesiące temu wybił Murrayowi z głowy marzenia o triumfie w Szlemie w finale US Open. W sobotę Federer pewnie wygrał pokazową imprezę Kooyong Classic na przedmieściach Melbourne. W finale pokonał swojego deblowego partnera z igrzysk w Pekinie Stanislasa Wawrinkę 6:1, 6:3. Po tym zwycięstwie bukmacherzy zrównali stawki za triumf Murraya i Federera (obaj po 3,5 funta za jednego postawionego).

Brytyjskie media, których rekordowa liczba akredytowała się w tym roku w Melbourne, też tonują optymizm. Im bliżej turnieju, tym są mniej pewne swego. Przestrzegają, że od wielu lat zwycięzca z Dauhy nie wygrał Australian Open. Zastanawiają się, czy Murray nie zrobił błędu, nie grając żadnej imprezy w Australii, żeby oswoić się z kortami i zabójczym upałem.

W sobotę po raz pierwszy głos zabrał Murray. - Nie ma dla mnie znaczenia, czy jestem faworytem. Być może wolałby nim być Roger, jego sprawa. A jeśli chodzi o presję, to nie wygłupiajcie się. Byliście kiedyś na Wimbledonie? Australia to nic, przy tym, czego się ode mnie oczekuje w domu. Przyzwyczaiłem się - mówił dziennikarzom rozstawiony z czwórką Szkot. Zapomniał dodać, że w Londynie, nigdy nie udało mu się przejść ćwierćfinału.

Murray w półfinale jest na kursie kolizyjnym z Nadalem, Federer z Djokoviciem. Finał Szkota ze Szwajcarem jest więc możliwy. Ale być może wielką czwórkę pogodzi ktoś z drugiego planu. Australia uwielbia niespodzianki. Na liście pretendentów jasno błyszczą David Nalbandian, który wygrał w Sydney, i Juan Martin del Potro, triumfator z Auckland. Ale mocni mogą być też Andy Roddick i rewelacja poprzedniego roku Jo-Wilfired Tsonga, ulubieniec Australii.

Wśród kobiet sprawa jest bardziej zagmatwana. Największe szanse na zwycięstwo mają siostry Williams, ale Venus nie grała nigdzie poza pokazówką w Hongkongu, a Serena niespodziewanie przegrała w Sydney z Jeleną Dementiewą. Sporo mówi się o młodych - niespodziankę może sprawić Caroline Wozniacki albo Victoria Azarenka. Wszyscy pamiętają też w Australii Agnieszkę Radwańską, która w zeszłym roku grała w ćwierćfinale. Ale jej akcje stoją trochę niżej. Agnieszce to jednak zupełnie nie przeszkadza, woli atakować faworytki z zaskoczenia.

Co Radwańska myśli o tegorocznym losowaniu Australina Open - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.