Po sukcesie w San Diego Agnieszka Radwańska trzyma się w elicie

- Boli, że przegrałam w taki sposób. Zmarnowałam szanse - mówiła Agnieszka Radwańska po porażce ze Swietłaną Kuzniecową w finale turnieju w San Diego. Polka ma też jednak wiele powodów do radości.

Jesteś ligowym ekspertem? Zagraj w Wygraj Ligę ?

Radwańska zagrała w Kalifornii świetny turniej, ale nie dała rady ukoronować go zdobyciem piątego w karierze i pierwszego od 2008 r. tytułu. W finale uległa Kuzniecowej 4:6, 7:6 (9-7), 3:6 po dramatycznym, trwającym dwie i pół godziny thrillerze. "Radwańska zmusiła Rosjankę do wielkiego wysiłku" - napisał "Los Angeles Times", podkreślając, że widzowie obejrzeli niezwykle emocjonujące spotkanie.

W drugim secie Polka dokonywała na korcie cudów i dwukrotnie uciekła prowadzącej Rosjance spod topora. W tie-breaku, choć na tablicy wyników straszyło już 0-4, przycisnęła tak, że Kuzniecowa kompletnie się pogubiła, zmarnowała cztery meczbole i przegrała seta. Musiała walczyć o zwycięstwo przez kolejne kilkadziesiąt minut. - Ręce mi się trzęsły, z nerwów nie byłam w stanie utrzymać rakiety, to była kompletna zapaść - opowiadała Rosjanka, była rakieta numer dwa na świecie, triumfatorka US Open i Rolanda Garrosa, która wielokrotnie miała już ciężkie przeprawy z Radwańską, przegrała m.in. w 2008 r. w Wimbledonie i Australian Open.

- Ta porażka boli, bo zmarnowałam szanse, ale Swieta była w końcówce lepsza - stwierdziła Polka, która w trzecim secie prowadziła 2:1 i serwowała, ale nie umiała wykorzystać rozchwianej gry Rosjanki. - Takie wyrównane mecze zostają w głowie, czasem lepiej przegrać 1:6, 1:6 i mieć to za sobą - mówiła niepocieszona Radwańska.

Kluczem do zwycięstwa potężnie zbudowanej Kuzniecowej, poza niewątpliwą przewagą w sile ognia, były też błędy Polki. Do finału Agnieszka imponowała w San Diego regularnością, w półfinale przeciwko Danieli Hantuchovej popełniła ledwie dziewięć niewymuszonych błędów, w finale - aż 38. Wiele z nich wynikało z niepotrzebnego ryzyka - Radwańska z uporem grała np. dropszoty, choć nie przynosiły punktów. Gra bezpieczniejsza, cierpliwsza, szczególnie w trzecim secie, być może dałaby lepszy efekt.

Mimo tej porażki Polka może być zadowolona. Na liście WTA awansowała z 10. na 9. miejsce. Jej konto wzbogaciło się o 57,1 tys. dol. (od początku roku zarobiła 745 tys. dol.). W sezonie, który pod względem wyników uchodził za przeciętny, zrobiła pozytywny wyłom - to jej pierwszy finał od jesieni zeszłego roku. Z zazdrością na Polkę mogą patrzeć m.in. byłe liderki rankingu Safina i Ivanović, które staczają się w coraz większą przepaść, a Radwańska twardo umie się w elicie utrzymać. Robi to, bo punkty, które traci gorszymi występami w Wielkich Szlemach, odrabia potem w mniejszych turniejach, jak właśnie San Diego (pula nagród 700 tys. dol.). Mniejszych, nie znaczy słabo obsadzonych - Janković, nr 2 na świecie, odpadła tam w II rudzie, Stosur, nr 5 - w ćwierćfinale.

Radwańska daje też ciągle nadzieję na więcej, bo jej tenis - choć czasem ciężko to dostrzec - nie stoi jednak w miejscu. Wreszcie widać np. wyraźnie, że Polka lepiej serwuje. Drugie podanie wciąż jest narażone na łatwe ataki, ale pierwszym serwisem Agnieszka momentami imponuje. Z Kuzniecową posłała sześć asów (rywalka - cztery), potrafiła wygrywać własne gemy do zera, a w poprzednich meczach miewała nawet 75-proc. skuteczność pierwszego podania. Jak na Radwańską to ewenement.

Lepszy serwis to część składowa ogólnego wzmocnienia fizycznego, o którym - jako o warunku koniecznym do utrzymania się w czołówce - od dawna mówił trener Robert Radwański. Agnieszka ma silniejszą muskulaturę, potrafi czasem uderzyć piłkę naprawdę potężnie, dobrze rusza się po korcie. Wystarczy zresztą porównać zdjęcia krakowianki z 2008 r. z obecnymi - uderzają szersze ramiona, większe mięśnie na rękach.

Jedyne, czego wciąż czasem brakuje, to pomysłu, by poskładać to wszystko w spójną strategię na korcie.

Przed Radwańską końcowa część sezonu, która zdecyduje o tym, czy trzeci rok z rzędu utrzyma się w dziesiątce i pojedzie na kończące sezon mistrzostwa WTA do Dauhy. W tym tygodniu Polka gra w Cincinnati, w przyszłym w Toronto, a od 30 sierpnia w wielkoszlemowym US Open, gdzie broni niewiele punktów, bo odpadła rok temu w II rundzie. Najlepiej byłoby więc formę utrzymać i spróbować podbić Nowy Jork co najmniej ćwierćfinałem. Może się jednak tak zdarzyć, że bitwa o zostanie w "Top 10" rozegra się dopiero jesienią w Tokio i Pekinie, gdzie Radwańska bronić będzie aż 1050 pkt. za zeszłoroczny półfinał i finał.

Agnieszka Radwańska ? przegrała ze Swietłaną Kuzniecową

Więcej o:
Copyright © Agora SA