Dlaczego tenisiści nie zawsze grają fair?

Potknięcia szalonego Austriaka Daniela Koellerera i mało znanego Serba Davida Savicia nie zniechęciły tenisistów do krętactwa, prób oszustw i wpływania na wyniki meczów w sposób, który z duchem sportu nie ma nic wspólnego. Dlaczego tak się dzieje? - zastanawia się komentator i ekspert tenisowy Marek Furjan.

Czytaj o tenisie na blogu Marka Furjana ?

Wspomniani zawodnicy "kontrolowali" przebieg swoich spotkań oraz mieli namawiać do współpracy innych kolegów grających na zawodowych kortach. Obaj zostali dożywotnio zawieszeni. Niewykluczone, że wkrótce lista się powiększy.

Media poinformowały ostatnio o dochodzeniu, jakie rozpoczęło się w sprawie jednego z hiszpańskich tenisistów. Wieść błyskawicznie rozniosła się po forach i portalach internetowych i część osób, które dokładnie sprawę przeanalizowały, jako głównego podejrzanego podaje nazwisko Daniela Gimeno-Travera. Jeżeli nieoficjalne oskarżenia się potwierdzą, zawodnik może dołączyć do krótkiej wciąż listy tenisistów zdyskwalifikowanych dożywotnio - pisze na swoim blogu "Vamos" Furjan.

Fakty nakazują, aby zastanowić się nad przyczynami tak nierozważnych decyzji zawodników. Poza pojedynczymi przypadkami, które są efektem zastraszania, czy też zwykłej naiwności, główną motywacją do ustawiania meczów są oczywiście pieniądze. Na poziomie imprez ATP o podobnych przewinieniach słyszymy sporadycznie (bo tenisiści są przyzwoicie za osiągnięcia na korcie wynagradzani), natomiast największy problem występuje w zawodach rangi Futures, czyli tam, gdzie zawodnicy powinni zbierać pierwsze zawodowe szlify i uczyć się poważnego tenisa. Dlaczego nieczyste zagrania są bardziej popularne na tak małych imprezach, wśród niedoświadczonych zawodników? Powodów jest kilka.

Tenisiści ledwo wiążą koniec z końcem?

Pisząc to, zerkam na drabinkę rozegranego w maju challengera w Rzymie. 30 tysięcy euro w puli nagród, niewiele ponad cztery tysiące przeznaczone dla triumfatora turnieju singlowego. Ostatnim zawodnikiem, który wszedł do turnieju dzięki pozycji rankingowej, był Maxime Authom - Belg, który w momencie zamknięcia listy zgłoszeń znajdował się w rankingu ATP na pozycji numer 213. Zawodnik odpada już w pierwszej rundzie, a za przyjazd/przylot otrzymuje 310 euro. Porażka w drugiej rundzie wspomnianej imprezy wyceniona została na 530 euro. Jak opłacić podróż, trenera, odżywki czy zjeść kolację? Co z setkami tysięcy, które zainwestowało się w swój tenisowy rozwój? O odłożeniu jakichkolwiek pieniędzy nie ma nawet mowy.

Zawodnicy są świadomi konsekwencji, jakie można ponieść za wszelkiego rodzaju oszustwa (doping lub obstawianie meczów), więc na nieczystą grę decydują się najczęściej ci najbardziej zdesperowani. Nazwisko Savicia widniało na listach ATP przez dziewięć lat, a zarobione przez niego pieniądze (86 tysięcy dolarów) nie wystarczyłyby na roczne utrzymanie polskiego juniora (prawie 300 tysięcy złotych, czyli około 97 tysięcy dolarów). Nie mam zamiaru tłumaczyć ani Serba, ani tych, którzy postępują podobnie do niego, lecz otoczenie stwarza warunki, w których najsłabsi nie są w stanie oprzeć się pokusie w postaci kilku tysięcy dolarów.

Pokusy na każdym kroku

Drugim problemem jest występowanie w ofertach firm bukmacherskich zakładów dotyczących nawet najmniejszych imprez. - To źle, że można obstawiać wyniki turniejów Futures - mówił przed kilkoma miesiącami Roberto Bautista-Agut (ATP 58). Brak możliwości zainwestowania pieniędzy w wynik danego meczu znacznie ograniczyłby problem nieczystej gry. Nie rozwiązałby go jednak w pełni. Handel przeróżnymi dobrami na światowych kortach rozkwitł już na dobre. Zawodnicy krążący po imprezach ITF mawiają, że najtrudniej zdobyć w nich pierwszy punkt do rankingu ATP (trzeba wygrać jeden mecz w turnieju głównym). Niektórzy rozwiązują problem, wyciągając portfel. Po co punkt "wygrywać", skoro można go kupić? A co, jeśli do zawodów zgłosi się zbyt wielu chętnych i nie uda się dostać nawet do eliminacji? To również nie stanowi problemu. W imprezach Futures można kupić dziką kartę do turnieju głównego (w zależności od negocjacji i znajomości organizatora cena waha się od 300 do 800 dolarów). Znane są też przypadki, gdy słabiutki tenisista pokonywał o wiele bardziej utalentowanego rodaka, a w kuluarach mówiło się, że kosztowało go to trochę wysiłku, kilka uśmiechów i dwa tysiące dolarów.

Przeczytaj cały wpis na blogu Marka Furjana

Czy tenisowe mecze są ustawiane?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.