Jeszcze żaden tenisista w erze open nie zdołał wygrać tego samego turnieju dziesięć razy. Przed rozpoczęciem bieżącego sezonu Rafael Nadal miał szansę tego dokonać, bowiem w Monte Carlo, Barcelonie i na French Open triumfował po dziewięć razy. Fantastyczną postawą podczas Australian Open i w Miami udowodnił, że zamierza pobić rekord. 2/3 planu już się powiodło.
W związku z nieobecnością Rogera Federera w Monte Carlo zagrozić mu mogli głównie Novak Djoković i Andy Murray. Obaj odpadli jednak przed fazą półfinałową, co z pewnością stworzyło wielką szansę Hiszpanowi. Jak przystało na mistrza, wykorzystał ją, pokonując w finale rodaka, Alberta Ramosa-Vinolasa i wznosząc swój dziesiąty puchar w księstwie Monako.
Do Barcelony przyjechał jako wielki faworyt, głodny kolejnego triumfu. Wśród najgroźniejszych rywali był jedynie Andy Murray, lecz Szkot przegrał dość niespodziewanie półfinał z Dominikiem Thiemem. Austriak w każdym kolejnym turnieju pokazuje swoją wielką wartość, lecz w niedzielnym finale z Nadalem miał niewiele do powiedzenia.
Tak naprawdę wyrównana walka toczyła się do stanu 4:4 w pierwszym secie. Następnie Nadal wygrał podanie i w najlepszym możliwym momencie przełamał 23-latka, zapisując pierwszą partię na swoją korzyść.
W drugim secie Austriak bardzo często ryzykował, lecz mimo to nie mógł dorównać bardziej doświadczonemu rywalowi. Rafa oddał mu tylko jednego gema i po półtorej godziny gry zakończył spotkanie wynikiem 6:4 6:1.
Były lider światowego rankingu zanotował tym samym także dziesiąty triumf w Barcelonie. Ogółem jest to jego 71. puchar turnieju ATP i 51. na nawierzchni ziemnej. Hiszpan w ciągu ostatnich dwóch tygodni zainkasował 1500 punktów rankingowych i stał się faworytem bukmacherów do zwycięstwa we French Open.
Drugi w sezonie turniej wielkoszlemowy rozpocznie się 28 maja. Tytułu bronić będzie Novak Djoković.