Becker trenerem Djoković. Novak stawia na "Bum-Bum"

Gwiazdy sprzed lat wracają na korty jako trenerzy. Na sukces Andy'ego Murraya z Ivanem Lendlem serbski numer dwa światowego rankingu zareagował niespodziewanym zatrudnieniem Borisa Beckera.

Djoković ogłosił wczoraj, że 46-letni Niemiec, były trzykrotny mistrz Wimbledonu, zostaje jego głównym szkoleniowcem. Będzie mu towarzyszył na wszystkich turniejach wielkoszlemowych, a także m.in. w Dubaju, Miami, Monte Carlo, Rzymie i Cincinnati.

Pracujący z Serbem od 2006 r. Słowak Marián Vajda pozostanie członkiem zespołu, ale odsunie się w cień. Pojedzie tylko do Indian Wells, Madrytu, Toronto i Pekinu. - Pracowaliśmy z Novakiem przez osiem lat, doszliśmy do wniosku, że potrzebny jest nowy impuls. Po kilku bardzo intensywnych latach chciałbym spędzać więcej czasu z rodziną. Jestem pewien, że współpraca z Borisem ułoży się świetnie - powiedział Vajda, z którym Djoković zdobył sześć tytułów wielkoszlemowych: cztery w Melbourne oraz po jednym w Nowym Jorku i Wimbledonie.

Odsunięcie Vajdy i mocne postawienie na Beckera, który w ostatnich latach nie pracował jako trener, ma za to wielkie ego i dość konfliktowy charakter, uznano za ogromną niespodziankę. "Fani Djokovicia muszą wierzyć, że Becker będzie wnikliwszy jako trener niż komentator telewizyjny" - napisał na Twitterze Christopher Clarey z "New York Timesa". Becker jako ekspert BBC, Sky Sports, stacji niemieckich i amerykańskich jest krytykowany za słabą znajomość zawodników i przynudzanie na antenie. W tenisowym światku ciągnie się za nim opinia człowieka, który lubi być na pierwszym planie, ale niekoniecznie ma coś mądrego do powiedzenia.

Tenisistą był jednak wybitnym. Świat usłyszał o nim w 1985 r., gdy jako 17-latek potężnymi serwisami - stąd ksywa "Bum-Bum" - wyrąbał sobie drogę do triumfu w Wimbledonie jako najmłodszy zawodnik w historii. Potem wygrał jeszcze pięć turniejów wielkoszlemowych i sięgnął po 58 innych tytułów, wspiął się na pierwsze miejsce w rankingu i dwukrotnie zdobył Puchar Davisa. Ze swoimi genialnymi wolejami, niezwykłym atletyzmem i rudą czupryną stał się ikoną tenisa lat 80. i 90. obok Stefana Edberga, Matsa Wilandera i Lendla. Po zakończeniu kariery wciąż dostarczał wrażeń tabloidom, romansując, rozwodząc się i procesując na prawo i lewo.

Po co Djokoviciowi Becker? Jak na standardy Serba, rok 2013 był rozczarowaniem. Wygrał Australian Open, ale potem poległ z Nadalem w półfinale Rolanda Garrosa i finale US Open, przegrał też finał Wimbledonu z Andym Murrayem. W rankingu ATP stracił prowadzenie na rzecz Nadala. W 2011 r. Djoković patrzył z góry na wszystkich, teraz okazało się, że Nadal i Murray zaczęli mu uciekać.

Do wniosku, że musi coś zmienić, doszedł już kilka miesięcy temu. BBC zauważa, że m.in. stąd wziął się eksperyment z przelotnym wynajęciem w roli konsultanta Wojciecha Fibaka. Ale Djoković uznał najwyraźniej, że półśrodki nie mają sensu, potrzebny jest wstrząs. Wybór Beckera staje się logiczny, gdy przyjrzymy się, co stało się przez półtora roku z Andym Murrayem. Szkot zaryzykował, zatrudniając Lendla, ośmiokrotnego mistrza wielkoszlemowego, wielkiego gracza i wielką osobowość, ale z zerowym doświadczeniem trenerskim. I trafił w dziesiątkę - w rok zgarnął US Open, Wimbledon i złoto olimpijskie.

"Djoković pozazdrościł Murrayowi. Chce pójść tą samą drogą, wziął doświadczonego, charyzmatycznego gracza ze świeżym spojrzeniem, który ma pomóc mu nie tyle zmienić taktykę, ile zmienić mentalne podejście do ważnych meczów, czyli zrobić to, co Lendl z Murrayem" - napisał "Daily Telegraph". W tej zazdrości jest nawet element metafizyki - Lendl nigdy nie wygrał Wimbledonu jako gracz, ale pomógł zrobić to Murrayowi, a Becker nigdy nie wygrał Rolanda Garrosa, a to jedyny Szlem, którego nie zdobył Djoković. "Ale to też ryzykowne posunięcie, bo team Djokovicia stanowili dotąd ludzie bliscy sobie, panowała w nim atmosfera rodzinna. Jak zareagują na kogoś z zewnątrz, na dodatek kogoś o tak silnej osobowości?" - zastanawia się BBC. Na Twitterze, gdzie po ogłoszeniu aliansu Beckera z Djokoviciem zagotowało się od komentarzy, dość silny był pogląd, że ich współpraca może zakończyć się niewypałem, tak jak zestawienie Marii Szarapowej z Jimmym Connorsem. Dwie silne osobowości wytrzymały ze sobą... jeden mecz.

Jeśli się jednak uda, niewykluczone, że niedługo w męskim tenisie będziemy mieli prawdziwy powrót lat 80. Roger Federer trenował bowiem przez ostatni tydzień ze Stefanem Edbergiem. Niewykluczone, że pozostający obecnie bez trenera Szwajcar zdecyduje się na trwalszą współpracę ze Szwedem.

Edberg kontra Becker kontra Lendl w lożach trenerskich? To byłby hit 2014 r.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.