Tenis. Mocne słowa australijskiego tenisisty. "Nie zależy mi na Pucharze Davisa"

Złote czasy australijskiego tenisa, w których rządzili m.in. Rod Laver i Roy Emerson powoli popadają w zapomnienie. Przyczyniają się do tego z pewnością zawodnicy młodego pokolenia z kraju kangurów. Oprócz znanego z różnych afer Nicka Kyrgiosa równie kontrowersyjny w wypowiedziach jest także jego bliski przyjaciel, Bernard Tomić. Po porażce w turnieju ATP w Monte Carlo podzielił się właśnie jedną z nich.

O ile Kyrgiosa można w ostatnim czasie pochwalić za dobre występy w Indian Wells i Miami, o tyle ciężko znaleźć pozytywy w postawie Bernarda Tomicia. Jeszcze kilka lat temu uchodził za wielki talent, lecz z czasem nie osiągał już satysfakcjonujących wyników w wielkich imprezach. Nie pomagał mu z pewnością jego ojciec, który swój agresywny temperament wykorzystywał, łamiąc nos byłemu sparingpartnerowi syna.

Tomić zalicza jak dotąd bardzo słaby sezon 2017. W tym roku wygrał zaledwie dwa singlowe spotkania, a przegrał aż sześć. Statystykę mógł poprawić w Monte Carlo, lecz odpadł w pierwszej rundzie po porażce z Diego Schwartzmanem.

Reprezentacja Australii dzięki zwycięstwu nad USA awansowała niedawno do półfinału Pucharu Davisa, w czym bardzo pomógł Nick Kyrgios. Tomicia w Brisbane jednak zabrakło, a następnie wyjawił powód, dla którego nie zamierza również wystąpić we wrześniowej walce z Belgami o finał.

- Nie zrozumcie mnie źle. Puchar Davisa to znakomite rozgrywki i są w mojej ojczyźnie postrzegane jako bardzo ważne. W chwili obecnej nie są jednak dla mnie priorytetem. Teraz będę się skupiał na powrocie do pierwszej dwudziestki rankingu i dążeniu do pierwszej dziesiątki.

- Życzę moim kolegom zwycięstwa. Sam muszę ciężko pracować, aby powrócić do szczytu formy. W Pucharze Davisa grałem już tyle razy, że po prostu nie zależy mi już na nim tak bardzo jak kiedyś - powiedział otwarcie 24-latek.

Jak zapewnił, w najbliższym czasie ma zamiar powrócić przede wszystkim do czołowej trzydziestki rankingu, aby być rozstawionym podczas Wimbledonu. To w Londynie osiągnął swój jak dotąd najlepszy wynik wielkoszlemowy, dochodząc w 2011 roku do ćwierćfinału.

- Jestem teraz na 43. miejscu, więc muszę się skupić. Mam pięć, sześć tygodni, aby wygrać kilka meczów i powrócić do trzydziestki. Chcę mieć komfort rozstawienia w turniejach na nawierzchni trawiastej, ponieważ na niej czuję się najlepiej. Rok temu na Wimbledonie byłem blisko 1/8 finału, ale w trzeciej rundzie przegrałem 10:8 w piątej partii - zakończył.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.