Skandal wokół kortów. Tenis umoczony w hazard

Według BBC i BuzzFeed.com w procederze uczestniczą nawet wielkoszlemowi zwycięzcy singla i debla - współpracujący z mafiami bukmacherskimi - a światowe władze dyscypliny ich chronią. Jeśli powołujący się na wewnętrzne śledztwo ATP dziennikarze mają rację, to znów mamy tę samą historię od lat rujnującą reputację najpopularniejszych sportów.

Nafaszerowanych dopingiem kolarzy kryli szefowie kolarstwa, nafaszerowanych lekkoatletów - szefowie lekkoatletyki, z wydaniem wojny stosowaniu zakazanej farmakologii mają się też ociągać szefowie futbolu (według zamówionego przez UEFA u naukowców raportu 7,7 proc. wyników próbek moczu uczestników Ligi Mistrzów z minionych lat zmieniało się w podejrzany sposób).

Tym razem skandal wyrósł jednak na zjawisku wybitnie nowoczesnym, czyli internetowym hazardzie, którego obroty zwiększają się w oszałamiającym tempie. Przed dziesięcioma laty globalny rynek wart był 13,8 mld dol. rocznie, przed pięcioma laty - 30,3 mld, w minionym roku - 41,4 mld. Unia Europejska już dawno uznała, że uboczne skutki rozprzestrzeniania się zakładów bukmacherskich stanowią największe zagrożenie dla wiarygodności wyczynowego sportu.

Obstawiać można z każdego miejsca na ziemi i wszystko - aż po piłkarską piątą ligę włoską, tenisowe rozgrywki najniższej kategorii czy imprezki juniorskie. Obstawiać można o każdej porze (przed lub w trakcie meczów), obstawiać można najdrobniejsze detale - od liczby rzutów rożnych w futbolu po liczbę rozegranych piłek w tenisowym gemie. To wie każdy doświadczony gracz, niewielu natomiast zdaje sobie sprawę, że w większości firm bukmacherskich "nie wolno" wygrywać zbyt dużo. Kto zacznie robić to seryjnie, bo sprawnie liczy i wykorzystuje nieadekwatne do realiów kursy - ustalają je ludzie, więc popełniają błędy, zwłaszcza w pomniejszych turniejach - ten zostaje skrępowany limitem niwelującym jego ewentualne zyski do minimum. U internetowego bukmachera możesz fortunę przegrać, ale na dłuższym dystansie nie możesz fortuny wygrać. Wyproszenie z kasyna, tyle że bez stosowania przemocy fizycznej. I bez podania przyczyn.

Nie dotyczy to oczywiście pojedynczego wydarzenia, z czego korzystają również sportowcy. Im niższy poziom rywalizacji, tym pokusa silniejsza i ryzyko zredukowane do minimum. Od lat się mówi, że tenisiści i tenisistki rywalizujący w setkach małych turniejów (nierzadko muszą do nich dopłacać) masowo dorabiają u bukmacherów. Wystarczy umówić się ze znajomym, by postawił na twoją porażkę w inauguracyjnym secie, a potem go przegrać. Albo z premedytacją oddawać gemy z własnym serwisem. Albo przewidzieć liczbę podwójnych błędów. Ba, faworyt(ka) może też doprowadzić do radykalnego spadku kursu na jego (jej) triumf w trakcie meczu, by następnie przez pośrednika wytypować swój triumf, zacząć walczyć na serio i wzbogacić się podwójnie. Nagroda za zwycięstwo od organizatorów turnieju plus zysk z obstawiania. Każdego tygodnia w niskopłatnych turniejach ITF zdarzają się wyniki urągające logice, np. 0:6 w inauguracyjnym secie absolutnej faworytki z nowicjuszką. Zdarza się też, że ktoś celowo odpada w pierwszej rundzie ze słabszym rywalem, by z nielegalnego zysku sfinansować wyprawę na inny kontynent, na kolejne zawody.

Tam w nietransmitowanych przez telewizje niszach przestępcy poruszają się z największą swobodą. Tak jak bukmacherskie mafie piłkarskie intensywnie działają przede wszystkim w niskich ligach, w których zawodników nakłonić do oszustwa łatwiej, ewentualnie łatwiej szantażować opornych. Opłacane wielomilionowo gwiazdy Barcelony i Realu Madryt mają wiele do stracenia i prawie nic do zyskania.

Podchodzenie do prestiżowych kortów też teoretycznie nie powinno mieć sensu, zwłaszcza że identyczny przekręt da się zaprojektować na peryferiach tenisa. Ale to prawda niepełna. Na byle turnieju zainwestujesz bowiem tylko byle pieniądze, bukmacherzy ustalają niskie limity. A nawet jeśli znajdziesz sposób, by ograniczenia obejść - np. poprzez założenie wielu kont - to nienormalnie wysokie kwoty szybko wzbudzą podejrzenia. Możliwości otwierają się dopiero na turniejach najwyższej rangi. I tylko te turnieje interesują gangsterów. Prokurator z włoskiej Cremony Roberto Martino, ścigający korupcję w sporcie m.in. w słynnej operacji "Last Bet", skomentował tenisowe rewelacje wzruszeniem ramion: - To dla mnie jak ponowne wynalezienie koła, sam przekazywałem ATP materiały. Żeby ten proceder skutecznie zwalczać, trzeba koordynacji działań co najmniej na poziomie europejskim. Zmowa milczenia w świecie sportu nie ma sobie równych. Nawet wśród ludzi mafii. f

Więcej o:
Copyright © Agora SA