Tenis. Wielki powrót Bakera. Kim jest rywal Janowicza?

Nie grał w tenisa sześć lat, przeszedł pięć poważnych operacji, ale gdy wrócił, ciężko było go zatrzymać. W 2012 roku w Nicei doszedł do finału, pokonując Monfilsa i Dawidienkę, w Roland Garros przegrał w II rundzie, ale tenisowy świat i tak oszalał na jego punkcie. W poniedziałek zagra z nim Jerzy Janowicz. Relacja na żywo ok. godziny 8.

Tenisowe relacje z Antypodów na blogu Marka Furjana

27-letni Baker jest obecnie 59. w rankingu ATP. W październiku 2012 roku był na najwyższym w karierze, 52. miejscu. Tym bardziej imponującym, że 2012 rok zaczynał w połowie piątej setki. Z okazji meczu z Jerzym Janowiczem przypominamy sylwetkę Bakera autorstwa Marka Furjana.

Wrócić jak Brian Baker

Sześć lat temu Baker w rozgrywkach juniorskich ogrywał Djokovicia, Tomasza Berdycha czy Jo-Wilfrieda Tsongę. Każdy z nich jest teraz w pierwszej dziesiątce rankingu, ale Baker przez kilka sezonów ich mecze oglądał jedynie w telewizji. Jego kariera załamała się bowiem przez kontuzje. Po przejściu pięciu operacji - m.in. zabiegu, po którym więzadło w łokciu tenisisty zastąpiono ścięgnem z przedramienia - wiara w powrót do rozgrywek ATP stopniowo w nim gasła. Zdążył ułożyć sobie życie na nowo, wrócił na studia na Uniwersytecie Belmont w rodzinnym Nashville. Wybrał kierunek biznesowy. Po zajęciach pomagał trenerowi w prowadzeniu tenisowej drużyny uniwersyteckiej. - Obserwowanie, jak rozwija się kariera Djokovicia czy Tsongi, było dla mnie ciężkie. Przeżyłem wiele momentów, w których mogłem zapytać: "Dlaczego właśnie ja?", ale próbowałem się uporać z problemami i wierzyłem, że nadejdą lepsze czasy - wspomina Amerykanin. - W Nashville cały czas odbijałem piłkę, ale nie miało to nic wspólnego z grą na punkty przez pięć dni z rzędu - opowiadał Baker. Decyzję o powrocie do zawodowego cyklu podjął znienacka. - Latem ubiegłego roku, kiedy poczułem się lepiej pod względem fizycznym, powiedziałem sobie: "Teraz albo nigdy!" - mówi 27-letni Amerykanin.

Aby móc konkurować z najlepszymi, zaczął od najmniejszych turniejów regionalnych, najdalszych krewnych imprez wielkoszlemowych. Następnie brał udział w kwalifikacjach futuresów i challengerów, w których mógł już kolekcjonować drobne punkty do rankingu ATP. Najważniejsze okazały się dla niego starty w Sarasocie i Savannah, w których osiągnął odpowiednio II rundę i wygraną. Bomba wybuchła jednak tuż przed ubiegłorocznym Rolandem Garrosem, gdy doszedł do finału dużego turnieju ATP w Nicei. Wygrał tam siedem meczów (bo zaczął od kwalifikacji) i wyrzucił z imprezy m.in. Gaëla Monfilsa i Nikołaja Dawidienkę, czyli czołowych tenisistów świata.

Po tych zwycięstwach Baker stał się gwiazdą, amerykańskie media zwariowały na jego punkcie, a potem ten szał udzielił się też w Europie. Brian zagrał w Rolandzie Garrosie, bo za świetną grę w amerykańskich challengerach dostał od własnej federacji dziką kartę (Amerykanie i Francuzi wymieniają się kartami na US Open i Roland Garros). I w Paryżu wciąż zachwycał, bo w I rundzie pokonał doświadczonego Belga Xaviera Malisse'a, który siedem lat wcześniej wyeliminował go z US Open. W II rundzie jak równy z równym walczył z 12. na świecie Gillesem Simonem. Przegrał, ale po pięciu setach walki, zresztą pięciosetowy pojedynek rozegrał pierwszy raz w życiu. - Podziwiam go. Z łatwością zagrywa niesamowite piłki. Uderza wcześnie po koźle, a na korcie jest bardzo zrelaksowany - oceniał Simon.

- Usłyszałem o nim dopiero tydzień temu, kiedy z 700. miejsca w rankingu wskoczył w okolice 150. pozycji, co w tak krótkim czasie jest zdumiewające - stwierdził przed rozpoczęciem paryskiego turnieju Federer. - Takie historie zawsze są niesamowite. Trzymam za niego kciuki. Mam nadzieję, że zagramy kiedyś wspólnie na treningu - dodał Szwajcar.

Za kolegą z juniorskich czasów tęskni też Djoković. - Byłem pozytywnie zaskoczony jego powrotem i rezultatami, jakie osiągnął. Był jednym z czołowych, być może najlepszym juniorem świata. Jest bardzo utalentowany. Zawsze grał mądrze, różnorodnie. Miło widzieć go z powrotem - stwierdził lider rankingu ATP.

"Inspirująca historia" - napisał na Twitterze dziennikarz "New York Timesa" Ben Rothenberg. Ostatniego seta z Simonem Baker przegrał 0:6. Rozmiary porażki tłumaczył brakiem świeżości. Trudno się dziwić - w 12 dni rozegrał dziesięć spotkań w dwóch oddalonych o niespełna tysiąc kilometrów miastach. - Zagrałem przecież pięć setów na korcie centralnym. Mam tylko nadzieję, że szybko zapomnę o tym, co wydarzyło się w tym decydującym - żartował po spotkaniu Amerykanin.

Mecz dwóch rewelacji sezonu

To nie był koniec dobrych startów Bakera w 2012 roku. Mimo nacisków fanów nie dostał dzikiej karty od organizatorów Wimbledonu, ale przebił się do turnieju przez eliminacje. Wygrał w Londynie w sumie aż siedem spotkań, zatrzymując się dopiero na IV rundzie turnieju głównego, gdzie przegrał z Philippem Kohlschreiberem. Potem nie szło mu aż tak dobrze. W większości turniejów odpadał w pierwszych rundach. Od porażki w pierwszej rundzie zaczął też ten rok. W Brisbane przegrał z 3:6, 6:7 (6-8) z Grigorem Dimitrowem, późniejszym finalistą.

Mecz Janowicz - Baker można śmiało reklamować jako starcie dwóch odkryć 2012 roku. Który z nich okaże się lepszy w Auckland? Zapraszamy do śledzenia relacji na żywo w Sport.pl.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na smartfony

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.