Tenisiści o dopingu: Badajcie nas częściej

Moglibyśmy robić więcej, żeby walczyć z dopingiem - mówi Roger Federer. Tenis od lat zostaje z tyłu, jeśli chodzi o ściganie nielegalnego wspomagania.

Rocznie w tenisie przeprowadza się ok. 3,5 tys. testów antydopingowych, w tym 1,4 tys. poza zawodami. Międzynarodowa Federacja Tenisowa (ITF) twierdzi, że zawodnicy z czołowej pięćdziesiątki rankingu ATP są sprawdzani co najmniej siedem razy na sezon, a tenisistki z czołówki - pięciokrotnie. ITF uważa, że to wystarcza. Ale te liczby są dramatycznie niskie - dla porównania, w kolarstwie jest ponad 25 tys. testów, w piłce nożnej - blisko 30 tys., a w lekkoatletyce - ok. 15 tys. - Testów w tenisie jest za mało. Wielokrotnie byłem zaskoczony, że gdy schodziłem z kortu, nie pojawiał się przy mnie kontroler. Myślę, że ćwierćfinaliści każdego turnieju powinni być badani obowiązkowo - powiedział Federer podczas trwającego w Londynie turnieju ATP World Tour Finals, gdzie ośmiu najlepszych singlistów rywalizuje w kończącej rok imprezie. Zdaniem Szwajcara próbki moczu i krwi muszą być przechowywane latami, żeby można było karać nawet za przewinienia sprzed wielu sezonów, o ile pojawią się nowe metody badawcze.

Andy Murray dodał, że więcej testów powinno być poza zawodami, np. gdy zawodnicy szlifują formę przed sezonem.

Jeszcze cztery lata temu tenis był pod tym względem pośmiewiskiem - w 2011 r. ITF oraz federacje ATP i WTA przeprowadziły poza turniejami tylko 21 testów krwi, dzięki którym można wykryć najnowocześniejszy doping. W kolarstwie w tym czasie wykonywano ponad 2 tys. testów krwi.

Wykrywalność oszustów w tenisie jest niska. Wpadło kilka płotek: Czeszka z drugiej setki listy WTA, Brazylijczyk z nizin rankingu, kilku Włochów i Argentyńczyków, biorących przestarzałe środki. Najgłośniejsze wpadki to Chorwat Marin Cilić, któremu jednak Trybunał ds. Sportu w Loznannie dał wiarę, że nie przeczytał uważnie ulotki na lekarstwie i skrócił mu karę z ośmiu do czterech miesięcy. A także Serb Victor Troicki, który został zawieszony, bo powiedział kontrolerom, że boi się igły.

- Pieniądze w tenisie są ogromne, więc nie wierzę, że ludzie się nie szprycują. Przypadek Lance'a Armstronga podziałał na wyobraźnię. Skoro z taką łatwością oszukiwał, dlaczego miałoby nie być oszustw w tenisie, gdzie za zwycięstwo w US Open dostajesz ponad 2 mln dol.? - pytał Amerykanin James Blake, kiedyś zawodnik czołowej dziesiątki ATP.

Lista poszlak wskazujących, że tenis ma problem z dopingiem, jest długa. O tuszowaniu skandali wspominał Andre Agassi, który w latach 90. z pomocą oficjeli ATP zamiótł pod dywan wpadkę z metamfetaminą. Richardowi Gasquetowi ITF dała wiarę, że kokaina w jego krwiobiegu to efekt pocałunku z dziewczyną. Belgijce Yaninie Wickmayer uwierzono, że trzy razy zapomniała stawić się na kontrolę przez roztargnienie. Wayne Odesnik, przyłapany z hormonem wzrostu, już kilka miesięcy później mógł grać w turniejach.

ITF nigdy nie zainteresował się listą tenisowych klientów hiszpańskiego dr. Eufemiano Fuentesa, centralnej postaci tzw. afery Puerto. Nikogo nie zaniepokoiły informacje, że do dilera EPO Armstronga - doktora Luisa Garcii del Morala - regularnie jeździła Włoszka Sara Errani, David Ferrer, Igor Andriejew i Dinara Safina. W 2013 r. ITF także nie wnikała w doniesienia dziennika "Miami Times" o tenisistach korzystających na Florydzie z usług kliniki Biogenesis, w której szprycowali się m.in. amerykańscy baseballiści.

Floyd Mayweather ma nowe Bugatti za 3,5 mln. I inne ciekawe fotki [ZOBACZ]

Czy wierzysz w skuteczniejszą walkę z dopingiem?
Więcej o:
Copyright © Agora SA