WTA w Katowicach. Sakowicz-Kostecka: Radwańska i Navratilova potrzebują czasu. Teraz nie pomógłby nawet Federer

- Kiedy zaczyna atakować pierwszą czy drugą piłkę, to jest to tak nienaturalne, że aż razi w oczy - mówi Joanna Sakowicz-Kostecka o Agnieszce Radwańskiej. - To nie jest wina Navratilovej. Mam wiadomości z pierwszej ręki - przekonuje była tenisistka, a obecnie komentatorka. W pierwszej rundzie turnieju w Katowicach Radwańska zagra z Yaniną Wickmayer. Relacja na żywo w Sport.pl

Łukasz Jachimiak: Wojciech Fibak przekonuje od jakiegoś czasu, że Agnieszka Radwańska powinna zrezygnować ze współpracy z Martiną Navratilovą. Pani też uważa, że są z niej same szkody?

Joanna Sakowicz-Kostecka: Nie, uważam, że Martina trafiła na zły moment Agnieszki. Czy teraz zamiast Martiny byłaby przy niej Chris Evert czy nawet gdyby to był Roger Federer, to ona lepiej by nie grała. Ma kryzys formy, który każdego w końcu dopada. Agnieszka nie jest cyborgiem, po latach regularnej gry na absolutnie najwyższych obrotach musi mieć gorszy czas. Przecież ona od paru ładnych sezonów przez 10 miesięcy w każdym roku jest bardzo mocna. Teraz widać u niej znużenie, brak radości z gry. To nie jest wina Navratilovej. Wiem trochę więcej niż pan Fibak. Mam wiadomości z pierwszej ręki.

Od Agnieszki czy od jej sztabu?

- Od sztabu. Wiem, co się dzieje, ale nie jestem upoważniona, żeby o tym opowiadać. W każdym razie zatrudnienie Navratilovej było bardzo pozytywnym krokiem. Ona nie jest winowajczynią tego, co się teraz dzieje, choć wiem, że na pierwszy rzut oka tak to wygląda.

Radwańskiej i Navratilovej wystarczy cierpliwości? Bo widać, że nam wszystkim już jej brakuje. Po trzech miesiącach sezonu coraz więcej jest takich wypowiedzi jak Fibaka. Eksperci spodziewali się błyskawicznych sukcesów Agnieszki wspieranej przez Martinę, ale czy one same nie spodziewały się, że będzie szło lepiej?

- Jasne, byli tacy, według których Agnieszka mNikomemiała wygrać już Australian Open. Na szczęście ci, którzy powinni, mają trzeźwy ogląd sytuacji. Radwańskiej będzie trudno wygrać wielkoszlemowy turniej, bo już nie jest tą osobą, której wirtuozeria powalała rywalki. Ona frustrowała przeciwniczki, z każdej pozycji potrafiąc zagrać niewiarygodną piłkę. Po latach takiej gry Agnieszka została rozpracowana już nie tylko przez czołówkę, ale też przez zawodniczki z dalszych pozycji rankingu WTA. Doceniajmy, że ona od tylu lat jest na szczycie, bo czy czołowa "dziesiątka" nie jest światowym szczytem? Teraz trzeba przetrwać ten najtrudniejszy czas, w którym nie da się wziąć urlopu na żądanie. Taki Agnieszce by się przydał, ale ona - w odróżnieniu od nas - nie ma do takiego urlopu prawa. Do Katowic Radwańska przyjedzie chętnie, ale później na pewno chciałaby złapać oddech, pobyć w Krakowie przez dwa-trzy tygodnie, pójść na zajęcia na uczelnię. O takich sprawach może tylko pomarzyć. Gdyby przestała trzymać się zasad dotyczących zawodniczek jej klasy, to musiałaby płacić karę za karą.

Nie obawia się pani Katowic? Jeśli Radwańskiej przydarzy się wpadka, atmosfera wokół niej stanie się jeszcze cięższa.

- Oby nie przytrafił jej się słabszy występ, a to się może zdarzyć, bo obsada jest naprawdę mocna, jak na turniej tej rangi. Oczywiście znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że 50. czy 60. zawodniczka rankingu to żadna rywalka dla Radwańskiej. Na pewno o naprawdę mocnych, uznanych dziewczynach usłyszę w najbliższych dniach, że to "no name'y". Wszyscy stwierdzą, że Agnieszka musi imprezę wygrać, skoro jest jedyną zawodniczką z Top 10. Naturalnie ona sama stawia sobie taki cel, ale może być różnie. Denerwuje, że my, Polacy, jesteśmy ekspertami od wszystkiego. Choć jak czytam tenisowe fora, to widzę, że inni zawodnicy też mają takie swoje piekiełka.

Dużo na tych forach pisze się o zmianach w stylu gry Radwańskiej?

- Sporo. Sama też - niestety - widzę te nowe elementy. Kiedy ona zaczyna atakować pierwszą czy drugą piłkę, to jest to tak nienaturalne, że aż razi w oczy. Na razie to wygląda tak, jak mogłaby wyglądać Carla Suarez Navarro, która ostatnio Agnieszkę pokonała, próbująca upodobnić się do Any Ivanović. Tego się nie da zrobić.

Nie da się zupełnie zmienić stylu Radwańskiej?

- Już teraz się nie da. Agnieszka świetnie grała w 2012 roku. Wtedy nie była agresywna, tylko spokojna. Rozrzucała rywalkę, goniła ją od jednej linii do drugiej. Teraz jest tak pospinana, że uderzana przez nią piłka czasem nie dolatuje nawet do połowy kortu. W ostatnim meczu, z Suarez Navarro, widać było przebłyski jej formy, ale to Hiszpanka cały czas dyktowała warunki. Mimo że ma tylko 160 cm wzrostu i nie gra cały czas mocnych, płaskich piłek, a do niedawna Polka przegrywała przecież tylko z takimi zawodniczkami, które to potrafiły. Niestety, drugą Sereną Williams Radwańska nie będzie i na siłę nie ma co próbować z niej drugiej Sereny robić. Ona musi szlifować to, co ma.

To po co jej Navratilova?

- Jest potrzebna jako mentorka, ktoś, kto wesprze w kluczowych momentach. Ale nie chcę udawać, że jestem mądrzejsza od Martiny. Ona o tenisie wie wszystko, na pewno się Agnieszce przyda. Tylko dajmy im czas.

Przypomina sobie pani, by oczekiwane efekty współpracy bardzo dobrego zawodnika z bardzo dobrym byłym zawodnikiem przyszły bardzo szybko?

- Nie, za to dużo jest przykładów pokazujących, że warto wytrwać. Andy Murray był bardzo mocno krytykowany, kiedy pracując z Amelie Mauresmo początkowo nie osiągał dobrych wyników. Ale wytrzymał i w styczniu był w finale Australian Open. Nie przypominam sobie, żeby ktoś błyskawicznie zmienił styl i wygrywał wszystko po podjęciu treningów z nowym człowiekiem. Czarodziejskich różdżek w tenisie nie ma. Tu się na sukces składa mnóstwo komponentów, nie ma jednej złotej rady, jednego przepisu. Być może Radwańska i Navratilova nie nadają na tych samych falach i się rozstaną. Ale teraz na pewno nie można stwierdzić, że tak powinno się stać.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.