Tenisowy wielki szlam

Dla mafii bukmacherskich z Włoch i Rosji mecze ustawiali zwycięzcy turniejów wielkoszlemowych w singlu i deblu oraz zawodnicy z czołowej pięćdziesiątki światowego rankingu. ATP wiedziała, ale nic nie zrobiła.

Po korupcyjnym skandalu piłkarskim i dopingowej aferze w lekkiej atletyce bomba wybuchła w tenisie. Dziennikarze BuzzFeed.com i BBC nie tylko dotarli do tajnego raportu przygotowanego dla ATP, ale też za pomocą specjalnego algorytmu przeanalizowali 26 tys. meczów z lat 2009-15.

Wszystko zaczęło się na początku sierpnia 2007 r. w Sopocie.

Nikołaj Dawidenko, obrońca tytułu i faworyt Orange Prokom Open, poddał mecz II rundy z Argentyńczykiem Martinem Vassallo Argüello z powodu kontuzji stopy. Porażka czwartego wówczas tenisisty świata okazała się podejrzana. Przed meczem za jednego funta postawionego na Rosjanina można było zarobić ledwie 20 pensów, a na rywala - aż cztery funty. W zakładach w internecie stawiano jednak olbrzymie pieniądze na zwycięstwo Argentyńczyka, i to nawet gdy przegrał pierwszego seta. Betfair.com w pewnym momencie przestał przyjmować zakłady. Gracze zdążyli jednak wpłacić aż 3,6 mln funtów. Dziesięć razy więcej niż zazwyczaj w turniejach tej rangi.

Dziś wiemy, że bukmacherzy już wcześniej nieoficjalnie alarmowali tenisowe władze, podsyłając listy podejrzanych meczów i zawodników. Tym razem Betfair publicznie uznał jednak mecz za ustawiony, odmówił wypłacenia wygranych i zaapelował do ATP, by zajęła się sprawą.

Tenisowa federacja wynajęła trzech śledczych, kiedyś badających uczciwość zakładów na wyścigach konnych. Dzięki danym uzyskanym od bukmacherów i ATP wiosną 2008 r. przygotowali oni raport o ustawionych spotkaniach. - Federacja mogła oczyścić ten sport. Podaliśmy jej wszystko na tacy, a ona nie zrobiła nic - wspomina Mark Phillips, jeden ze śledczych.

W raporcie padają nazwiska 28 zawodników, które powtarzały się na listach wcześniej dostarczanych ATP przez bukmacherów. Chodzi o zdobywców tytułów wielkoszlemowych w singlu i deblu, aż 16 zawodników z czołowej pięćdziesiątki rankingu ATP. Śledczy wymieniają 72 podejrzane mecze - trzy w Wimbledonie, jeden na Roland Garros. Dostarczyli też dowody na istnienie hazardowych mafii z Rosji, północnych Włoch i Sycylii.

Wieści o ustawionych meczach w Szlemie szokować mogą jednak tylko tych, którzy nie pamiętają słów Belga Gillesa Elseneera. Już osiem lat temu przyznał, że proponowano mu 100 tys. euro za ustawienie meczu na Wimbledonie. Wtedy głos zabierali także Andy Murray, Tim Henman, Roger Federer i Robert Radwański, nikt korupcji nie zaprzeczał.

Novak Djoković kilka lat temu opowiadał, że ktoś chciał mu zapłacić 200 tys. dol. (50 tys. więcej, niż wynosiła nagroda dla zwycięzcy) za odpuszczenie meczu w Petersburgu w 2006 r. Szczegółów nie zdradził, powiedział tylko, że chodziło o mecz I rundy oraz że propozycja padła przed rozpoczęciem imprezy, w której ostatecznie nie wystartował. - Ofertę oczywiście odrzuciłem, bo brzydzę się oszustwem, ale chcę pokazać, że jest poważny problem z ustawianiem meczów - powiedział Djoković. Wczoraj powtórzył tę historię po awansie do II rundy Australian Open.

ATP wciąż nie reagowała. Sprawę meczu Dawidenki i Vassallo Argüello zamknięto z braku dowodów, choć śledczy dowiedli, że Argentyńczyk przed turniejem wymienił 82 SMS-y z osobą podejrzewaną o kierowanie mafią we Włoszech. Jedynym ruchem tenisowych władz było powołanie Tennis Integrity Unit (TIU). Federacje ATP, WTA, ITF oraz szefowie Wielkich Szlemów stworzyli organizację, by "czuwała nad przestrzeganiem zasad i pilnowała sportowego ducha rywalizacji". Szef TIU Nigel Willerton zapewnia, że stosuje zasadę zerowej tolerancji dla korupcji. Przez siedem lat na wniosek TIU zawieszono jednak tylko 13 zawodników.

BuzzFeed.com, używając jedynie danych od bukmacherów i obliczeń komputerowych, znalazł kolejnych 15 graczy, których porażki w latach 2009-15 są mocno podejrzane. - Wszelkie nowe informacje zostaną zbadane - obiecał szef ATP Chris Kermode. Dziś BBC wyemituje wywiad z skruszonym tenisistą oszustem i kolejne rewelacje.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.